Rozdział 6: Aleja Pokątna

1.5K 141 15
                                    

Harry nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Najpierw znalazł pieniądze. Potem ponownie spotkał profesora Snape'a, który okazał się nie być zboczeńcem, ale prawdziwym nauczycielem w prawdziwej szkole, do której Harry został zaproszony. Następnie zaoferowano mu darmowy lunch bez żadnych zobowiązań. Potem znalazł parę genialnych czerwonych butów w sklepie charytatywnym, które wyglądały praktycznie jak nowe i były w jego rozmiarze. Potem znalazł Aleję Pokątną i Gringotta i miał więcej złota, niż kiedykolwiek mógłby zliczyć!!!

Jego rodzice nie byli "uzależnionymi od narkotyków nieudacznikami".

Prychnął szyderczo na to kłamstwo Petunii. Byli geniuszami! Tylko naprawdę mądrzy ludzie zarobili w życiu tyle pieniędzy.

Harry nucił radośnie nad rożkiem lodowym, który dostał w miejscu zwanym Lodziarnia Floriana Fortescue. Zaopatrzył się już w większość rzeczy i pozostały mu tylko szaty, różdżka i jakieś zwierzątko, jeśli uda mu się je zdobyć.

Może ropuchę? Ropuchy ciągle kręciły się po alejkach.

Parsknął na siebie. Ledwo mógł sam się wyżywić przez większą część miesiąca, zdecydowanie nie mógł nakarmić ropuchy.

Chociaż... miał teraz dużo czarodziejskich pieniędzy. Powinien być teraz w stanie się wyżywić. Może mógłby wynająć pokój w tej małej tawernie, przez którą wszedł? Był pewien, że widział szyld karczmy w tym samym budynku. Mugolskie miejsca nie wynajęłyby mu pokoju, chyba że byłby z nim ktoś dorosły.

Harry uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie, jak szczęśliwy był barman z tawerny, Tom, gdy go poznał. Prawdopodobnie nie miałby problemu z wynajęciem pokoju "Harry'emu Potterowi".

Znacznie się rozjaśnił, gdy zdał sobie sprawę, że oznacza to, że będzie mógł wziąć prysznic i pospiesznie dokończył zakupy, aby móc się do niego dostać.

Wszedł do sklepu, który profesor Snape powiedział mu, że powinien odwiedzić po swoje szaty, Madame Malkins, i został zaskoczony tym, jak normalnie wyglądał sklep z ubraniami. Nie był w domu towarowym od czasu opuszczenia Dursleyów, ale pomyślał, że wyglądał trochę jak mugolski sklep z półkami pełnymi ubrań i tkanin oraz stojakami z szatami przy ścianach.

Właścicielka, Madame Malkin, przywitała go, gdy rozglądał się po pomieszczeniu. Z tyłu sklepu chłopiec o bladej, szpiczastej twarzy stał na podnóżku, podczas gdy druga czarownica upinała jego długie, czarne szaty.

Po tym, jak Harry powiedział jej, czego potrzebuje, Madame Malkin kazała mu zdjąć kurtkę, a następnie postawiła go na stołku obok innego chłopca. Wsunęła długą szatę na jego głowę i zaczęła przypinać ją do odpowiedniej długości.

Nie podobało mu się, że trzymała ręce na jego ciele i stał sztywno, z zaciśniętą szczęką, aby przetrwać dopasowanie.

- Witaj. - Powiedział blondyn. - Też Hogwart?

- Ta. - Wymamrotał Harry.

Chłopak spojrzał na niego zaciekawiony.

- Wszystko w porządku?

Harry gwałtownie skinął głową.

- Ze mną ok.

Chłopak wciąż się gapił.

- Jasne. Cóż, jestem Malfoy, Draco Malfoy.

Harry zerknął na niego, nie będąc pewnym, czy mówi serio, czy nie. Brzmiało to jak przezwisko, którego używały dzieci z ulicy, ale ten chłopiec wyglądał zbyt elegancko, by być z ulicy.

- To twoje serio imię czy ksywka z ulicy?

- Nawet nie wiem... czym, na Merlina, jest "ksywka z ulicy"?

Obliviate || Tłumaczenie SeveritusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz