Wieczorem znowu poszedłem do znanej mi dobrze piwnicy. Nie działała mi ona zbyt dobrze na psychikę bo właśnie tutaj chcieliśmy posprzątać przed przybyciem na świat naszej córki.
Otarłem łzy które napłynęły mi do oczu. Świadomość że straciłem Marinette i naszą córkę była nie do zniesienia.
Podeszłem do lustra i spojrzałem na swoje odbicie. Dawno tego nie robiłem bo nie mogłem na siebie patrzeć.
-Adrien, musisz wziąć się w garść. Czas leczy rany, wszystko będzie dobrze- powiedziało moje kwami.
-Nic nie jest w stanie mi pomóc, Plagg...- odpowiedziałem oschle.
Spojrzałem na swoją dłoń na której było moje miraculum i obrączka ślubna. Ten niewielki szczegół przypominał mi o Marinette i niszczył mnie od środka.
Wiedziałem że sam sobie nie poradzę ale nie chciałem nikomu zawracać głowy. Przyjaciele i tak tylko pocieszali mnie durnymi miłymi słówkami które wogule nie pomagały.
-Pora to wszystko zakończyć... Plagg, wysuwaj pazury!- przemieniłem się i spojrzałem na odbicie w lustrze.
Cały czas trzymała mnie świadomość że to przeze mnie Marinette odeszła bo nie byłem przy niej tego dnia.
-Jeżeli sam siebie nie zabije to nikt tego nie zrobi... Przepraszam Marinette...- wyciągnąłem nasze wspólne zdjęcie a w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy- gdybym tylko mógł cofnąć czas to nadal byś tutaj była...
Zacząłem płakać. Schowałem zdjęcie do kieszeni i uderzyłem pięścią z całej siły w lustro które popękało.
Poczułem jakiś silny ból w sercu. Nie wiedziałem co się dzieje. W tym momencie zobaczyłem ciemnego motyla lecącego w moją stronę.
Wiedziałem że to akuma więc zacząłem się cofać nie spuszczając wzroku z ciemnego stworzenia. Jeżeli akuma by mnie dopadła to nie potrafiłbym jej odpędzić a co gorsza nikt by mnie nie uratował.
Akuma jednak zmieniła kierunek i wleciała w lustro... Po chwili pokazało w nim się odbicie... Ale nie moje... Tylko Białego Kota...
CZYTASZ
Szklane odbicie|| Miraculous✓
FanfictionWiedziałem że pozbierać się po takim zdarzeniu nie będzie łatwo... Każde miejsce i każdy szczegół będzie mi to przypominało... Od nikogo nie dostałem wsparcia... Przyjaciele jedynie mnie pocieszali ale co durne pocieszenie może pomóc po śmierci prz...