→ 11 → rodzina marsh.

158 11 10
                                    

ten rozdział mi nie pykł sorki

🤍

Do pomieszczenia weszło pięcioro elfich rycerzy. Stanęli jak dęby i patrzeli się na nich jak na ludzi, którzy dopiero co uciekli z psychiatryka. Nagle wyjęli swoje bronie i skierowali je w stronę grupy znajdującej się w pomieszczeniu.

- Spokojnie panowie, po co te nerwy? - zaczął książę podnosząc ręce lekko ku górze.

- Nie nabierzemy się na twoje tanie sztuczki, księciu Kyle'u. Wiemy, że to ty wypuściłeś człowieka z lochów i razem z nim uciekłeś. - powiedział przez zęby jeden z rycerzy.

- I co mi zrobicie, zabijecie? oddacie ojcu? - wypytywał się rudy.

- Oczywiście pomożemy wam w dalszej ucieczce. - z tłumu wyszła blond włosa elfica. - a co innego myślałeś szczylu.

- Bebe! - krzyknął z radości chłopak. - jak dobrze, że to byłaś ty!

- Widzisz, ja to jednak umiem zaskakiwać. - zaśmiała się dziewczyna.

- Jesteś po naszej stronie? - spytał Stan nie będąc pewny co do elficy.

- A jakby inaczej ponuraku. - odpowiedziała.

- W takim bądź razie, co zrobimy z moją mamą? - spojrzał na łóżko z nieprzytomną kobietą.

- Budzimy ją! - oznajmiła Bebe.

- Zabawne, a tak serio? - odparł ciemnowłosy.

- Jaki ty tępy, daj mi przejść niziołku. - odsunęła Marsh'a by móc podejść do rodzicielki rycerza.

- Co chcesz jej zrobić?! - popatrzył na blondynkę, która podnosiła jego matkę do siadu.

- Spokojnie Stan, ona umie robić wiele zaskakujących, a to jest właśnie jedna z nich. - uspokoił go rudowłosy.

Elfica położyła dwa palce na czole Sharon i zaczęła wypowiadać słowa, które tylko ona rozumiała. Poprosiła do siebie ręką syna nieprzytomnej, gdy ten już był bliżej złapała go za nadgarstek kładąc jego dłoń na głowie kobiety. Blondynka pstryknęła palcami, a szatynka natychmiastowo obudziła się. W tym samym momencie rycerz zasłabł i runąłby na podłogę gdyby nie książę, który go złapał.

Mama owego rycerza rozglądała się po sali, a jej wzrok stanął na elfy. Przetarła oczy dłonią, ale dalej nie dowierzała. Nigdy więcej nie chciała spotkać ani jednego szpiczasto-usznego. Miała o nich zapomnieć, ale się jej nie udało. Wojna sprzed dwudziestu lat zapadła jej w głowie na zawsze.

- Stanley, wszystko w porządku?! - spanikowała gdy zauważyła swojego syna.

- Nic mu nie będzie, za parę miunut powinien się obudzić. - wyjaśniła elfica.

- Jasne, jeszcze chwila, a ci uwierzę. Co zrobiliście mojemu synowi?! - zezłościła się kobieta.

- Co pani taka wroga? Stan naprawdę za niedługo się ocknie. - odrzekła blondynka.

- Co ja taka wroga? Wy i te wasze elfie gierki, raz wszystko jest dobrze, a raz wywołują wojnę o byle gówno!

- Niech się pani uspokoi, o czym pani mówi? - dopytała się rycerka.

- Może o wojnie sprzed dwudziestu lat? - odpowiedziała pytająco.

- Skąd pani o niej wie... - wepchnęła się w rozmowę księżniczka. - p-przecież..., czy pani...

- Pytanie skąd ty o niej wiesz, księżniczko! - odparła.

- Pierwsza zadałam pytanie!

- Uh, jak mam mówić wam to lepiej poczekać, aż Stanley się obudzi, to dotyczy go, tak samo jak mnie i..., i mojego męża wraz z córką.

→"Legenda" | style | south park - the stick of truth←Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz