Patrzyli przez chwilę na ogromne dwuosobowe łóżko, lekko zmieszani, kiedy w końcu Malfoy oświadczył:
- No dobra, to ja śpię od okna.
Położył torbę na swojej połowie i zniknął za drzwiami do łazienki. Harry wzruszył ramionami i usiadł po drugiej stronie łóżka. Było szerokie i przynajmniej mieli dwie kołdry.
Dostali pokój z balkonem, z którego rozciągał się widok na obrzeża Lukki i majaczące w oddali góry, teraz oświetlane na złoto przez zachodzące słońce.
Na zewnątrz panowała idealna temperatura i Gryfon pomyślał, że chyba wreszcie znalazł trochę czasu, żeby pobiegać. Do tej pory jakoś nie było okazji. Sięgnął do plecaka po dres i zaczął się przebierać.
- Gdybyś mnie szukał, to idę pobieg… – zaczął Malfoy, wychodząc z łazienki i przerwał na widok Harry’ego przebranego w bordowy T-shirt i czarne spodnie od dresu.
Blondyn miał na sobie ciemnozielone sportowe spodnie i szarą koszulkę do kompletu. Obaj patrzyli na siebie z zaskoczeniem.
- Ty biegasz?
- A ty?
Parsknęli śmiechem.
- To… idziemy pobiegać razem?
- Idziemy.Dla większości Włochów była to pora kolacji i ulice Lukki były ciche i spokojne. Zachodzące słońce złociło wąskie uliczki, zadbane ogródki i stare, renesansowe kamienice.
Biegli w równym tempie, oddychając miarowo. Harry do tej pory zawsze biegał sam i z jakiegoś powodu wydawało mu się, że robienie tego w czyimś towarzystwie jest męczące i nudne. Nie musiał jednak wcale czekać na Malfoya, a tempo, które narzucił było najwyraźniej normalnym tempem Ślizgona.
Wrócili do hotelu tuż przed tym, jak zerwał się gwałtowny wiatr, a z nieba zaczął padać grad. Na stole czekała na nich butelka wina, którą Alba musiała zostawić pod ich nieobecność.
Obaj wzięli prysznic, po czym usiedli na balkonie i nalali sobie po kieliszku.
- Dziwnie się to wszystko układa. Nie spodziewałem się, że nie znajdziemy kogoś, bo nie będzie żył – mruknął Harry, wodząc palcami po butelce z winem.
- Poważnie? Ja się wręcz nastawiałem na to, że większość osób z naszej listy będzie martwa.
Gryfon posłał Malfoyowi krytyczne spojrzenie.
- Czemu tak brutalnie, Draco?
Blondyn wzruszył ramionami.- Wojna była brutalna. Jeszcze w Hogwarcie miałem takie myśli, że skoro nie ma ze strony tych ludzi żadnego odzewu, to równie dobrze mogło stać się najgorsze.
A skoro już o tym mowa: został nam tylko Sigvard w Tromsø. To będzie największy dystans do przebycia. Nie uda nam się tam aportować. Nie chodzi tylko o odległość,
Norwegia jest oddzielona magiczną barierą od reszty Europy. Bezpieczniej będzie tam dolecieć.
- To może aportujmy się do Brugii, a stamtąd polecimy na miotłach? – zaproponował Harry, dolewając sobie wina.
- Czemu chcesz wracać do Brugii?
- No... Na gorącą czekoladę, oczywiście.
Draco się roześmiał i pokręcił głową.- Tak bardzo ci smakowała?
- Była najlepsza na świecie.
- Doceniam pomysł, ale to nadkładanie drogi. Zróbmy przystanek gdzieś przed barierą, na przykład w Goteborgu, a dalej polecimy na miotłach.
CZYTASZ
Zasada numer trzy ||DRARRY||
Fanfictionopowieść nie moja ja tylko publikuje ze stronki na necie Miłego czytania!