|4|

8 1 0
                                    

Jest osiemnasty grudnia. Dla większości ludzi dzień jak co dzień jednak dla Nadii jest to data przeklęta. Tego dnia dwa lata temu na raka zmarła jej mama, niedługo później jeszcze w tym samym roku rozstała się ze swoim chłopakiem. Zwykle ten dzień spędza w samotności, oglądając seriale na Netflix, zajadając fast foody, mając naiwną nadzieję, że po nich czuje się znacznie lepiej. Doskonale wie, że tak nie jest. Jednak osiemnasty grudnia w tym roku jest inny. Logan z samego rana wparował do jej pokoju w akademiku, jakby zrobił nalot na miejscówkę handlarzy narkotyków. Kazał się zbierać, o nic nie pytać. Chociaż dwa dni wcześniej odwołała Augustina i powiedziała, że ma wolne, kątem oka zauważyła, że stoi w przedpokoju w oczekiwaniu na rozkazy. Mimo wielokrotnych prób ściągnięcia z siebie kołdry i odburkiwania, że nie ma zamiaru dzisiaj nigdzie iść, zmuszono ją do wywleczenia się z łóżka. A właściwie Logan siłą ją z niego ściągnął. Dał pół godziny na wyszykowanie się, nie chcąc słyszeć odmowy. Niechętnie, ale jakimiś małymi siłami udaje się dotrzeć do łazienki i spojrzeć na siebie w lustrze. Kogo zauważyła? Jakąś dziwną istotę, która ewidentnie się nie wyspała i miała nadzieję na normalny spokojny dzień w roku, gdzie nikt nie będzie kazał jej nic robić. Tak było zawsze. Miała cichą nadzieję, że tak pozostanie. Nic jednak podobnego i w tym momencie zaczyna swój monolog na temat tego, jaki świat jest zły, a ojciec to w ogóle dobry agent nieszanujący przestrzeni prywatnej własnej córki. Odpowiedzi na narzekanie nie słyszy, jednak wie co Logan o tym myśli. Jak sam zaznacza, jest jej ojcem, więc zna ją najlepiej ze wszystkich. Lepiej niż ona zna sama siebie. Oh! Jakie to potrafi być irytujące. Niepewna tego, co ją czeka, wychodzi z łazienki ubrana w bluzkę z odsłoniętymi ramionami i obcisłe spodnie, które dostała od Logana.

— Nie, nie wyglądam w tym ładnie — rzekła, zanim on zdążył cokolwiek powiedzieć.

— Bzdury opowiadasz — Machnął ręką. — Czyż ona nie wygląda pięknie?

Po chwili dziewczyna orientuje się, że mężczyzna pyta jej szofera. Bierze jedynie głęboki oddech, mając nadzieję, że nie będzie zmuszona do użycia siły. Nie chcąc dłużej się sprzeczać, ruszyła obok Logana do samochodu zaparkowanego tuż przed akademikiem, udała jak się potem okazało na zakupy. Jednak ta dziewczyna nie potrzebowała niczego. Niczego poza świętym spokojem. Galeria, do której się wybrali już od samego wejścia, przywitała ich ciepłem i świąteczną muzyką. Gdziekolwiek Nadia się nie obejrzała, tam widziała ozdoby świąteczne. Dziwne krasnale wiszące u sufitu czy chociażby Świętego Mikołaja, machającego do przypadkowych klientów. Macha także do niej, a ona odwzajemniła gest. Jej fałszywy uśmiech zaczyna ją męczyć i marzy jedynie o możliwie jak najszybszym powrocie do domu.

— Jak ja nienawidzę świąt — Burczy pod nosem.

Logan dostrzegł to niezadowolenie i jedynie cicho mruknął pod nosem. Chciał, aby jego podopieczna ten dzień spędziła na radości, a nie smucąc się w czterech ścianach akademika. Dla niego ten dzień też jest bardzo bolesny. Doskonale znał matkę Nadii i podobnie jak ona przeżył jej śmierć. Gdyby tylko wiedział wcześniej, że jest chora, może byłby w stanie jej pomóc, a ta drobna istota nie miałaby w sobie tylu negatywnych emocji. Może gdyby wcześniej się zainteresował, dziś wszystko byłoby inaczej.

— Wiem, że wolałabyś ten dzień spędzić w samotności — rzekł Logan i włożył ręce do kieszeni spodni. — Chcę jednak, abyś spędziła ten dzień ze mną.

— Jako z kim? — Pyta drwiąco. — Z człowiekiem, który nieustannie przypomina mi o braku ojca?

— Nie — Rozgląda się dookoła. — Jako twoim opiekunem prawnym.

Dziewczyna przystaje po usłyszeniu tej wiadomości, a na jej twarzy maluje się zdziwienie. Ukończyła osiemnasty rok życia dwa lata temu, więc nie jest możliwe, aby ten oto stojący przed nią człowiek mógł być jej opiekunem prawnym.

Zakochaj się we mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz