Rozdział VI

57 7 0
                                    

-Dałem się wciągnąć w jej gierkę. Jest mi wsyd. Ale obserwuję Twoje zachowanie w stosunku do niej od początku i muszę stwierdzić, że jesteś po prostu zazdrosna. To nie tak, że Ci nie ufam, po prostu wersja Carmen brzmi bardziej prawdopodobnie, po tym co widziałem.
-Ja zazdrosna? - kobieta znów kpiąco się zaśmiała. - A może raczej zastąpiona? Ja nie prosiłam o pomoc, dobrze sobie radzę, no chyba, że Ty uważasz inaczej. A skoro mi ufasz, jak to deklarujesz, to dlaczego wierzysz w każde jej słowo?! Gdybyś mi ufał to już dawno sprawdziłbyś monitoring! Mówisz, że wyciągasz wnioski po tym co widziałeś, ale tak na dobrą sprawę nie widziałeś nic!!! - tym razem spod jej powiek wytrysnął cały zapas słonych kropel. Wybuchnęła cichym płaczem, który starała się jak najszybciej opanować. - O co miałabym być niby zazdrosna, o Ciebie? - spytała pogardliwie, gdy już się nieco uspokoiła. - Ona chce skrzywdzić Ciebie i Adriena! Ma w szufladzie ukryty nóż na odpowiednią okazję! Myślisz, że czemu próbuje w Tobie rozkochać swoją osobę? Żebyś stracił czujność! Ona chce zgubić Ciebie i Twojego syna! - nagle słowa Nathalie zaczęły mieć mnóstwo sensu dla projektanta. Tak jakby kobieta odkryła przed nim właśnie brakujący kawałek, którego braku nie był nawet świadomy. To wszystko składało się w jedną spójną całość. Gabriel po tych słowach dostał lekkiego szoku. Lecz teraz bardziej niż jego stan emocjonalny liczyły się dla niego uczucia Nathalie, która próbowała ukryć łzy, teraz stojąc tyłem do szefa.

Nagle poczuła jak jego męskie dłonie oplatają jej brzuch. Przytulił jej plecy, bo wiedział, że i tak ona by go nie chciała przytulić.
-Ale i tak Cię przepraszam, zagrałem na Twoich emocjach... - wybełkotał.
-Nie rozumiem Cię. To Tobie jest przykro czy to mi ma być przykro? Bierzesz winę na siebie czy to ja mam być winna?!
-Ciiii... proszę nie denerwuj się. - rzekł czule głaskając jej włosy. Potem odsunął się od niej i skierował się ku drzwiom - Zraniłem Cię. Ale proszę. Daj mi drugą szansę. - powiedział cicho zaciskając pięści i wyszedł.

Słowa Nathalie wirowały mu w głowie później przez jeszcze długi czas. Szedł szybkim krokiem przez korytarz kierując się do pomieszczenia, w którym znajdowały się wszystkie zabezpieczenia domu. Podczas jego krótkiej wyprawy, czuł jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć.
-Czy Nathalie... miała rację? - zadrżał na samą myśl tego, że przez ten cały czas niesłusznie ją oskarżał.
Spojrzał na monitoring i zamarł. Zobaczył wszystkie, co do jednego filmy, na których to Carmen znęcała się nad Nathalie, groziła jej nożem, a także kiedy robiła te wszystkie rzeczy, w które później wrabiała pierwszą asystentkę. Gabrielowi ręce trzęsły się nieubłaganie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że tak niebezpieczna osoba, jak Carmen żyje z nimi pod jednym dachem już od jakiegoś czasu, a jedyną osobą, która o tym wiedziała i która starała mu się to uświadomić była Nathalie, której on sam nie wierzył.
-Dałem się nabrać jakiejś głupiej kłamliwej szui! Jaki ze mnie jest naiwniak! - pomyślał wściekły. - I ja skrzywdziłem Nathalie. Te wszystkie jej rany na twarzy i na ciele, podbite oko, siniaki, jej wycofanie się, zamknięcie się w sobie, niepewność. To wszystko ja spowodowałem... bo jej nie uwierzyłem, bo dałem się owinąć wokół palca oszustce. Powinienem był ufać, Nathalie. Ona jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. A ja ją tak...

Postanowił sprawdzić czy Nathalie jeszcze nie wyszła z rezydencji. W końcu nie słyszał żadnego hałasu. Zapukał cicho do jej pokoju. Mimo, iż było grubo po czternastej ona wciąż tam była.
-Przyjdziesz jutro do pracy? - spytał patrząc na jej zapłakaną twarz. Starał się brzmieć groźnie, srogo i poważnie, by nie musieć się przyznawać, że to zupełnie jego wina, chociaż i tak przyznał to już przed samym sobą. Lecz ciężko było mu spojrzeć jej w oczy. Jednak w jego głosie słychać było żal, wyrzuty sumienia i litość.
-Po co? - spytała obojętnie i wzruszyła ramionami.
-Brakuje mi Ciebie. Tęsknię za Tobą.
-Jakoś wcześniej mój brak Ci nie przeszkadzał. Ty i Carmen świetnie się bawiliście w piątek wieczorem.
Gabriel poczuł te słowa, to był cios w jego serce.
-Jak chcesz. - rzekł zawiedzionym i nieco poirytowanym głosem i wyszedł. Sam nie wiedział na kogo ma być zły. Na Nathalie, na siebie, na Carmen? No właśnie Carmen. Tej kobiety starał się już do końca dnia unikać. Aczkolwiek grał przed nią miłego, gdyż obawiał się, że jeszcze domyśli się, że on coś wie. Cała jego rodzina była teraz w niebezpieczeństwie. Powiedział po prostu, że nie ma humoru i że źle się czuje. W nocy budził się co pewien czas i wtedy szedł do pokoju Nathalie, sprawdzał czy śpi spokojnie, przypatrywał jej się chwilę i znów wracał do siebie. Czuł się winny, ale równocześnie odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. Z tego powodu w zasadzie prawie całą noc przy niej czuwał, a rano spróbował ugryźć swój problem bardziej psychologicznie.

"NOWA" (Miraculous Gabenath)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz