🔥Rozdział 11🔥

54 5 23
                                    

Hej, przychodzę do was z 11 rozdziałem.

Miłego czytania!

🔥

KIEDYŚ

Osiedle Wexes, Willowind

– Ktoś puka do drzwi, mamo – powiedział łagodnym głosem chłopiec.

W domu unosił się przyjemny zapach pieczonego mięsa i smażonych warzyw.

– Widziałeś kto? – zapytała Emilia, zaglądając do pieca.

Brązowe włosy zaplecione w warkocze spłynęły po jej plecach.

– Panowie w garniturach.

Emilia zamilkła. Zamknęła piec i wytarła dłonie o fioletowy fartuch w kwiaty. Zerknęła szybko w stronę gabinetu Devera i zacisnęła usta w wąską kreskę.

– Nie martw się, Draven – wyszeptała. – To tylko koledzy taty.

Pomknęła do gabinetu i starannie zamknęła za sobą drzwi. W pomieszczeniu znajdował się podłużny stół wykonany z ciemnego drewna i ogromna szafa wyposażona w najróżniejsze książki.

Przystojny blondyn o ostro zarysowanej szczęce i srebrzystych oczach oderwał spojrzenie od stosu kartek i wbił je prosto w Emilię. Kobieta rzadko zaglądała do gabinetu męża, ponieważ nie chciała mu przeszkadzać w pracy, lecz gdy to robiła, nie mogła wyjść z podziwu, jak bardzo Dever nie zmieniał się na przestrzeni lat – ciągle był tym samym młodym chłopakiem, za którym szalały wszystkie dziewczyny, o chęci do życia i charakterze jak golden retriever.

W zasadzie to za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, czuła, że jej serce przyspiesza.

– Co tam, kochanie? – W uśmiechu obnażył białe, lśniące zęby.

– Czarne Orły są przed drzwiami.

Twarz Devera stężała, napiął wszystkie mięśnie ciała i przez kilka sekund patrzył na żonę wygasłym spojrzeniem.

– Czego chcą?

– Nie mam pojęcia – odparła Emilia, popadając w lekką panikę.

– Nie wiedzą, że jesteśmy Chrysalis.

– Jesteś pewny?

Dever podrapał się po głowie.

– Nie wiem – odrzekł, zaciskając dłonie w pięści.

Przez umysł przelatywały mu różne myśli; od tych najgorszych, po wesołe, w których wszyscy uchodzą z życiem.

Z Czarnymi Orłami nigdy nic nie było wiadomo.

Pukanie rozległo się ponownie. Tym razem przybrało na sile, zdecydowanie się wzmogło. Nie było już zwykłym stukaniem palcem o drzwi, a serią gwałtownych uderzeń. Dever zerwał się z krzesła jak poparzony.

– Draven! – zawołał syna.

Chłopiec wbiegł do gabinetu, łzy spływały po jego pucołowatych policzkach.

– Pójdę do nich, bo inaczej wyłamią nam drzwi – mruknął. – Wy tutaj zaczekajcie. I pod żadnym pozorem, żadnym, nie wychodźcie z tego gabinetu. Żadnym! – podkreślił.

Opuścił pomieszczenie, a Emilia przytuliła swojego syna najmocniej, jak tylko potrafiła.

Dever otworzył szeroko drzwi i ujrzał dwóch postawnych, barczystych mężczyzn z rozpościerającymi się na twarzach tatuażami. W dłoniach ściskali podłużne noże, które błyskały w promieniach słońca.

Krew i złoto [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz