Ulica Pokątna, Londyn, Anglia
- Nie mogę w to uwierzyć.
Harry przyglądał się najnowszym modelom Błyskawic wystawionym za grubą szybą sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha. Po chwili przeniósł wzrok na twarz Hermiony, zatroskaną i lekko zarumienioną od panującego na zewnątrz gorąca. Wzruszył ramionami.
- Wszystko mi już jedno, Hermiono. Wojna wywróciła wszystko do góry nogami i nic nie jest takie, jak wcześniej. I już nigdy nie będzie. Poza tym to moja praca. Muszę ją traktować poważnie.
- Wiem, Harry, ale to... to przecież Malfoy. Kto wpadł na taki pomysł? McGonagall? Z całym szacunkiem, ale…
Przerwał jej wysoki dźwięk dzwonków zawieszonych przy drzwiach, kiedy weszła za brunetem do sklepu. Harry podszedł do krzątającego się po pomieszczeniu mężczyzny i zaczął mu coś tłumaczyć, wyciągając z kieszeni zwinięty w rulon pergamin oznaczony pieczęcią Hogwartu. Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach i przyjrzała się przyjacielowi.W ciągu ostatnich tygodni Harry mocno się zaangażował w odbudowę szkoły. Nie było w tym nic dziwnego, większość uczniów chciała przyczynić się do przywrócenia dawnej świetności murom, które były ich drugim domem. Prawdą było też to, że wszyscy dookoła chcieli zająć myśli rzeczami innymi niż wojna, oddać się jakiemuś zajęciu bez reszty, zapomnieć.
W obliczu poważnych braków w kadrze profesorskiej Harry zgodził się uczyć latania na miotle. Hermiona uważała to za dobre posunięcie, zwłaszcza, że z powodu przerwanego roku szkolnego, egzaminów, które się nie odbyły i całego tego powojennego zamieszania nikt za bardzo nie wiedział, czym powinien się teraz zająć. Czuła poza tym, że chłopak nadawał się do tej roli. Nie to ją martwiło.
Harry robił rzeczy, których nikt się po nim nie spodziewał. Stał się bardzo aktywny fizycznie, zaczął trenować, praktycznie codziennie biegał. I to jeszcze zanim zaproponowano mu pracę w Hogwarcie.
Weasleyowie szybko zrozumieli, że to był jego sposób na wyparcie z pamięci wojny i wszystkiego, co z nią związane. Hermiona zauważyła, że mu to służyło: zdrowo przybrał na wadze (a to było coś, co nie wydarzyło się przez ostatnie sześć lat), a na jego ciele powoli zaczynały uwidaczniać się mięśnie.
To lato było wyjątkowo upalne i Harry spędzał długie godziny na lataniu, dzięki czemu jego skóra szybko przybrała złocisto-brązowy odcień. Zdawał się wyglądać lepiej niż kiedykolwiek.
Jedynie spojrzenie jego zielonych oczu coraz częściej było poważne i nieobecne. Niedługo później Harry zgodził się też dodatkowo na objęcie posady nauczyciela obrony przed czarną magią, jako, że zajęcia z latania mieli w swoim planie jedynie pierwszoroczni.
Może weź na siebie jeszcze zaklęcia albo pojedynki, parsknął Ron kiedy się o tym dowiedział, ale Harry wzruszył tylko ramionami. Hermiona martwiła się tym, że brunet niedługo przestanie dostrzegać cienką granicę pomiędzy pracą a życiem osobistym. Zwłaszcza, że tego drugiego w zasadzie nie miał.
Już jakiś czas temu rozstał się z Ginny, co prawda w zgodzie i za obustronnym porozumieniem, ale w odczuciu Hermiony niewiele to zmieniało. Byłoby dobrze, gdyby miał teraz kogoś przy sobie. I nie chodziło o towarzystwo jej albo Rona.
Był jeszcze jeden problem. Spośród ich rówieśników nie tylko Harry miał teraz uczyć w Hogwarcie. Draco Malfoy objął posadę nauczyciela eliksirów. I to właśnie Draco Malfoy miał z Harrym nakłonić kilku rozsianych po świecie czarodziejów do podjęcia pracy w szkole.
Dziewczyna wiedziała, że pod koniec wojny wszystko się zmieniło i Ślizgon ostatecznie opowiedział się po właściwej stronie, nie była jednak pewna jak ta dwójka zniesie swoją obecność.
Patrzyła jak chłopak energicznie wymienia uścisk dłoni ze sprzedawcą mioteł. Może niepotrzebnie się zadręczała? Harry póki co naprawdę dobrze odnajdywał się w nowej rzeczywistości, a Malfoy… z Malfoyem na pewno jakoś sobie poradzi. Ma w końcu wieloletnią praktykę.
- Lody? – zaoferował brunet, wychodząc z Hermioną na zalaną słońcem ulicę Pokątną.
- Czytasz mi w myślach, Harry.
CZYTASZ
Zasada numer trzy ||DRARRY||
Fanfictionopowieść nie moja ja tylko publikuje ze stronki na necie Miłego czytania!