→ 10 → masowe morderstwa.

140 14 10
                                    

Kyle szedł do przodu dumny z tego co robi. Elfi rycerz zobaczywszy go natychmiast staną na baczność i przyłożył dłoń do czoła. Patrzeli się na siebie przez chwilę.

- Książę Kyle, znalazł się pan! - powiedział uradowany.

- Nie było mnie jeden dzień, to naprawdę nie wiele. - zaśmiał się sucho. - proszę cię o opuszczenie tego miejsca, nikogo tu nie ma.

- Tak jest! - wykrzyczał i wyszedł szybkim krokiem z kawiarni.

- Szybko poszło. - zaskoczył się zielonooki, który sam nie myślał, że ma aż taką władzę.

Elf, który chciał przeszukiwać lokal, był wyjątkowo naiwny. Lubił służyć innym i wykonywać wszystko co mu rozkażą. Nie miał własnego życia, tylko żył, życiem innych. Dlatego też dla rudowłosego nie był to nawet wysiłek by go spłoszyć.

- Kyle! - podbiegł do niego Stan przytulając się do niego. - myślałem, że te kurwisko ci coś zrobi!

- Spokojnie, napewno by mi nic nie zrobili, jestem z rodziny królewskiej. - pocieszał go i oddał przytulasa.

- Tym bardziej ktoś mógłby ci coś zrobić, nie wiadomo czy twój ojciec nie wypuścił tutaj jakieś dzikich morderców ze swoich lochów.

- W sumie, to do niego podobne... - odparł.

- Ptaszynki moje, co teraz robimy? Te dziady łykają naszych jak pelikany. - wtrąciła się Kenny. - chyba nie będziemy stać i się przyglądać?

- Trzeba obmyśleć plan, a to łatwe nie będzie. - odrzekł paladyn.

- Myślę, że Kyle musiałby znowu wyjść, ale Stan mógłby się nam tu zsikać.

- To akurat śmieszne nie jest, on poświęca za nas życie!

- Dobrze już, trzeba pomyśleć trochę, zrobić burzę mózgów! - powiedziała księżniczka.

Każdy wziął po kawałku menu oraz ołówku. Pisali swoje pomysły na kartce by jeden nie przekrzykiwał drugiego. Nie mieli ich wiele, ale jakieś mieli. Niektóre były beznadziejne, a niektóre nawet sensowne. Wszyscy mieli nadzieję, że będą w stanie ułożyć, ze wspólnych pomysłów, dobry i chytry plan. Jedyne czego teraz chcieli to przechytrzenie elfów i uciekniecie od nich. Mieli ogromne szczęście mając u swojego boku księcia owych stworzeń. Skrycie wierzyli, że im się powiedzie.

Kartki z daniami zostały zapełnione pomysłami po brzegi. Mimo, że nie były duże, pomieściły właśnie tyle. Większość zapisanych zdań dotyczyło jedynego szpiczasto-usznego w ich gronie. Nie było co się dziwić, był on asem w rękawie swoich przyjaciół.

Nadszedł czas czytania po kolei swoich propozycji. Czytali zasadą kierunków zegara, zaczynając od księcia, a kończąc na siedzącym obok niego Stanley'u. Próbowali połączyć większość pomysłów i stworzyć plan. Trwało to długo, prawie nic nie przychodziło im do głowy. Na szczęście wymyślili coś sensownego.

Zaplanowali, że Stan, Kenny i Butters zostaną związani, niby przez elfa. Wyjdą wraz z Kyle'em na zewnątrz, a ten swoim wmówi, że zabiera ich do swojego królestwa, ponieważ się im przydadzą w dalszej walce. Rycerze są tępi i w to uwierzą. Brzmi jakby był beznadziejny, jednak to, że rudy jest synem ich władcy, który nakazał im zaatakowanie ludzi, mają duże szanse na powodzenie.

- Boje się trochę. - powiedział Butters.

- Tak jak każdy z nas. - dodał rycerz.

- Gotowi? - zapytał zielonooki podchodzący do nich z liną.

- Tak, miejmy to już za sobą. - odparł ciemnowłosy.

Rudowłosy podszedł do Stan'a i wyciągnął dłoń w jego stronę. Ten podał mu swoje ręce, a Kyle zaczął obowiązywać je sznurem tak by do siebie przylegały. Upewnił się czy nie zrobił tego za mocno i poszedł w stronę blondyna. Dalszą częścią tej samej liny zrobił to samo co z swoim przyjacielem. Na końcu została mu księżniczka, która sprzeciwiała się związaniu, nawet jeśli nie bylo to na serio. Ostatecznie udało się ją namówić. Również związał jej nadgarstki tym samym sznurem.

→"Legenda" | style | south park - the stick of truth←Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz