Vastatia nie zapomniała o swoich podejrzeniach do Riddle'a. Myślała, że zgadzając się na ten układ, dowie się, co ukrywa. Ale Riddle dosyć dobrze się krył. Wiedziała, że miał coś za plecami, ale nie była pewna, co. Na początku nakręciła się tym, jakby było to coś na miarę Komnaty Tajemnic, ale po czasie zrozumiała, że to był tylko Riddle. Co mógł ukrywać? Klub wymiany czarodziejskich kart z czekoladowych żab?
Zdziwiła się, kiedy sam jej wszystko wyjawił.
Na początku nie wiedziała, czy żartował, czy mówił najszczerszą prawdę.
- Mam większe plany na ten świat. - powiedział do niej, gdy zaprosił nią na wieżę astronomiczną. - Granica między mugolem a czarodziejem przestała być aż tak wyraźna, jak powinna być. Ludzie próbują nam wmówić, że jesteśmy z nimi na równi. - mówił z pogardą. - Każą nam traktować szlamy jak czarodziei czystej krwi. To żenujące.
Vastatia słuchała go jak zaczarowana. Nareszcie usłyszała to, co chciała słyszeć. Potwierdzenie tego, że miała rację.
- Potrzebny jest ktoś, kto pokaże mugolom, gdzie ich miejsce. Ktoś, kto uświadomi szlamy, że nie zasługują na to, żeby stać przy czarodziejach czystej krwi.
- Oczyszczenie gatunku. - powiedziała Vastatia.
- Pozbycie się brudnej krwi. Selekcja. - mówił, jakby słuchały go miliony. - Mieszanie się gatunków nie powinno nigdy nastąpić. Zgadzasz się ze mną, prawda?
Pokiwała głową, myśląc o tym, że Riddle nigdy aż tyle nie mówił. Brzmiał tak szczerze, jakby te słowa siedziały w nim od urodzenia.
- Przechodząc do rzeczy. - zmienił ton na bardziej konkretny. - Zebrałem dosyć spore grono uczniów, którzy popierają tę ideę. Oddanych mi i gotowych na każdy mój rozkaz. - odszedł od barierki balkonu. - Dołącz do mnie. Przeprowadźmy sztuczną selekcję, która oczyści świat czarodziejski z brudnej krwi. Sprawmy, aby wszyscy bali się naszych imion. Zostań moją prawą ręką.
Martin zajęło chwilę zastanowienie się nad tym.
Nie spodziewała się tego. Nie sądziła, że Riddle planował coś tak wielkiego, i że poczynił już tak drastyczne kroki w kierunku swojego celu.
Chciał tego samego, co ona. Mieli tę samą wizję na świat. Te same przekonania. To, co mówił do niej Riddle, brzmiało jak marzenie. Sen. Jej głowa zaczęła tworzyć obrazy, które były wszystkim, o czym zawsze marzyła. Widziała tych mugolaków, błagających nią o litość i nią decydującą, co z nimi zrobi. Wyobrażała sobie przerażonych mugoli, których życie zależało tylko od niej.
Pragnęła tego, a Riddle zaproponował jej ścieżkę do tego z nim w zestawie.
Przeszło jej przez myśl, że to było zbyt idealne. Zbyt dobrze im się współpracowało. Wszystko szło zbyt gładko, a nic, co było tak proste, nie było dobre. Martin nauczyła się, że jeśli było trudno, to było warto. Przeszła zbyt wiele, żeby teraz to stracić.
A jednak jej pragnienie odpowiedziało za nią.
- Chcę to zrobić. - powiedziała pewnie. - Naprowadźmy ten świat na właściwe tory.
I naprawdę była przekonana, że był to początek czegoś wielkiego.
~°~
Idąc na jej pierwsze spotkanie z Riddlem i jego poddanymi rozmyślała o wszystkim, co powiedział jej o tym Tom.
Nazwa śmierciożercy bardzo nią rozbawiła. Sama nazwałaby swoich popleczników inaczej, jednak to zostawiła na później. Odkąd miała być prawą ręką Riddle'a była to też jej decyzja.
Spotkania odbywały się w pokoju życzeń i były bardzo nieregularne. Kiedy Riddle miał im coś do powiedzenia, oni po prostu musieli się tam zjawić. Musiała przyznać, że dobrze ich wytresował.
Nie sądziła, że Tom zaproponuje jej współpracę w takiej sprawie. Ciekawiło nią to, czy od samego początku o to mu chodziło? Czy chciał stworzyć z nią coś wielkiego?
Otwierając drzwi, czuła się, jakby otwierała nowy rozdział w swoim życiu.
Zdziwiła nią masa różdżek wycelowana w nią.
- Co tu robisz? - zapytał nią jeden odważny.
Pokój życzeń przybrał postać sali obrad. Ogromny długi stół z Riddlem na końcu. Siedział na skórzanym fotelu jak król. Nawet nie poruszył się, gdy Vastatia weszła do pomieszczenia.
- Odsuńcie się z drogi. - powiedziała pewnie, nie obawiając się tych imitacji czarodziei.
Byli to chłopcy z jej roku. Większość ślizgonów, kilku krukonów i jeden puchon.
Riddle pewnie nie powiedział im o tym, że od tej pory będą dzielić władzę, aby zrobić to teraz. Z nią, tutaj. W końcu była jego ukochaną. Wszyscy o tym wiedzieli. Cały Hogwart o tym huczał. Jego poddani powinni się domyślić, że w końcu Martin pojawi się u jego boku też tutaj.
Tak pomyślała Vastatia.
- To spotkanie śmierciożerców, a nie kółko przyszłych gospodyń domowych. - wszyscy chłopcy zaśmiali się na ten komentarz.
- Spostrzegawczy jesteś. - powiedziała Vastia.
- Nie powinno Cię tu być. - odezwał się Abraxas Malfoy i uniósł różdżkę wyżej. - To tajne zebranie. Panie? Co mamy z nią zrobić?
Niemal zaśmiała się, słysząc słowo ,,Panie".
Riddle tylko wygodniej usadoił się na swoim tronie i przyglądał się Vastatii.
- Jestem prawą ręką Toma. - ogłsiła dumnie. - Macie służyć nam obojgu. Powiedz im, Tom.
Abraxas upuścił różdżkę i skierował wzrok na swego Pana.
A Riddle uniósł kącik ust ku górze.
- Ktokolwiek śmiałby pomyśleć, że mógłbym dzielić z kimś władzę? - zabrzmiał jak prawdziwy władca, który wyśmiewał poddanego. - Wyprowadźcie nią, niech nie zajmuje nam czasu.
Vastatia zamrugała dobre pięć razy w ciągu siedmiu sekund.
- Ale Panie, ona dowiedziała się o nas. Czy nie powinniśmy oczyścić jej pamięci?
- Nie trzeba. - machnął nonszalancko ręką, a dwóch chłopaków zaczęło iść w jej stronę.
Czuła się jak oszustka.
- Nie ważcie się mnie dotykać.
- Nie unoś się, laleczko. - prychnął jeden z nich.
Zbyt długo ćwiczyła magię bezróżdżkową, aby jej w tym momencie nie wykorzystać.
Skupiła wszystkie swoje myśli na tym, aby odepchnąć od siebie wszystkich. Gdy rozłożyła ręce, poplecznicy Riddle'a odlecieli na co najmniej dziesięć stóp. Kilkoro z nich uderzyło w ścianę, a inni patrzyli na siebie w szoku. Riddle jedynie uniósł brew.Lestrange wyszeptał zaklęcie w jej kierunku, ale z łatwością je odbiła. Martin, wciąż nie korzystając z różdżki, przyciągnęła go do siebie, uniosła i obróciła do góry nogami. Zbliżyła się i syknęła...
- Przeproś. Błagaj o to, abym Cię teraz nie zabiła.
Lestrange rzucił szybkie spojrzenie na swego Pana, który obserwował to widowisko jak ogień w kominku.
- Przepraszam. Wypuść mnie, błagam. - powiedział na tyle cicho, aby tylko ona go usłyszała.
Usta Vastii wykrzywiły się w uśmiechu i gwałtownie upuściła chłopaka, który uderzył głową o kamienną podłogę. Gdy Lestrange rozmasowywał obolałą potylicę, Martin rozejrzała się po pomieszczeniu.
Wszyscy stali przy ścianie. Nikt nawet nie uniósł różdżki.
- Ktoś jeszcze?
Cisza była wystarczającą odpowiedzią.
Ostatni raz spojrzała na Riddle'a, który wyglądał tak, jakby ta cała sytuacja go nudziła. Z głową uniesioną wyżej niż zwykle, wyszła z pomieszczenia, przysięgając sobie, że już nigdy nie da się nikomu tak upokorzyć.
_-_-_-_-_-_
10/09/23
CZYTASZ
VASTATIA • TOM RIDDLE
Fanfiction,,Tom Riddle wyglądał jak obraz wykradziony z muzeum[...]",, A jego styl wypowiadania się był irytująco władczy[...]'' ,,Jednak Riddle nie był przeszkodą. Był zwykłym zbyt pewnym siebie i skrytym dzieciakiem. Nie stanowił dla niej zagrożenia, jeśli...