Rozdział 2.

52 5 0
                                    

To był on. Nie miałam żadnych wątpliwości. Moja miłość, mój najlepszy przyjaciel, moja ostoja spokoju i mój ukochany brat, zmierzał w moją stronę. Szukałam go 11 lat. 11 walonych lat. Od razu poznałam jego głos, jego śnieżnobiałe włosy i te niebiańskie brązowe oczy. Nikt mnie wtedy nie interesował. Tylko i wyłącznie on.
-Nie gadaj bzdur, Taeyang. Jej tu nie ma - Keeho stanął koło przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu. - A ty kim do licha jesteś i dlaczego z nimi rozmawiasz!? Nie znasz zasad!? - Nigdy nie widziałam go takiego.
-Ja... - już miałam wyznać mu całą prawdę, kiedy coś mnie natchnęło.
Wszyscy chłopcy byli w rozsypce. Tęsknili za mną jak nikt inny na tym świecie. Byłam pewna, że nigdy nie udowodnię, że ja to ja, kiedy powiem im to wprost. Wierzyłam, że czyny działają więcej niż słowa i postanowiłam pozostawić ich w tej niewiedzy przez jakiś czas.
-Ja nie wiedziałam... Przepraszam - odwróciłam się pospiesznie i już miałam odejść, ale ktoś mnie zatrzymał.
-Ej! Jeszcze z tobą nie skończyłem! - Taeyang podążył za mną i chwycił mnie za nadgarstek.
Trzymał moją rękę tak mocno, że żadna siła by go ode mnie nie odciągnęła. Odwrócił mnie w swoją stronę i wbił wzrok głęboko w moje oczy.
-Nie wiem czy twoja koleżaneczka nic ci o nas nie powiedziała, czy po prostu jesteś tak głupia, ale postawię sprawę jasno. Nie masz prawa zbliżać się do nas, ani na nas patrzeć. Już wystarczająco ci pozwalamy, że możesz oddychać tym samym powietrzem. Nie jesteśmy jakimiś szkolnymi babiarzami, a to nie jest historia 'enemies to lovers' z fanficzków, które pewnie tak namiętnie czytasz, więc idź i nie pokazuj nam się więcej na oczy, bo źle się to dla ciebie skończy.
-Dobrze... - zgodziłam się ulegle.
Theo puścił mnie, po czym popchnął z całej siły, przez co prawie upadłam. Udało mi się jednak utrzymać na nogach, więc tylko spojrzałam za siebie, by upewnić się, że żaden z nich za mną nie idzie i uciekłam do miejsca, niechybnie nazwanego moim domem.
     Szłam chodnikiem ze spuszczoną głową, spodziewając się, że gdy dotrę do celu, to czeka mnie jeszcze gorsza rzeczywistość. Oczywiście nie miałam niczego za złe Taeyang'owi i Keeho. Jak mało kto znałam ich historię, a gdybym była nimi, postąpiłabym tak samo. Z tym, że ich żałoba i rozpacz zaszły za daleko. Nigdy nie sądziłam, że Keeho, taka cierpliwość sama w sobie, mógłby być agresywny, a Taeyang, tak ciepły i słodki jak szczeniaczek, tak wredny. Jednak mimo wszystko, czułam się w jakimś stopniu zaszczycona. Zaszczycona dlatego, że byłam jedyną osobą na świecie, która znała ich prawdziwe oblicza i wiedziała jacy w rzeczywistości są. Wszyscy widzieli w nich gang szkolnych złoczyńców, a ja nadal miałam w głowie ich wizerunki, jako uroczych dzieciaków z sierocińca, którzy bez końca grali w berka i kradli ciastka ze stołówki, żeby podzielić się nimi ze mną. Ci ludzie tak naprawdę, byli chodzącymi ideałami, ale także przykładami, jak świat może zniszczyć człowieka. ,,Ha-yoon, nie myśl tyle. Teraz masz gorsze rzeczy na głowie. Starzy cię zabiją, jak tylko wrócisz do domu, musisz się z tego jakoś wykręcić" - powtarzałam na głos, sądząc, że nie ma nikogo w pobliżu. Jednak się myliłam. Chodzenie ze spuszczoną głową nigdy nie jest dobrym pomysłem. Nie dlatego, że dobiłam do słupa, albo drzewa. Gorzej. Dobiłam do chodzącej istoty, zwanej także człowiekiem. Uderzyłam głową w czyjąś klatkę piersiową, a ze strachu i zażenowania, odskoczyłam na metr do tyłu. Dopiero po tym podniosłam głowę i zobaczyłam twarz, niezręcznie uśmiechającego się chłopaka.
-Wybacz! - zawołałam, nie wiedząc co dalej zrobić. - Za bardzo skupiłam się na sobie, powinnam była patrzeć gdzie idę - ukloniłam się nisko, żeby wyrazić swoje poczucie winy.
-Spokojnie! - chłopak podrapał się ręką po karku i lekko zaśmiał. - Szczerze mówiąc, widziałem, że idziesz z głową w chmurach, więc specjalnie do ciebie dobiłem, żebyś zwróciła na mnie uwagę. To moja wina... Jestem Woosung, miło mi! - wyciągnął do mnie rękę, ale nie odwzajemniłam uścisku.
-Czemu to zrobiłeś?
-Chciałem, żebyś skupiła się bardziej na otoczeniu. Byłoby trochę słabo, gdybyś przywaliła w jakiś słup, a trochę ich po drodze jest - zabrał swoją rękę i schował ją do kieszeni.
-Nikt tak nie robi - oświadczyłam.
-No cóż, w takim razie jestem pierwszy. Skoro już tu jestem, to może dałabyś się gdzieś zaprosić?
-Wiesz co, bardzo bym chciała, ale... W sumie nie. Nie chciałabym. I nie mogę, mam sprawy na głowie i się spieszę - chciałam go ominąć, ale znów coś nie wyszło.
-No wiesz? Nie ładnie tak, być takim wrednym dla innych - skarcił mnie.
-Nie ładnie, to być pedofilem. Wyglądasz na co najmniej dwadzieścia lat, a zaczepiasz niepełnoletnie dziewczynki - musiałam mu wygarnąć, miałam zły humor.
Ale sam Woosung wydawał się być w porządku. Bardzo przystojny brunet, całkiem miły i do tego dosyć zabawny. Mogłabym być dla niego nieco milsza, ale osobowość mi na to nie pozwalała. Życie zabiło moją dobrą duszę.
-Nie jestem pedofilem, po prostu moje życiowe motto brzmi ,,bądź grzeczny, a ci się odwdzięczą". Jak widać, w tym przypadku nie zadziało. Cóż, próbowałem. Ale jeśli będzie ci smutno, masz mój numer - podał mi, wcześniej przygotowaną karteczkę, co było trochę dziwne - może będę w stanie pomóc. A, no i w drodze sprostowania, mam 30 lat.
-Gorzej niż myślałam - powiedziałam mu to w twarz.
-To, że urodziłem się 30 lat temu, nie sprawia, że nie mogę być miły dla młodych dziewczyn. Nie musi być w tym nic dziwnego. Jak będziesz chciała, możemy się wybrać razem na kawę czy jakieś ciastko. Widzę, że coś cię trapi. Może obcej osobie łatwiej ci to będzie wyznać, a przynajmniej się wygadasz.
-Um... - wzięłam od niego karteczkę. - Raczej nie skorzystam. Jesteś trochę straszny. Ale dzięki - ominęłam go i poszłam dalej.
Postanowiłam, że po prostu o tym zapomnę. Niestety pojawił się kolejny problem. Z Woosungiem rozmawiałam o wiele za długo. Oznaczało to kolejne minuty opóźnienia, przez które czułam już jak piecze mnie policzek, od uderzenia. Kiedy już przetrawiłam tą informację, ruszyłam sprintem by nadrobić trochę, stracony czas.
     Dotarłam do domu około godziny 14:00. Docelowo miałam w nim być o 12:00 więc chyba nie muszę mówić, jak to się wszystko skończyło. Gdy tylko przekroczyłam próg, moim oczom ukazał się ojciec, stojący przed drzwiami, z założonymi rękami.
-Gdzieś ty była gówniaro!? Spóźniłaś się pierniczone dwie godziny! Czy ty do licha nie wiesz, co się dzieje, gdy się spóźniasz!? Nie przerabialiśmy tego wystarczająco dużo razy!? - ojciec wrzeszczał jak szalony.
-Tato, przepraszam... Przetrzymali nas dłużej w szkole... Błagam, tylko nie bij... - pochyliłam głowę, na znak wstydu.
-Nie wierzę ci. Zachciało się balować!? To teraz mi się za to odpłacisz! - zbliżył się do mnie i uderzył mnie pięścią w twarz, tak mocno, że poleciałam do tyłu i osunęłam się po drzwiach na ziemię. - Zobaczymy, czy nadal będziesz taka pewna siebie, gówniaro pierniczona. I zmyj tą krew z podłogi, bo znowu ci się dostanie.
-Tak jest - mimo okropnego bólu, musiałam szybko zebrać się z ziemi i wytrzeć czerwone krople z podłogi.
Czułam, że tak to się skończy. Ale za to, mogłam obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Gdybym od razu po apelu wróciła do domu, ojciec nie byłby tak wściekły.

Guys, I'm Back || Yoon KeehoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz