#3

112 17 5
                                    

Wjechali na niewielki dziedziniec zamkowy, otoczony ze wszystkich stron grubymi i wysokimi murami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wjechali na niewielki dziedziniec zamkowy, otoczony ze wszystkich stron grubymi i wysokimi murami. Brama była otwarta na oścież, przy studni stały spuszczone luzem konie, a z niewielkich okien jedynej wieży obserwacyjnej wychynął zarośnięty łeb.

— A kto wy? Czego chcecie? - wydarł się brodacz.

— W imieniu króla Clonmelu, miłościwie nam panującego Fionna II Sprawiedliwego, wzywam załogę tego zamku do złożenia hołdu dziedzicom królewskim! - odkrzyknął Caleb Creswell, siedzący na wielgachnym, czarnym jak smoła ogierze.

— Dziedzicom? Książąt gościmy?! - zawołał zdziwiony brodacz, wychylając się jeszcze bardziej przez okno. Nie miał na sobie koszuli.

— A jużci! Tyś kapitan tego zamku?

Zamiast odpowiedzieć na pytanie Caleba brodaty żołnierz wsunął się z powrotem do wieży, a jego podkomendni zaczęli wybiegać ze swoich kwater. Jedni byli nie w pełni ubrani, inni brudni i zarośnięci, jeszcze inni wyglądali na skacowanych. Caleb patrzył na nich z pogardą, bo spośród 45 załogantów twierdzy jedynie trzech wyszło im na spotkanie w pełnym rynsztunku.

Chwilę potem z wieży wytoczył się brodacz w rozpiętej koszuli i poplamionej winem kamizelce. Przepasał się szybko pasem, poprawił miecz w pochwie i rzucił się do zapinania troczków, ale widać było po jego oczach, że trzeźwy to on do końca nie jest.

Caleb pokręcił głową z niedowierzaniem, gdy kapitan stanął przed nim na chwiejnych nogach i zasalutował niezgrabnie.

— Chwała Clonmelowi!

— Chwaaaaałaaaa! - odezwało się ponad czterdzieści przepitych głosów.

Caleb wzniósł oczy do nieba, za to Loras podjechał do brodatego kapitana zamku i bez pardonu zdzielił go swoją drewnianą tarczą po czerepie.

— Jaja se robicie, żołnierzu?! Pijecie na służbie?!

— AAAŁŁAAA! - zawył brodacz, łapiąc się za głowę i klękając na dziedzińcu.

Jego podwładni rzucili się do pomocy, a część z nich gotowych było bić się z Lorasem w obronie przełożonego. Caleb natychmiast interweniował zsiadając z konia i skacząc między rycerza a strażników.

— Kurwa, spokój! Spokój mówię! - warczał, przepychając zapijaczonych żołnierzy w bok.

— Co tu się wyprawia, na boga Lira?! - wrzasnął nagle chłopiec w złotej obręczy i w pysznym, bogato wyszywanym srebrną nicią stroju książęcym.

Ponad czterdzieści par oczu spojrzało ze zdziwieniem na niewysokiego, na oko piętnastoletniego chłopca o bladej twarzy i poważnych, ciemnych oczach. Stał na ostatnim schodku karocy, ręce skrzyżował na piersi i patrzył na zebranych z mieszaniną zawodu i zniecierpliwienia. Za jego plecami stał bardzo podobny do niego brat, również w złotej obręczy na głowie, ale jego korona nie miała tak wiele zdobień.

Zwiadowcy: Uciekinier [PUBLIKOWANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz