urodziny

465 13 8
                                    

Wstałem jak zawsze o 5, spojrzałem na kalendarz wiszący nad moją szafką nocną i przeżyłem szok, kiedy ostatni raz sprawdzałem był czerwiec a dokładniej 2 a dzisiaj był 26 lipca. Od razu po smutniałem  na myśl o moich urodzinach, Zwykle ludzie cieszą się,że obchodzą swoje święto i stają się strasi, mądrzejsi. Ja jednak zaliczam się do innej grupy od jakieś 2 lat. W każe urodziny moje myśli krążą w okół pytania ' Dlaczego nie zrobiłaś aborcji mamo?' 'Dlaczego pozwoliłaś aby na świat przyszedł ktoś taki bezwartościowy jak ja?'' Na samą myśl o tym co mnie dzisiaj czeka zrobiło mi się nie dobrze. Wzdychając ciężko poszedłem do toalety i wykonałem codzienną rutynę  starając się jak zawsze nie spojrzeć w lustro. Jeszcze raz głośno westchnąłem , nałożyłem maskę z uśmiechem i powędrowałem na dół do kuchni. Na samym wejściu usłyszałem te okropne słowa
- Wszystkiego najlepszego!
No cóż, czego mogłem się spodziewać, mogłem zostać w sypialni i udawać,że śpię przez cały dzień. Podziękowałem kulturalnie wszystkim za życzenia i zrobiłem sobie kawę. Z gotową kawą ruszyłem w stronę biura , jednakże zatrzymał mnie głos Vincenta.
- Gdzie się wybierasz Williamie?
- Do biura? Spytałem jednoczenie patrząc na brata wzrokiem mówiącym : o co chodzi?
- dzisiaj masz urodziny, nikt nie pracuje , spędzamy ten czas razem. O 18 jedziemy do restauracji na kolację.
- ah, no tak um jasne wybacz,
przebiorę się bo muszę iść pobiegać.
- dobrze ale wróć szybko .
Poszedłem więc do pokoju przebrać się w strój do ćwiczeń. Wcale nie zamierzałem iść biegać. Zamierzałem odwiedzić mamę na cmentarzu. Wyszedłem z domu i nogi same poprowadziły mnie na jej grub. Stanąłem przed nagrobkiem i pozwoliłam łzą płynąć. Siedziałem tak jeszcze 30 minut, po głowie zaczęły mi przelatywać słowa Tonego 'upały anioł ' wstałem i wybrałem się do studia tatuażu po godzinie na moim nadgarstku można było dostrzec napis 'Fallen angel ' bardzo mi się podobał, podziękowałem zapłaciłem i udałem się do rezydencji. Spędziliśmy ten dzień razem tak jak wcześniej wspominał Vincent. Właśnie zbliżała się pora kolacji. Poszedłem się przebrać, ubrałem koszule, podwinąłem rękawy aby przyjrzeć się tatuażowi na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech. Po raz pierwszy prawdziwy uśmiech. Zapiąłem zegarek i udałem się na dół do reszty rodzeństwa, jechałem z Vincentem , dziś robiłem za kierowcę, w aucie była cisza nagle przerwał ją Vincent
- Od kiedy masz tatuaż Williamie?
- oh od dzisiaj zapomniałem wspomnieć
- Dlaczego upadły anioł?
- to takie nasze powiedzenie z Tonym, może kiedyś ci wyjaśnię.
- no dobrze, swoją drogą bardzo ładny tatuaż.
- Dziękuję odpowiedziałem i skupiłem się z powrotem na prowadzeniu auta. Dojechaliśmy na miejsce po 5 minutach. Weszliśmy do restauracji i rozmawialiśmy o wszystkim, przez chwilę było jak dawniej. Wszystkim spodobał się tatuaż a w szczególności Tony'mu , jedyny wiedział a co chodzi. Do końca wieczoru uśmiech nie schodził mi z twarzy. Obsługiwał nas kelner, był bardzo przystojny. Zarumieniłem się na jego widok. Od razu wstałem i przeprosiłam tłumacząc się przymusowym wyjściem do toalety. Dopadłam do zlewu i ochlapałem twarz zimną wodą. Woda mieszała się z moimi łzami. Do łazienki za mną wszedł Vincent. Wyjaśniłem mu wszystko dokładnie wszystko nawet wyznałem mu prawdę o mojej orientacji. Odpowiedział mi słowami które bardzo mnie zdziwiły.
- Williamie nie płacz, to że jesteś gejem nic nie zmienia, wszyscy bardzo cię kochamy i zapewniam cię że nikomu z nas nie będzie przeszkadzać  twoja orientacja. Na razie nikomu nie powiem o tym, ale wiesz sam że będzie musiał kiedyś powiedział reszcie, są twoim rodzeństwem i zasługują na to aby wiedzieć.
- Wiem, powiem im , ale nie dzisiaj, dziękuję za twoje wsparcie.
- Oczywiście twój wybór, i nie ma za co, a teraz chodź pojedziemy do stołu bo pewnie reszta się nie pokoi.
- jasne chodźmy. Poszliśmy wszyscy pytali czy wszystko okey , Vincent odpowiedział im,  że w jak najlepszym porządku za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Po kolacji wszyscy się zbierali jedynie ja i Vincent zostaliśmy, poszedłem do tego kelnera co nas obsługiwał i poprosiłem o nr telefonu, bezproblemowo go ostrzyłem i nawet umówiliśmy się na kawę jutro. Chłopak nazywał się Lucas. Vincent pogratulował mi odwagi i poszliśmy do auta. Byłem zmęczony więc od razu skierowałem się do pokoju. Zanim pogrążyłem się we śnie, który od jakiegoś czasu przychodził, napisałem szybkiego esemesa do Lucasa

-Hej z tej strony will, ten z restauracji 😅 dziękuję ci za nr i mam nadzieję że jutrzejsza kawa aktualna. Natychmiast ostrzyłem odpowiedź

-Oh Will, tak jasne kawa aktualna a co do nr to przyjemność po mojej stronie 😊.
Z uśmiechem na ustach odpłynąłem do krainy Morfeusza. Może ten dzień nie był taki zły?

 Może ten dzień nie był taki zły?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


William Monet i jego zmory życia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz