23

828 34 2
                                    


Gillian

Obudził mnie zapach parzonej kawy i czekolady. Na samą myśl oblizałam niemrawo usta, głupio się do siebie uśmiechając i czując, że to może jeszcze końcówka snu o fabryce Willi Wonki. Chciałam wierzyć, że to prawda bo sen naprawdę był wspaniały. Od dawno nie spało mi się tak dobrze, co w zasadzie mogę uznać za dziwne, bo jak kładłam się spać po chyba kłótni z Tristanem, to wylądowałam na twardej kanapie, a teraz czuję miękkość.

Otworzyłam powoli powieki nie chcąc narazić się na blask porannego słońca, bądź też oślepnąć przez swoją piękność. Na szczęście pierwsza rzecz mnie nie spotkała przez zasłonięte zasłony, a z drugą spotykałam się na co dzień więc nie było to dla mnie zbytnio zaskoczeniem. Tym bardziej, że choroba już ustąpiła a okres popłynął w siną dal, gdzie zacumuje statek dopiero za miesiąc.

Hasta la vista, babe.

Położyłam stopy na podgrzewanej podłodze i założywszy na siebie cienki szlafrok, wyszłam z sypialni. Nie skomentowałam jak się tam znalazłam i z jakiej racji, bo dobrze wiedziałam, że nie lunatykuję a więc ktoś musiał mnie ewidentnie przenieść. Uniosłam kąciki na tą myśl.

Wpierw podreptałam do łazienki, by załatwić grubszą potrzebę i ogarnąć swoją twarz i ciało. Umyta i pachnąca, a nie brudna i śmierdząca powróciłam do pokoju i założyłam na siebie komplet białej bielizny. Na to zawiesiłam czarny sweter z golfem i niebieskie jeansy z wysokim stanem. Na nogi wsunęłam kapciochy z błękitnym futerkiem i w pełnym ciepłym wydaniu skierowałam się prosto do salonu. Tam pierwszym co zobaczyłam to stół nakryty obrusem i czysto francuskim śniadaniem. Biała i czarna czekolada, croisanty, bułeczki, owoce, sok pomarańczowy, marmolada no i moje codzienne wybawienie.

Kawa.

Usiadłam na krześle od razu smarując kromkę czarną słodkością. Wgryzłam się w pieczywo, a z ust zaczęła ulatywać mi ciepła przyjemność. Niemal jęknęłam na wyobrażenie tego cuda, które znalazło się w moich ustach, a którego nie miałam w sobie od kilku dni. Gryzłam, mieliłam i połykałam przez dobre trzy minut, aż tu nagle wyczułam koło siebie czyjąś obecność. Powiedziona instynktem zerknęłam przed siebie, odnajdując się w spojrzeniu Tristana.

Miał ubrany czarny garnitur i idealnie ułożone włosy. Zarost lekko przyciął ale najwyraźniej spodobało mu się jego wydanie w nim, bo postanowił go zastawić na dłużej. I dobrze, wyglądał w nim cholernie seksownie i pociągająco. Tak dobrze to wszystko do niego pasowało, że omal zapomniałam, o co tak właściwie się wczoraj posprzeczaliśmy.

Temat dziecka jaki poruszyłam, zadziałał na niego bardziej niż bym przypuszczała. Nie sądziłam, że wielki mafioza może aż tak nie chcieć posiadać własnego potomstwa, ale jak zwykle musiałam się pomylić. Źle odebrałam to co powiedział i jak to wszystko ujął. Wyraźnie podkreślił, że dziecko to ostatnie o czym marzy, a ja mogę zapomnieć o tym, że kiedykolwiek mnie obdarzy tym darem, jakim jest bycie matką. Tak po prostu. Chciałam nią być, bo zawsze widziałam z jaką miłością i czułością patrzy na mnie i na moje rodzeństwo Belladonna. Jak jest w stanie poświęcić życie za nasze dobro i zdrowie, i że jest w stanie zrobić wszystko by nie spadł nam chociażby włos z głowy. Pragnęłam być taka sama jak ona, ale Tristan niestety nie marzy o tym samym, co ja.

Przygnębiająca rzeczywistość, z którą nie wiem czy się pogodzę.

- Nie zjesz? - spytałam wskazując brudnym palcem od czekolady na pozostałą zastawę.

Arranged Marriage [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz