7

12K 435 119
                                    

VICTOR

Czy ja kurwa śnie? Czy kurwa mi się coś pojebało w głowie? Ja pierdole, nie, nie ja się zaraz obudzę z tego snu. Chociaż nie, kurwa nie chce się budzić, bo ona jest blisko. Boli mnie, że ma narzeczonego ale, kurwa ona jest blisko mnie. Brzmię jak jakiś, jebany psychopata. Mówiłem sobie, że ona to przeszłość. Ale gdy tylko niechcący dotknęła mnie w tej windzie, moje serce zaczęło bić jak oszalałe. To przez jej dotyk, to przez jej obecność. Gdy ją zobaczyłem, nie mogłem od niej oderwać wzroku.

Cholera jasna, chyba nie będę umiał się trzymać od niej z daleka.  Jeszcze przeszkodą jest jej narzeczony, którego muszę, kurwa poznać....

Caden od kilku minut próbuje nawiązać ze mną jaki kolwiek kontakt, ale ja jestem zbyt zajęty rozmyślaniem nad tym co będzie.

-O Isabella. - powiedział Caden.

Szybko potrząsnęłam głową i rozejrzałem się do okoła. Nigdzie jej nie było.

-No w końcu, kurwa. - jęknął Caden. -Musiałem użyć podstępu, bo byś się nie odezwał. - walnął głową w biurko.

-Powiesz mi, kurwa o co chodzi? - zapytał.

Westchnąłem przeciągle. Za nim jednak mu wszytsko opowiedziałem, usmiechnąłem się sam do siebie.  Mężczyzna siedział na krzesełku obok stolika i słuchał mojego wywiadu. Na stoliku stały dwie kawy, były nie ruszone.

-Co ty, kurwa pierdolisz?! Serioooooo? - wydłużył ostatnie słowo. - Nie no, żartujesz sobie ze mnie w tej chwili.

-No żartuje, a co? - wzruszylem ramionami.

Caden wstał i z wyrzutem, wyrzucił dłonie w górę.

-Kurwa, to po co mi to opowiadasz?! - jęknął.

-Boże, kurwa całe życie z debilami. Ona naprawdę mi to zaproponowała. - prychnąłem.

-O kurwa. - Caden spowrotem opadł na krzesło. - Zgodziłeś się?

-Tak. - jęknąłem.

-Ja pierdole, jesteśmy kurwa uratowani. - prychnął ze śmiechem.

-Kurwa, nie wiem czy dobrze zrobiłem. Nie mogę patrzeć na to jak ona żyje w niewiedzy. Chce jej to powiedzieć, ale muszę ubrać odpowiedni moment. - walnąłem dłonią w biurko z wściekłością. - Jak ja mam z nią teraz przebywać dzień w dzień, wiedząc, że ma narzeczonego? - spojrzałem na niego.

Caden dziwnie zacisnął usta, ale po chwili pokiwał głową.

-Nie wiem, stary. - wstał i poklepał mnie po ramieniu. - Musisz dać jakoś radę. - uśmiechnął się.

-Jak dobrze pójdzie nam ten układ i ona wyjedzie to chyba, kurwa oszaleje.

-To się o nią postaraj. - stwierdził blondyn.

-Na narzeczonego, nie będę się wpierdalał w ich życie z butami.

Caden zamilknął.

-Kochasz ją? - zapytał nagle.

Spojrzałem na niego nie wiedząc co powiedzieć. Przez ten cały czas myślałem, że moje uczucia do niej wygasły. Przyzwyczaiłem się do jej nieobecności, przyzwyczaiłem się, że nigdy do siebie nie wrócimy. Okłamuje ją nawet teraz. Nie wiem czy ją kocham, czy nie. Nie mogę tego stwierdzić po jednym spotkaniu, zbyt dużo czasu minęło.

-Nie wiem. - warknąłem podirytowany już tą całą sytuacją.

-Stary, jeśli ją kochasz to za walcz o nią. Może wszytsko nie jest stracone. - powiedział i wyszedł z mojego gabinetu.

-Jak to może wszytsko nie jest stracone?! Co on, kurwa pierdoli?! - warknąłem sam do siebie.

Opadłem spowrotem na siedzenie i patrzyłem się przed siebie. Kurwa, chyba pojadę odwiedzić swoją mamę. Nie mogę usiedzieć w tym mieszkaniu, czas chyba pomyśleć o kupnie nowego.

Około dwudziestej drugiej wyszedłem z firmy. Było coraz lepiej. Miałem jeszcze sporo do zrobienia, ale chociaż dzisiaj praca szła mi o wiele lepiej. Nabrałem siły do działania. Dzisiaj odpuściłem sobie trening, byłem zbyt bardzo zmęczony. Mogę też poćwiczyć w domu. Kupiłem kilka potrzebnych rzeczy, by mieć je wyrazie czego. Wsiadłem właśnie do auta i odjechałem w stronę mieszkania. Gosposia pewnie zrobiła zakupy, więc nie musiałem się martwić o ich zrobienie. Godzinę temu wyszła z mojego mieszkania, więc jest ono teraz puste. Aż za puste. Jutro muszę podpisać umowę z Halton. Będzie mi ciężko z nią współpracować, ale jeżeli jest to mój ostatni ratunek, to muszę to zrobić. Nie ważne jak bardzo będzie bolało gdy wyjedzie, muszę to do cholery zrobić. Postanowiłem jednak nie jechać do swojego mieszkania. Wybrałem Umer mamy i do niej zadzwoniłem. Wiedziałem, że nie spała, nigdy nie śpi o tej porze.

-Cześć, synku. - wesoły głos rozbrzmiał po drugiej stronie.

-Cześć, mamo. - usmiechnąłem się. - Przyjadę zaraz do ciebie, masz coś przeciwko? - zaśmiałem się.

-No jasne, że nie. Zawsze jesteś mile widziany. - zaśmiała się. - Mam zapiekankę, domyślam się, że nic nie jadłeś od dłuższego czasu, więc ją podgrzeje.

-Dobrze, za dziesięć minut powinienem być. - po tych słowach rozłączyłem się.

U Avy było coraz lepiej. Chodziła na terapię i brała leki. Coraz mniej płakała i co najważniejsze, od tamtego czasu nie chciała popełnić samobójstwa. Terapia wiele jej pomogła. Na początku nie chciała iść, ale gdy tylko powiedziałem, że zabieram ją do siebie, przystała na to by pójść na terapię. Wiedziałem, że moja mama nie zniosła by mieszkania pośród ciemności. Woli żywe kolory i roślinki, a tego w moim mieszkaniu brakuje. Brakuje po prostu kobiecej ręki. Po dziesięciu minutach byłem na miejscu. Od razu po zapukaniu, moja mama dopadła mnie w swoje ramiona.

-Też się cieszę, że cię widzę. - pocałowałem ją w policzek.

-Wchodź do środka, bo jest zimno. - popchnęła mnie do przodu. - Zapiekanka jest już ciepła, więc możesz sobie nakładać. - uśmiechnęła się.

Gdy tylko usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść, Ava dziwnie mi się przyglądała.

-Opowiadaj co u ciebie.

-Wszystko dobrze. - skłamałem.

Po raz kolejny kłamie. Kiedyś nie rozumiałem, że naprawdę mówię kłamstwo za kłamstwem. Ale gdy tylko odkryłem swoją chorobę, zrozumiałem, że mało kiedy mówiłem o sobie prawdę. Idealizowałem swoje życie i karierę. Próbuje z tym żyć, ale jest mi ciężko.

-Słyszałam, że Isabella wróciła. - zaczęła. - Macie jakiś kontakt?

Wziąłem jeszcze trochę makaronu do buzi i spojrzałem na nią.

-Widzieliśmy się dzisiaj i trochę rozmawialiśmy.

-To super, mówię ci synku jeszcze wam się ułoży.

Cóż, ułoży to się jej w życiu z nowym narzeczonym...

-Tsa. - odpowiedziałem bez emocji.

-A jak tam Bella? - zaśmiała się.

-Dobrze, nie ma zbytnio co rozwalić w mieszkaniu, więc jest spokojnie.

Ava zaśmiała się dźwięcznie. Lubiłem oglądać gdy moja mama się śmieje. Tak dawno tego nie robiła...

-Myślę o przeprowadzeniu się. - westchnąłem.

-Jak to?

-Też mieszkanie jest trochę za małe. Brakuje w nim mojego biura. - westchnąłem.

-Może poczekaj. Dorobisz się jeszcze większych pieniędzy i kupisz sobie dom. - zabrała nasze puste talerze.

Chwile się zastanowiłem i wiedziałem, że ma rację. Rok jest dużo bardziej praktyczniejszy.

Po byłem z Avą dobre trzy godziny i pojechałem do domu. Cisza znowu dopadła do moich uszu. Cholera, jak ja tego nienawidzę. Z jękiem opadłem na łóżko.

Brakuje mi cię Isabella, tak cholernie mocno mi cię brakuje...

Powrót do układu[+18]  I TOM II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz