6

173 6 0
                                    

Vic:

Wstałam rano sprawdzając godzinę na telefonie, nie zdziwiło mnie to że była 11:00, wczoraj późno położyłam się spać.

 Matta w pokoju nie było i zastanawiałam się czy gdy się obudził leżałam na nim tak jak wtedy kiedy zasnęłam to jak mnie zepchał.

Sprawdziłam jakiś dymek chatu z pepsi na zdjęciu, wiadome było kto je ustawił. Ja kocham cole. To była grupa; ja, Madi, Matt, Nick, Chris i Nathan. Nowa grupa na której Nick wysłał zdjęcie jak śpimy.
(Wyobraźcie sobie jakieś bo nie mogłam znaleźć idealnego) I napisał "na bank są razem". Nowy cel na dziś, zamordowanie Nicka.

Wstałam z łóżka kierując się do drzwi ale wtedy wszedł Matt.

-Wstałaś już?

-Tak, idę do kuchni

-Tak chodź. Co chcesz na śniadanie?

-Emm może tosty, a ty jadłeś?

-Tak

W kuchni ja robiłam herbatę a Matt tosty.

-Może pójdę zapytać chłopaków czy też chcą?

-Nie ma ich w domu

-Coś ważnego?

-Tak, twój tata dzwonił do naszej mamy, martwi się o ciebie bo nie ma cię ciągle w domu. Chłopaki pojechali tam z mamą żeby wyjaśnić że nic ci nie jest.

-Co?! No to chodźmy.

-Pojedziemy tam jak zjesz.

Tak minął jak dla mnie poranek, byłoby super gdyby nie to o tacie, martwiłam się dlatego że mogło się coś stać, a mnie jak zwykle tam nie było.

-Dobra zjadłam, idę umyć zęby I możemy jechać.- Powiedziałam a Matt pokiwał głową.

JUŻ W DOMU VIC:

-Czyli boisz się o to że ona zajdzie w ciążę?- Powiedziała Mery Lou. Słyszałam rozmowę już po zamknięciu drzwi.

-Dobra- Westchnęłam- Idziesz czy zostajesz?

-Idę

Od korytarza do kuchni było kilka kroków, wiedziałam że będzie zabawnie, bo nie myślałam o ciąży a tym bardziej nie aktualnie.

-Tato co się dzieje?

Zamarłam widząc tam mamę, jak to się stało? Stałam w szoku a wszyscy patrzyli na moją reakcję, a ja wpatrywałam się w osobę która zniszczyła mi życie.

Pokręciłam przecząco głową I spuściłam ją ukrywając przy tym łzy.

Nie mam nic do powiedzenia.

Powtarzałam sobie w myślach idąc do pokoju. Uszy zatkałam więc słyszałam tylko te głośniejsze dźwięki, to jak mnie wołali.... to już stało się męczące.

-Tori! Tori!!!- słyszałam za sobą i nie trudno było się domyśleć kto to mówił. A ostatnie co słyszałam to "zostaw ją, ona musi być sama" obstawiając że to było kierowane do Matta.

Czy te wszystkie lata miały sens? Życie bez niej było tak bardzo cudowne. Zapominając o obietnicy którą złożyłam Mattowi odnoście papierosów, wyjęłam jednego. Odpaliłam i stanęłam przy oknie. A z mojego oka leciały nieopanowane łzy.

Nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Jakim cudem tu jest mama? To pytanie robiło mi mętlik w głowie.

Aż ktoś puknął w drzwi. Nie pofatygowałam się żeby je otworzyć tylko krzyknęłam "proszę".

Do you still love me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz