Rozdział 11.

47 7 1
                                    

-Uważam, że powinniśmy wstąpić do sklepu z odzieżą - oświadczył dumnie Taehyung i wypiął pierś, udowadniając nam swoją, jak sądził, świętą rację.
-Jesteś ostatnią osobą, która powinna kupować sobie nowe ubrania. Stary, masz garderobę większą niż mój pokój, a w dodatku jej zawartość droższą niż cały mój dom - Yoongi starał się przywrócić Tae do szarej rzeczywistości.
Ten jednak, miał swój świat, w którym wszystko było kolorowe, a ciuchy rosły tam na drzewach.
-Skoro jednogłośnie stwierdziliśmy, że omijamy sklepy szerokim łukiem, pozostaje nam spacer - Woosung wyszczerzył swoje białe zęby, w szerokim uśmiechu, jednocześnie szyderczo spoglądając na obrażonego Tae.
Poklepałam chłopaka po plecach i uśmiechnęłam się do niego, a ten odpowiedział tylko zawiedzionym spojrzeniem.
-Słuchajcie, trzeba iść do spożywczego, kupić mięso na grilla. Potrzebuję do tego celu jednej osoby, żebyśmy się tam w siódemkę nie pozabijali. Reszta może robić co chce dopóki nie skończymy zakupów. Kto idzie ze mną? - Dojoon przejął na chwilę obowiązki lidera grupy.
-I tak nie mam lepszych rzeczy do roboty - stwierdził Yoongi, beznamiętnie.
-W takim razie resztę widzę tutaj za godzinę - Dojoon naprawdę wczuł się w rolę jakiegoś generała.
Gdy tylko tamci oddalili się na mniej niż dziesięć metrów, Taehyunga już nie było. Rozejrzawszy się, udało mi się jedynie dojrzeć jak znika za drzwiami pierwszego lepszego jubilera. Hajoon, Jaehyeong i Woosung też zniknęli w nieoczekiwanych okolicznościach, a ja sama nie wiedziałam co mam z tym faktem zrobić. Po chwilowej dezorientacji stwierdziłam, że skorzystam z chwili dla siebie i pokierowałam się prosto do jubilera, w którym Tae już rozpoczął wielkie zakupy. Idąc, zwróciłam uwagę na autobus, powoli podjeżdżający pod pobliski przystanek, a potem dwie, skądś znane mi postacie, opuszczające owy pojazd. Moment zajęło mi zrozumienie, że te dwie osoby były mi bliższe niż mi się wydawało. ,,O cholera!" - Krzyknęłam, przez co dwóch chłopaków zwróciło na mnie uwagę i zaczęli biec w moją stronę. Oczywistą reakcją na tą sytuację, była moja natychmiastowa ucieczka, ale stało się coś co mnie zatrzymało:
-Nowa! Jak dobrze...! - jeden z moich, jak sądziłam, oprawców, zawołał za mną z pewną ulgą.
Gdy tylko to usłyszałam, stanęłam jak wryta i pustym wzrokiem śledziłam pustkę znajdującą się przede mną, nie wiedząc co powinnam była zrobić. Obaj chłopcy w mgnieniu oka mnie dogonili i zaszli od przodu, najpewniej zakładając, że się nie odwrócę. Bez żadnego zawahania i zbędnej ciszy, Taeyang, który był częścią tego duetu, wyjawił mi, dlaczego mnie tak desperacko poszukiwał.
-Jak dobrze, że jesteś bezpieczna - Theo położył rękę na sercu i spojrzał w niebo, jakby dziękował Bogu, że byłam cała. - Zabiłbym tego gnoja gdyby coś ci zrobił.
Po tym, drugi z nich zbliżył się do mnie i zaczął mnie oglądać od góry do dołu jak zmartwiona matka.
-Na pewno nic ci nie jest? - chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, stoją zdecydowanie za blisko.
-Na pewno, Asahi - cofnęłam się lekko i zlustrowałam go wzrokiem z dezorientacją.
-Jak udało ci się uciec? - spytał z ciekawością, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
-Mój brat mi pomógł... - oznajmiłam z lekkim uśmiechem, bo przypomniałam sobie jaką ulgę poczułam, gdy go zobaczyłam.
-Brat...? - Taeyang się zdziwił. - Nigdy nie mówiłaś, że masz brata... Znaczy...! - Chłopak ugryzł się w język.
Gdy to usłyszałam, zamarłam. Czy to było możliwe, żeby Taeyang... Nie... On nie mógł wiedzieć...
-Co ty powiedziałeś? - zbliżyłam się do niego tak mocno, że mogłam poczuć zapach jego perfum.
Chwyciłam go za ramiona i wpatrywałam się w jego oczy z niedowierzaniem.
-Ukrywanie tego nie ma sensu, Ha-yoon. Domyśliłem się od razu - oznajmił pewnie. - Poznałbym wszędzie te wielkie, ciemne oczy. Nigdy nie mogłem się na nie napatrzeć...
Nie jestem w stanie opisać jaką ulgę poczułam, gdy wypowiedział moje imię. Nigdy nie wpadła bym na to, że Theo wie.
-Wybacz mi, mała... - Taeyang spuścił wzrok po chwili i wyprostował ręce wzdłuż swojego ciała. - Byłem dla ciebie okrutny.
Chwilę stałam w ciszy patrząc na niego, a on obserwując moje oczy dostrzegł, że zaczęły powoli napełniać się łzami. Reszta mojego ciała poszła za rytmem, dłonie zaczęły mi się trząść, podbródek drgać, a ja starałam się tylko nie wybuchnąć płaczem.
-Mała... - Theo zaśmiał się delikatnie i chwycił obie moje dłonie. - Czemu płaczesz...? Żal ci, że wyrosłem na tak szpetnego przestępcę?
-Tęskniłam za tobą... - nie mogłam już dłużej wytrzymać.
Wyrwałam się z uścisku jego dłoni i zastąpiłam go desperackim rzuceniem się na niego. Przytulałam go tak mocno, że prawdopodobnie miał problem z oddychaniem, ale byłam tak szczęśliwa, że nie byłam w stanie go puścić. Czułam się przy nim tak dobrze. Pierwszy raz zaczęłam szczerze żałować, że pozwoliłam się im odebrać. Zawsze wiedziałam, że należę tylko do nich. Nie obchodził mnie feminizm, czy inne przemijające nurty. Ja pragnęłam być ich własnością choćby inny uważali, że sprzedałam im swoją duszę i ciało. Po raz pierwszy od wielu lat, poczułam, że chcę cofnąć czas.
-Wyrośliście na dobrych ludzi, Theo... Po prostu bardzo cierpieliście... - głos mi się załamywał, moczyłam bluzę chłopaka swoimi łzami, ale nie zamierzałam go puścić.
-Czekaliśmy na ciebie, mała - Theo poklepał mnie po plecach jak przyjaciółkę, a ja zaśmiałam się wśród całego tego płaczu. - Tak bardzo chciałbym móc powiedzieć Keeho całą prawdę. Nie zniosę jak kolejny raz będę musiał cię skrzywdzić, albo patrzeć jak on to robi...
-To dlaczego mu nie powiesz? - Asahi wtrącił się, a ja przypomniałam sobie o tym, że był tam z nami.
-Jest w takim stanie, że nigdy mi nie uwierzy. Trzeba go na to przygotować - Taeyang rozmawiał z Asahim, jednocześnie głaskając mnie po plecach.
Czułam się jak leniwiec, który przylgnął do drzewa i nie miał zamiaru puścić. W końcu, po całym tym cierpieniu widziałam nadzieję na lepszą przyszłość.

Guys, I'm Back || Yoon KeehoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz