→ 1 → plan cartmana.

260 17 49
                                    

Pewnego, wyjątkowo, słonecznego dnia w kraju o nazwie South Park, Młody Rycerz o imieniu Stanley szedł do królestwa swojego króla, którym był bezlitosny, Eric Cartman zwany również wielkim czarodziejem. Mikstury władcy owego miejsca były jedną z rzeczy, ktore przyciągały turystów, zawsze w wakacje bądź ferie było ich bardzo dużo. Eliksiry te działały na każdego, czy to człowieka, czy zwierzę, czy elfy. No właśnie, elfy. Stworzenia z szpiczastymi uszami, wysokim wzrostem, mieszkające w domkach na drzewach. W South Park'u byli oni mitem, legendą, w który i tak mało kto wierzył. Jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu tych stworów, był oczywiście Eric. Zatajał on to wszystko przed swoimi podwładnymi by nie stracić ludzi. Wiedział że gdy dowiedzą się o prawdziwym istnieniu elfów odrazu pobiegną do nich. Każdy, kto słyszał o elfach, wie że mogą spełniać życzenia, nawet te najgorsze.

Wracając do mieszanin króla. Robił on najróżniejsze rodzaje owych płynów, na półkach jego sklepu można znaleźć takie eliksiry jak na porost włosów, wzrost, kondycję i wiele, wiele więcej. Nie miał on jednak mikstury na miłość, czyli takiej, której kraj domagał się najbardziej. Dlatego też gdyby ludzie dowiedzieli się o stworach z szpiczastymi uszami, w trybie natychmiastowym przeprowadzili by się do elfów.

Dla nich odwzajemniona miłość, to była rzecz, którą muszą mieć, pragnęli jej i posunęli by się nawet do przestępstw by ją otrzymać, zazdrościli ludziom z prawdziwie odwzajemnioną miłością. Sam czarodziej się do nich zaliczał, zakochał się w rudowłosej elficy z pięknymi szmaragdowymi oczami, była ona księżniczką swojego narodu. Jednak puszysty władca nie miał zamiaru narażać siebie i poprosić niewiastę o rękę, postanowił wysłać na tą misję swojego najlepszego i wiernego rycerza, którym był nasz Stanley.

Ciemnowłosy był już prawie że przed zamkiem, kiedy zaczepiła go jego dziewczyna Wendy. Odrazu na jego twarzy zagościł wymuszony uśmiech, nie kochał on brązowookiej, kiedyś owszem, ale teraz jego uczucia wygasły. Jest z nią by nie sprawić jej przykrości, wiedział, a bardziej myślał, że dziewczyna kocha go tak jak kiedyś, jednak był w błędzie, ciemnowłosa również straciła swoje uczucia do niego i prowadziła potajemny związek z Tolkien'em Black'iem.

- Cześć kochanie, jak ci minął wczorajszy dzień? - zaczęła dziewczyna.

- Był bardzo męczący, trening za treningiem. - odpowiedział jej ciemnowłosy i złożył na jej policzku pocałunek. - przepiękna dziś pogoda, chcesz może gdzieś wyjść?

- Nie martw się, może kiedyś ci odpuści. - próbowała pocieszyć swojego partnera. - niestety nie mogę, jestem już umówiona, przepraszam.

- Nic się nie stało, ale muszę już lecieć bo król się wkurzy. - powiedział i przytulił się do ciemnowłosej.

- Do zobaczenia, mój miły. - odparła niewiasta obdarowując chłopaka lekkim pocałunkiem w usta.

Marsh przetarł przedramieniem swoje różane wargi i szedł dalej. Gdy był już w zamku, kierował się w stronę tronu Cartman'a, który właśnie na nim siedział. Ukłonił się przed swoim władcą na co grubszy się zaśmiał. Zawsze tak robił, dla niego to że ludzie są mu posłuszni było zabawą, ani trochę nie brał tego na poważnie. Wstał on z siedzenia i podszedł do Stan'a.

- Witaj rycerzu! - wręcz wykrzyczał król.

- Dzień dobry, mój królu. - odpowiedział ciemnowłosy prostując się. - trening jak zawsze za zamkiem?

- Nie dzisiaj Marsh! Myślałem długo o jednej rzeczy i chciałbym byś ją dla mnie zrobił. - powiedział uśmiechając się.

- Zrobię wszystko co mi rozkażesz, mój panie. - odparł spuszczając wzrok na niższego. - co to takiego?

→"Legenda" | style | south park - the stick of truth←Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz