Rozdział 7.

45 5 0
                                    

-Woosung, wybacz, muszę iść. Spotkamy się później - pospiesznie wstałam od stołu i chciałam udać się do wyjścia, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.
-Wytłumacz mi najpierw, co się stało.
-Innym razem! Naprawdę się spieszę - wyrwałam się z jego uścisku i zignorowałam już wszelkie próby zatrzymania.
Powód był prosty, zmartwiłam się, co strasznego musiało się stać, że Theo aż tak się przeraził. Musiałam to sprawdzić. W końcu chcąc nie chcąc, cały czas byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Może mnie nie rozpoznawali, ale puki ja ich znałam, musiałam pilnować aby wszystko było u nich dobrze. Moim celem było jedynie sprawić, by nie cierpieli za bardzo, sądząc, że mnie przy nich nie ma. Niestety scena, jaką ujrzałam na miejscu, do reszty mnie zszokowała.
Udało mi się ustalić, że są za szkołą, gdyż stamtąd dobiegały głośne oznaki kłótni. Obiegłam budynek dookoła, minęłam kilka ławek i w końcu dotarłam do wnęki, w której stały kontenery na śmieci. Tam właśnie, oprócz tychże śmietników, było mnóstwo śladów krwi oraz stojący na środku, na przeciw siebie Taeyang i Keeho. Wrzeszczeli jak nigdy, ale mimo to, nikt z nauczycieli na to nie zareagował. Zadecydowałam, że nie mogę, w takim razie, liczyć na ich pomoc i po prostu rozwiążę sprawę osobiście.
-Czemu tu jest tyle krwi, ktoś jest ranny? - podeszłam do chłopców i jak zmartwiona matka, zaczęłam oglądać ich od góry do dołu.
-Czego chcesz!? Nie mówiłem ci, że masz się do nas nie zbliżać!? - Theo wrócił do swojej wcześniejszej oschłości.
-Martwię się o was, przecież... - było blisko, żebym się wygadała.
Musiałam z tego jakoś wybrnąć.
-...Przecież słyszałam stąd krzyki. Myślałam, że się pobiliście.
-Nic ci do tego, gówniaro - Keeho był równie zły, co jego przyjaciel.
-Czyja to krew? - spytałam z determinacją i pewnością siebie.
-Słuchaj dziecko - Yoon schylił się na moją wysokość i położył palec na mojej brodzie bym spojrzała mu prosto w oczy. - Nie wtrącaj się... W nie swoje sprawy.
-Czyja to jest krew, do cholery!? - nie zamierzałam odpuścić mimo, że nieco się go bałam.
-Nawet jak ci powiem, nic z tym nie zrobisz. Nie zaprzątaj sobie tym tego pustego łba, bo jeszcze eksploduje od nadmiaru informacji - Keeho zbliżył do mnie swoją twarz jeszcze bardziej.
-Zapewniam cię, że o to nie musisz się martwić. Więc gadaj, albo zadzwonię na policję - wyciągnęłam z kieszeni telefon, a chłopak zwinnie wyrwał mi go z ręki.
-Myślę, że o tą policję też nie muszę się martwić - posłał mi szyderczy uśmiech.
-Keeho, oddaj mi telefon - starałam się udawać nie wzruszoną by go nie prowokować.
-Umm... Obejdzie się.
-Oddawaj jej ten telefon - Taeyang, o dziwo, stanął w mojej obronie, co szczerze mnie zaskoczyło.
-Ty? Przeciwko mnie? Pożałujesz tego, mój drogi.
-Żebyś ty nie pożałował, że skrzywdziłeś Shotę - tym sposobem Theo przekazał mi, kto tak naprawdę był tam ofiarą.
Próbowałam siłą wyrwać Keeho z ręki swoją komórkę, ale on oczywiście podniósł ją tak wysoko, że nie byłam w stanie do niej dosięgnąć. Widziałam w jego oczach, jak bawią go moje desperackie próby, ale w pewnym momencie sprawa nabrała dużo bardziej poważnego obrotu. Dłoń Yoona zaczęła drgać, a gdy ten spojrzał na ekran, okazało się, że ktoś do mnie dzwonił:
-Co my tu mamy? O, twój ojciec dzwoni! Z chęcią z nim porozmawiam - chłopak chciał wcisnąć zieloną słuchawkę, ale go zatrzymałam.
-Błagam, nie rób tego! Po prostu mi to daj. Jak tata zorientuje się, że nie ja odebrałam, pobije mnie, jak tylko wrócę! - prosiłam.
-Z wielką chęcią, pozwolę mu się wyręczyć - i stało się.
Keeho przyłożył telefon do ucha i zaczął konwersację z moim ojcem. Byłam skończona. Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach, ukrywając krople łez wylewające się z moich oczu niczym strumienie.
-Ten typ z restauracji nie był twoim ojcem? Wydawał się miły - Taeyang przykucnął przy mnie.
-To był mój przyjaciel... Mój tata mnie nienawidzi... - szepnęłam, ukrywając załamujący się głos.
-Cholera...
-Theo! Shota ma połamane żebra, zabierają go do szpitala! - Jiung przybiegł by poinformować Taeyanga, zanim przyjechał ambulans.
-Możemy być tam z nim?
-Tak, dyrektor wypisze nam zwolnienia. Z tym, że... - Jiung zniżył lekko ton głosu. - Asahi chce jechać z nami. Przyszedłem spytać, co o tym sądzisz.
-Nie no, przecież to jego przyjaciel. Oczywiście, że może. Lepiej już tam chodźmy - Taeyang nie zważając na mnie, ulotnił się wraz z Jiungiem.
Niestety zdarzyło się to, czego najbardziej się obawiałam. Zostałam sam na sam z Yoonem Keeho. Gdy białowłosy wrócił, po tym jak odszedł na stronę by spokojnie przeprowadzić rozmowę, wystawił w moją stronę rękę z telefonem. Uniosłam wzrok ku górze i spojrzałam mu prosto w oczy. Zmieniły się one nie do poznania. W ich środku zapłonął ogień, przez który wystraszyłam się i odskoczyłam do tyłu, odbijając się plecami od kontenera. Keeho spokojnie podszedł do mnie i kucnął, zbliżając swoją twarz do mojej. Moje dłonie zaczęły drżeć ze strachu, brzuch boleć, a czoło pocić się. Chłopak złapał ręką tył mojej głowy i maksymalnie przyciągnął go do siebie tak, by nasze twarze niemal się stykały.
-Zostaliśmy sami... - uśmiechnął się cynicznie. - Ale nie mamy zbyt dużo czasu...
-Co zamierzasz ze mną zrobić, Keeho?
-W mojej głowie pojawia się mnóstwo świetnych pomysłów, ale dziś chyba żadnego nie wykorzystam - przyłożył swoje czoło do mojego.
-Nie krępuj się, zasłużyłam - pogodziłam się już ze swoim losem i zamknęłam oczy.
-Bardzo bym chciał, ale... - nie zdążył dokończyć, bo zza jego pleców dobiegł niski i głośny krzyk.
-Co wy tam robicie!? Zostaw ją! - autor tychże słów zbliżał się coraz bardziej, ale jeszcze nie znajdował się w moim polu widzenia.
Dopiero gdy Keeho się odwrócił, dostrzegłam młodego chłopaka. Był przystojny, miał średnio długie, idealnie ułożone, brązowe włosy, jasne, luźne jeansy i biały, przewiewny sweter. Prezentował się nieziemsko, zastanawiałam się nawet czy to nie anioł przybył mnie uratować, ale nie. Był to człowiek, który mimo wyglądu, nadal był stworzony z krwi i kości.
     Brunet podbiegł lekkim truchtem, by podać mi rękę i pomóc mi wstać.
-Nic ci nie jest? - zapytał, przez co aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Nie, w porządku... - odparłam nieco wstydliwie.
-Jeszcze raz cię z nią zobaczę, ty pierniczony zboku, a inaczej porozmawiamy - chłopak zwrócił się do mojego oprawcy i objął mnie jednym ramieniem.
Keeho tylko zlustrował go wzrokiem i odszedł z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Ja zaś, gdy tylko poczułam się bezpiecznie, bezwiednie rzuciłam się wybawcy w ramiona i z całej siły go przytuliłam.
-No już, spokojnie. Jesteś w dobrych rękach.
-Dziękuję! Z całego serca dziękuję!
-Jeśli znowu będzie cię nękał, po prostu zwróć się do mnie. Zrobię z nim porządek - uśmiechnął się radośnie, dodając mi przy tym otuchy.
-Kim ty tak właściwie jesteś? - zaciekawił mnie.
-Kim Taehyung, a ty to zapewne Ha-yoon, moja młodsza siostra - stwierdził, kompletnie wybijając mnie z rytmu.
-Co? Siostra?
-Gdy wróciłem dzisiaj do domu, tata powiedział mi, że mam po ciebie iść do szkoły i gdzieś cię zabrać, żebyśmy się bliżej poznali.
-Skąd wiedziałeś, że ja to ja?
-Nauczyciele powiedzieli, że nie ma cię dzisiaj w szkole, a potem usłyszałem jakiś dziwnie odgłosy, które dochodziły właśnie stąd. Gdy cię zobaczyłem, byłem pewien, że to ty.
-Ej, nie zapominaj o mnie, Tae - usłyszałam do bólu spokojny i monotonny głos człowieka, wyłaniającego się zza rogu.
-Yoongi, myślałem, że nigdy tu nie trafisz - Taehyung zwrócił się do, najwyraźniej, swojego przyjaciela. - To jest Suga, w sensie Min Yoongi, mój bliski znajomy.
-Cześć - przywitał się, bez żadnych emocji.
-Będziemy z wami mieszkać przez jakiś czas. Jakimś cudem udało nam się dorwać urlop, zaraz po wakacjach. Od razu po nagrywaniu 'Rainy Days' wróciłem do rodziny, pozbierać myśli i poszukać inspiracji. A Yoongi zabrał się ze mną, przy okazji - wyjaśnił Tae.
-Dlaczego ty nie wróciłeś na ten czas do swojej rodziny? - gdy o to spytałam, Taehyung zrobił skwaszoną minę i odwrócił wzrok, jakbym powiedziała coś nie tak.
-Rodzice zginęli w pożarze - oznajmił ze stoickim spokojem.
-Przepraszam, bardzo mi przykro - jakoś wtedy, nie połączyłam faktów.
Nieco przyćmiło mój umysł, po całym tym zajściu.
-W porządku, po 14 latach, chyba się przyzwyczaiłem - w jego słowach nadal nie słychać było ani krzty emocji.

Guys, I'm Back || Yoon KeehoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz