🔥Rozdział 26🔥

28 4 17
                                    

Hej!

Miłego czytania!

🔥

Maszerowaliśmy przed siebie w milczeniu.

Willowind nocą śmierdziało krwią i potem. Było żyjącym stworzeniem, potworem przywodzącym na myśl zapach śmierci. Odór zgnilizny przybrał na sile na głównym targu. Jak zwykle roiło się tam od handlarzy gównem. Wszystko, co zdobiło ich stragany, miałam ochotę zniszczyć, doszczętnie spalić.

Co rusz potykałam się o wystające z ziemi kostki brukowe. Nierówna droga tylko dolała oliwy do ognia, który się we mnie tlił.

Nie miałam ochoty spalić Wrzasku.

Miałam ochotę go zetrzeć z powierzchni ziemi.

– Ej, ofermo! – krzyknął otyły mężczyzna z jednego ze straganów. Na drewnianym blacie leżały różnego rodzaju bronie palne. – Co się tak ciągle potykasz, słodka? – W uśmiechu odsłonił rząd żółtych, zniszczonych, pokrytych czarną sadzą zębów.

Bez zastanowienia cisnęłam w niego strumieniem. Mężczyzna eksplodował jak granat. Między moimi palcami zmaterializowały się płomyki ognia. Ułożyłam dłonie w trójkąt, a stragan zapłonął.

– Narino! – krzyknął Draven. – Przestań!

Nie byłam Nariną.

Byłam pozostałością Nariny, pustą wydmuszką pozbawioną serca, wypraną z emocji – nie miałam w sobie nic, co miała dawna Narina.

– Narina umarła razem z wujkiem – odpowiedziałam sucho.

Trzech bandziorów w obdartych ubraniach złapało za noże.

– To Chrysalis! – zawołał radośnie jeden z nich.

Wystarczył mój jeden ruch.

Jedno, leniwe, bezlitosne machnięcie ręki.

Mężczyźni padli na ulicę, przecięci w pionie. Ich twarze rozstąpiły się na dwie równe połowy.

Na targu zapanował jeden wielki chaos. Płonący stragan i umierający w dziwny sposób mężczyźni przykuli już uwagę każdego, kto znajdował się w okolicy. Draven podjął rozpaczliwą próbę odciągnięcia mnie z tego przeklętego miejsca, ale ja twardo postawiłam na swoim. Otoczyłam go złotym strumieniem, żeby nie stała mu się krzywda i obrzuciłam wszystkich brutalnym, agresywnym wzrokiem.

Moich uszu dobiegły piski.

Powiodłam wzrokiem za ich źrodłem.

Zielony, rozpadający się stragan, za którym kolejno siedzieli: umięśniony mężczyzna, skrzywiony mędrzec i rudy, obsypany piegami chuderlak, handlowali właśnie kobietami. Obok nich znajdowały się ogromne klatki, przypominające wycięte z więzienia cele. Żelazne bramy opinały mosiężne kłódki. Nagie kobiety, posiniaczone, pokryte krwiakami i licznymi ranami, błagały o litość.

– Czego chcesz? – warknął staruszek.

– Dziwka chce kupić dziwkę – zarechotał ognistowłosy chłopak. – Na co ci te zmizerniałe pizdy?

– Jak chce jedną kupić, niech kupuje! – ryknął mięśniak. Ich pijackie oddechy drażniły mnie w nozdrza. – Te dziwki nie są nam potrzebne.

Rudy parsknął śmiechem.

– Może będą sobie robić dobrze?

– Mogę ci zrobić dobrze, jeśli chcesz – powiedziałam, a ten spojrzał mi prosto w oczy. – Tylko, że dobrze będzie dla mnie i dla nich, a nie dla ciebie.

Krew i złoto [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz