11

1.7K 107 22
                                    

Patrzyli przez chwilę na ogromne dwuosobowe łóżko, lekko zmieszani, kiedy w końcu Malfoy oświadczył:

- No dobra, to ja śpię od okna.

Położył torbę na swojej połowie i zniknął za drzwiami do łazienki. Harry wzruszył ramionami i usiadł po drugiej stronie łóżka. Było szerokie i przynajmniej mieli dwie kołdry.

Dostali pokój z balkonem, z którego rozciągał się widok na obrzeża Lukki i majaczące w oddali góry, teraz oświetlane na złoto przez zachodzące słońce.

Na zewnątrz panowała idealna temperatura i Gryfon pomyślał, że chyba wreszcie znalazł trochę czasu, żeby pobiegać. Do tej pory jakoś nie było okazji. Sięgnął do plecaka po dres i zaczął się przebierać.

- Gdybyś mnie szukał, to idę pobieg… – zaczął Malfoy, wychodząc z łazienki i przerwał na widok Harry’ego przebranego w bordowy T-shirt i czarne spodnie od dresu.

Blondyn miał na sobie ciemnozielone sportowe spodnie i szarą koszulkę do kompletu. Obaj patrzyli na siebie z zaskoczeniem.

- Ty biegasz?

- A ty?

Parsknęli śmiechem.

- To… idziemy pobiegać razem?
- Idziemy.

Dla większości Włochów była to pora kolacji i ulice Lukki były ciche i spokojne. Zachodzące słońce złociło wąskie uliczki, zadbane ogródki i stare, renesansowe kamienice.

Biegli w równym tempie, oddychając miarowo. Harry do tej pory zawsze biegał sam i z jakiegoś powodu wydawało mu się, że robienie tego w czyimś towarzystwie jest męczące i nudne. Nie musiał jednak wcale czekać na Malfoya, a tempo, które narzucił było najwyraźniej normalnym tempem Ślizgona.

Wrócili do hotelu tuż przed tym, jak zerwał się gwałtowny wiatr, a z nieba zaczął padać grad. Na stole czekała na nich butelka wina, którą Alba musiała zostawić pod ich nieobecność.

Obaj wzięli prysznic, po czym usiedli na balkonie i nalali sobie po kieliszku.

- Dziwnie się to wszystko układa. Nie spodziewałem się, że nie znajdziemy kogoś, bo nie będzie żył – mruknął Harry, wodząc palcami po butelce z winem.

- Poważnie? Ja się wręcz nastawiałem na to, że większość osób z naszej listy będzie martwa.

Gryfon posłał Malfoyowi krytyczne spojrzenie.

- Czemu tak brutalnie, Draco?
Blondyn wzruszył ramionami.

- Wojna była brutalna. Jeszcze w Hogwarcie miałem takie myśli, że skoro nie ma ze strony tych ludzi żadnego odzewu, to równie dobrze mogło stać się najgorsze.

A skoro już o tym mowa: został nam tylko Sigvard w Tromsø. To będzie największy dystans do przebycia. Nie uda nam się tam aportować. Nie chodzi tylko o odległość,

Norwegia jest oddzielona magiczną barierą od reszty Europy. Bezpieczniej będzie tam dolecieć.

- To może aportujmy się do Brugii, a stamtąd polecimy na miotłach? – zaproponował Harry, dolewając sobie wina.

- Czemu chcesz wracać do Brugii?

- No... Na gorącą czekoladę, oczywiście.
Draco się roześmiał i pokręcił głową.

- Tak bardzo ci smakowała?

- Była najlepsza na świecie.

- Doceniam pomysł, ale to nadkładanie drogi. Zróbmy przystanek gdzieś przed barierą, na przykład w Goteborgu, a dalej polecimy na miotłach.

Zasada numer trzy ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz