12

765 30 2
                                    

Tristan

W momencie gdy trzymana przeze mnie szklanka wypełniona w połowie złocistym, i mocnym alkoholem wypadła z mojej dłoni, doznałem jak niewiele brakuję by mój prywatny samolot, rozpadł się bezpowrotnie. Gdy pierwszy silny podmuch omiótł pokład, zaczynając nim silnie trząść, wszelkie zasoby spokoju zmieszanego z licznymi momentami wkurwienia, opadły.

Wszytko we mnie zmieniło się w przerażenie.

Od dawna bałem się latać, i tylko dzięki pitemu w czasie lotu whisky, zawdzięczałem brak paniki i popadaniu w obłęd. Nie miałem też pojęcia dlaczego okłamałem Gillian i powiedziałem, że bez mojej zgody nigdzie nie poleci, co oczywiście nie należało do prawdy. Posiadałem własny samolot, ale żadnym pilotem to nie byłem. Za bardzo panikowałem na egzaminach, by ostatecznie móc się tego podjąć.

Nawet jako małe dziecko, ojciec podawał mi szklankę trunku do upicia, przez którą byłem znacznie spokojniejszy i szedłem spać, by wszystko minęło jak najszybciej. Teraz jednak jestem już blisko trzydziestki i nie wypada mi ukazywać paniki komukolwiek, a zwłaszcza przy niej. Gillian na pierwszy rzut oka zachowuję się neutralnie w samolocie, czego kompletnie nie rozumiem.

Jak może się nie bać, zwłaszcza teraz? Podczas jebanego huraganu!

Starałem się jak mogłem, żeby zachować powagę i skupić się na piciu whisky z butelki. Nie wysiliłem się by posprzątać, bo to już za dużo. Nie potrafię się ruszyć, ani poruszać jakąkolwiek częścią ciała. To jest tak pojebane, że aż śmieszne.

Ja, mafioza i przyszły król kartelu, którym aktualnie włada mój ojciec. Jeśli oczywiście jeszcze żyję, choć nie miałbym nic przeciwko zajebania go. Brazylijczycy wyświadczyliby nam tym dużą przysługę.

Ale wracając do obecnej sytuacji, Gillian chyba zaczyna coś do mnie mówić. Minęło około piętnaście minut odkąd oznajmiłem jej, że południowcy pojmali mi starego, i od tego czasu siedzi cicho jak myszka. W końcu. Aczkolwiek patrząc na to teraz widzę, że jej blondyński łeb postanowił się odpalić i naruszyć mój wrzeszczący z przerażenia umysł i zaatakować go z wszelkich stron. Usiłowałem wyprzeć z glowy jej głos i skupić się na oddychaniu. Tak mówiła doktor Severin i zawsze działało, ale do tego potrzebny jest mi spokój, którego jak na razie nie otrzymuję. Szkoda, ponieważ jeśli Gillian nie chcę mieć mnie na sumieniu, to powinna w tęmpie natychmiastowym się zamknąć.

- Co za jazda. - stwierdziła, ślepo wpatrując się przed siebie, i mocno zaciskając szczupłe palce na pasie bezpieczeństwa, którym musieliśmy się zapiąć z rozkazu kapitana. - Nie dosyć, że Brazylijczycy zdobyli Nowy Orlean, to jeszcze dostali się do twojego staruszka. - prychnęła, sprowadzając zielone tęczówki w moją stronę, choć ja nie uczyniłem tego samego. Po prostu czułem na sobie jej spojrzenie, i tyle. W tej chwili wolałem by nie widziała, jak w moich oczach zaczynają zbierać się łzy.

Mocniej zacisnąłem dłoń na szyjce butelki.

- Na dodatek ta pierdolona wichura nas dopadła. - kontynuowała z charyzmą w głosie. - Jak ja kocham to uczucie. Deszcz, burze, pioruny, no i wiatr. Tak silny i bezwzględny, że dałoby radę się w nim zatracić.

Nie pojmowałem.

Znaczy może i tak, lecz nie w momencie kiedy te wszystkie zjawiska atmosferyczne odbywają się podczas naszego lotu, który ma potrwać jeszcze ponad dziesięć godzin!

Zejdę zaraz na zawał.

- Może to wydawać ci się głupie, bo w końcu kto normalny kocha tego typu rzeczy, ale...

Kolejny huk, i kolejna nowa fala turbulencji. Trząsło nami na tak dużą skalę, że prawie pustka butelka whisky wyślizgnęła się z mojej dłoni, upadając na ziemię. Zawarta w niej ciecz opryskała tapicerowane beżowe siedziska, tym samym plamiąc mój drogi zestaw od Armaniego. Możliwe, iż tym ostatnim nie przejąłem się tak bardzo, przez wydźwięk piorunu, rozbłyskującego tuż za oknem. Biała, cienka i do bólu jasna smuga znalazła się tak blisko mnie, że bicie serce, które przed momentem jeszcze czułem, teraz było w stanie zawieszenia. Dosłownie odnosiłem wrażenie, jak wysadza mnie od środka każda pieprzona komórka, wychodząca mi od razu przed dupę. Jak puls znacznie mi przyspieszył, jakbym był co dopiero po przebiegnięciu przeklętego maratonu. Jak każda widoczna żyłka na mojej skórze, zaczyna się mocniej odznaczać, przez co gdy ciaśniej zacisnąłem piąstkę, półprzezroczyste żyłki stały się moim przekleństwem.

Arranged Marriage [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz