#5

136 16 5
                                    

Pritchard usłyszał go już przy wejściu do lochów. W jego celi światła było jak kot napłakał, jedynie blask piorunów rozświetlał od czasu do czasu wnętrze. Toteż gdy w zasięgu wzroku zwiadowcy pojawiła się czerwona plamka, zwiastująca przybycie osoby z pochodnią, więzień zmrużył oczy z niesmakiem.

— Dać ci chwilę? - znajomy młodzieńczy głos dotarł do uszu Pritcharda.

— Byłoby miło. - odparł słabo, uśmiechając się mimowolnie.

Minęła dobra minuta zanim oczy zwiadowcy przyzwyczaiły się do światła, a twarz chłopca stała się na tyle wyraźna, że Pritchard mógł zobaczyć wymalowany na niej gniewny wyraz.

— Chyba coś ci znowu nie wyszło, podobnie jak z tymi węgorzami. - parsknął głośno, sadowiąc się na lekko zgniłej desce służącej do spania.

Halt burknął coś w odpowiedzi, przyglądając się nieznajomemu bardzo uważnie. Był już w kwiecie wieku, jego włosy przybrały siwy odcień podobnie jak rzadka, szczecinowata broda, a oczy koloru brązowego były podkrążone i opuchłe. Widać było, że więzień nie spał dobrze od kilku dni i był wyczerpany. Skóra mu poszarzała, zmarszczki na twarzy uwydatniły się, a wargi były sine i spękane. Halt odnotował jeszcze kilka płytkich ran na zapadłych policzkach, sińce na długiej szyi i brodzie, a także kilka wyprysków na małym, perkatym nosie. Zwiadowca był chudy i żylasty, w dodatku całkiem wysoki i umięśniony jak na kogoś w jego wieku. Po dłoniach widać było, że ma za sobą lata ciężkiej pracy i długich treningów. Oczy były przepełnione spokojem, ale i czujnością.

Wojownik z długim stażem, zawsze gotowy do walki. - pomyślał Halt.

Pritchard nosił maskującą pelerynę z kapturem, grubą wełnianą koszule w brudnym brązowym kolorze, pasujące kolorem do koszuli proste spodnie i wysokie skórzane buty w czarnym kolorze. Przy pasie, który mu wcześniej skonfiskowano, miał też na pewno dwa noże, saksę przypominającą tą skandyjską, jakieś woreczki z podejrzaną zawartością oraz chyba tłuczki.

Halt uniósł brwi. Odzienie nieznajomego, choć brudne i gdzieniegdzie postrzępione, wyglądało na porządnie wykonane a przez to kosztowne. Ten człowiek miał więc albo dość spore fundusze na zakup ubrań albo...

— Skąd ukradłeś te buty? Takie modele sprzedaje się u nas za co najmniej 10 dukatów. Wątpię, że tyle przy sobie miałeś.

— Kupiłem je w Araluenie. - odparł słabo zwiadowca, wyciągając lewą nogę w kierunku Halta. — Kosztowały 8 rojali, czyli na wasze jakieś 20 dukatów.

— 24. - doprecyzował ponuro książę. — Sir Callum uczył mnie, że aralueńska waluta oscyluje w granicach trzykrotności clonmelańskich dukatów. Nadal jednak nie wierzę, że je kupiłeś. A tym bardziej że jesteś z Araluenu.

— Widzę, że jakieś wykształcenie z ekonomii otrzymałeś. - zaśmiał się kpiąco Pritchard. — Chyba rzeczywiście jesteś księciem, a ja znalazłem się w czarnej dupie za napadnięcie na ciebie. Wiedz jednak, że była to pomyłka, a ty wyglądałeś jak najprawdziwszy złodziej. I jeszcze jedno - naprawdę przybyłem z Araluenu, pochodzę z lenna Marymont.

Gdzieś w głębi korytarza zaszurało odsuwane krzesło, a po kilku sekundach w przejściu pojawiła się twarz jednego z rycerzy z drużyny Lorasa. Spojrzał on badawczo na księcia, a potem na siedzącego na desce Pritcharda.

— Wasza wysokość, nie sądzę by pozostawianie cię samego w towarzystwie tego barbarzyńcy było bezpieczne. Może lepiej żebym ci towarzyszył?

Halt spojrzał na niego groźnie, nawet nie mrugając. Jego marszczone brwi wyrażały więcej niż tysiąc słów. Strażnik natychmiast zrozumiał przekaz, skłonił się nisko i zatrzasnął za sobą żelazne drzwi.

Zwiadowcy: Uciekinier [PUBLIKOWANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz