8

2.1K 140 28
                                        

Usiedli w ogródku jednego z czarodziejskich barów i zamówili piwo. A w zasadzie bardzo wiele piw.

Ciepłe, letnie powietrze przepełniał zapach kwiatów, a zachodzące słońce barwiło niebo na pomarańczowo i odbijało się złotym blaskiem w gładkiej powierzchni wody w brugijskich kanałach.

Harry pomyślał, że pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuje się zrelaksowany. Może to były tygodnie, a może miesiące. Tak naprawdę trochę zapomniał jakie to uczucie.

Dobrze wiedział, że jego wewnętrzne napięcie i wszystko to, z czym musiał się zmierzyć po wojnie nie zniknęło i nie zniknie. Chodziło raczej o to, że z dala od swojej zwykłej codzienności, w tym czarującym belgijskim mieście cały ten ciężar wydawał się jakiś taki… lżejszy.

To było miłe uczucie. A obecność Malfoya wcale mu nie przeszkadzała.
Gryfon zauważył, że blondyn stara się nie pokazywać Mrocznego Znaku. W dzień było na to zbyt ciepło, ale po zachodzie słońca od razu zarzucał na siebie skórzaną kurtkę, tak, żeby nie było widać jego lewego przedramienia.

- Da się go jakoś usunąć? – zapytał, przeczuwając odpowiedź.

- Nie – odpowiedział głucho Draco i przewrócił oczami. – Proszę cię. Nie po to pijemy tak dobre piwo żeby schodzić na takie smętne tematy.

Brunet uniósł dłonie w obronnym geście.

- Dobra, to może… pogadajmy o szkolnych czasach. Na pewno jest coś, czego nie wiem.

- Myślę, że takich rzeczy jest bardzo dużo – Malfoy wyszczerzył zęby w lekko pobłażliwym uśmiechu i zamyślił się na chwilę, stukając paznokciami w kufel z piwem. – Pewnie nie wiedziałeś, że prawie trafiłem do Durmstrangu.

- Serio?

- Tak. Przyjmują tam wyłącznie czystokrwistych, więc dla mojego ojca to była idealna szkoła. Matka jednak nie zgodziła się, żebym był tak daleko od domu. Zawsze byłem jej za to wdzięczny.

Harry zaczął się zastanawiać, jak potoczyłoby się życie Malfoya i całej jego rodziny, gdyby poszedł do Durmstrangu. Może nawet nie braliby udziału w wojnie?

- Twoja kolej, Gryfonie.

- To zabawne, że użyłeś akurat tego słowa, bo ja prawie trafiłem do Slytherinu.

Malfoy wypluł piwo, którego nie zdążył przełknąć. Harry’emu w obecnym stanie wydało się to bardzo zabawne, zwłaszcza, że Ślizgon zawsze był opanowany i takie rzeczy mu się po prostu nie zdarzały. Zaczął się głośno śmiać i nie mógł przestać przez dobrą minutę.

- Bardzo śmieszne – Draco wytarł usta i rzucił zaklęcie czyszczące na stół i swoje spodnie. – Poza tym ci nie wierzę.

- Mówię prawdę, Tiara chciała przydzielić mnie do Slytherinu. Poprosiłem ją o inny dom. To wszystko.
Blondyn patrzył na niego z niedowierzaniem i kręcił głową.

- To jakiś absurd. Ambicja, braterstwo, przebiegłość, spryt i zaradność. To są cechy mojego domu. Utożsamiasz się z jakimiś?

- Nie mam pojęcia – odpowiedział Harry zgodnie z prawdą.
Na chwilę zapadła cisza. Malfoy zmarszczył lekko brwi.

- Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że to są cechy, które faktycznie możesz posiadać.

Przynajmniej w jakiejś części. Po prostu gryfońska prawość, szlachetność i cała reszta tych poetyckich bzdur wzięły górę, oczywiście.

- Nie, po prostu poprosiłem Tiarę o inny dom. Nie chciałem się z tobą kumplować.

- A mogło być tak pięknie, Potter.
Harry uniósł brew. Malfoy westchnął ostentacyjnie i podniósł kufel z piwem.

- Harry. Ciężko pozbyć się starych nawyków. Zdrowie.

***

Wracali chwiejnym krokiem do hotelu, kiedy Malfoy zatrzymał się na środku jednej z ulic.

- Hej – zawołał, wpatrując się w kocie łby pod swoimi nogami.

- Hm? – Harry wciąż trząsł się ze śmiechu po niewybrednym żarcie na temat uczniów z Durmstrangu, jakim przed chwilą uraczył go Draco.

- Już wiem, o co chodzi w tym mieście. Ja po prostu nie potrafię odróżnić sfery magicznej od niemagicznej. Tu wszystko wygląda jak z naszego świata. Rozumiesz?

Bruneta bawiła szczera konsternacja na jego twarzy.

- Ta… Chyba rozumiem.

Tutejsze piwo okazało się mocniejsze niż sądzili i dalszą drogę musieli pokonać nawzajem się podtrzymując. Harry’emu bardzo przyjemnie szumiało w głowie i wcale nie martwiło go to, że nie znaleźli Niklaasa.

Od uśmiechającego się pod nosem Malfoya biło ciepło i ledwie wyczuwalny zapach cytrusów. Trzymali się pewnie za barki i szli naprzód, choć nogi coraz bardziej odmawiały im posłuszeństwa.

- Co ty dzisiaj powiedziałeś, Draco? Że nasi przyjaciele dostaliby zawału jakby nas teraz zobaczyli?

- Jakby nas zobaczyli dokładnie w tym momencie, to byłoby coś znacznie gorszego niż zawał.

Zasada numer trzy ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz