7

1 0 0
                                    

Z coraz mniejszym powodzeniem kontrolując swój oddech, Kaiser dawał sobie w kość tak długo, aż w końcu nogi się pod nim ugięły i zjechał z bieżni jak worek kartofli, nieco obijając się przy tym o podłogę. Po kilku ciężkich minutach, podczas których myślał, że pędząca w przerażającym tempie krew rozsadzi mu głowę, udało mu się wreszcie usiąść, a w końcu nawet i wstać.

No dobra, prawie wstać, bo po niecałej sekundzie wylądował na tyłku, gdy nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

Pozostali Gwardziści mówili, że to, co Kaiser wyczyniał na siłowni zakrawało już o masochizm, on miał jednak na ten temat inne zdanie – więcej treningów oznaczało lepsze spuszczanie wpierdolu Serpentom.

A to o to w tym wszystkim chodziło, no nie?

Zachowanie godne homo erectus niestety odpadało, tak więc chłopak zabawił się nieco w komandosa i szmatę do podłogi w jednym, pokonując kilkanaście metrów czołgając się – Quinn zawsze miał z niego niezły ubaw, gdy go na tym przyłapywał.

Właśnie, Quinn... Ciekawe jak tam poszło mu pod domem tej nadętej cipy? Chyba niedługo powinien już być w rezydencji, a Kaiser nie mógł oczywiście przegapić miny pełnej cierpienia na twarzy chłopaka, postanowił więc zaczekać na niego w kuchni.

O ile nie utopi się pod prysznicem.

Po udanej, choć wymagającej od niego niezłej gimnastyki kąpieli, Kaiser natknął się w korytarzu na Quinna, który właśnie szedł na górę, do części mieszkalnej.

-Wyglądasz na zadowolonego z wieczoru – zaczął brunet złośliwie. - Było aż tak cudownie jak to sobie wyobrażam?

-A nawet lepiej – westchnął Quinn, patrząc na kumpla niewidzącym wzrokiem. - To znaczy... No wiesz, nuda. Nie ma co opowiadać.

Kaiser chciał go jeszcze trochę pomęczyć, ale blondyn już ruszył ku drzwiom, co było dość dziwne, zważywszy na to, że zazwyczaj nie można było go uciszyć. Brunet wzruszył ramionami i postanowił podręczyć chłopaka przy śniadaniu.

Jedząc wielką jajecznicę, wszyscy Gwardziści próbowali wyciągnąć z Quinna jak najwięcej szczegółów, ale on dość oszczędnie opowiadał o tym, jak przebiegła pierwsza noc patrolu. Nawet Avoy'owi nie udało się nakłonić chłopaka do mówienia, który wszystkim pozostałym wydawał się dość nieswój.

-Dziewczyna nie ruszyła się z domu, więc nic się nie działo – podsumował Quinn, po czym wyszedł z kuchni, żeby odespać zarwaną noc.

Kaiser może i nie był mistrzem odczytywania emocji innych ludzi, bo zazwyczaj miał ich wszystkich w dupie, tym razem jednak wyczuł, że coś było nie tak.

Blake potwierdził jego podejrzenia, kiedy spotkali się u rudzielca w pokoju.

-Nie chce nam czegoś powiedzieć – zaczął. - Coś musiało się wydarzyć.

-Myślisz, że pojawiły się Serpenty? Albo pozwolił jej wyjść?

Blake zamyślił się, ale po dłuższej chwili pokręcił głową.

-Quinn nie wydaje się zestresowany tym, co przed nami ukrywa, więc raczej wykonał wszystkie swoje obowiązki. Zresztą, wiesz jaki on jest, jakby coś spieprzył, od razu przyleciałby do nas.

Kaiserowi wyrwał się cichy śmiech, który zaraz utknął mu w gardle, bo Blake zdjął koszulkę, przebierając się na trening. Brunet szybko jednak podjął rozmowę, starając się nie patrzeć na wyrzeźbiony brzuch kumpla.

-Avoy nawet się ucieszył, kiedy Quinn powiedział, że się wynudził – zaczął, wbijając wzrok w książki stojące naprzeciwko Blake'a. - Ja tam wolałbym, żeby pojawiły się Serpenty.

-Wiadomo, inaczej zanudzisz się na śmierć – zachichotał rudzielec i Kaiser odetchnął z ulgą, bo jego kumpel założył na siebie koszulkę bez rękawów.

Przez cały tydzień nikomu nie udało się niczego wyciągać z Quinna, zgodnie stwierdzili więc, że pilnowanie upartej blondyny rzeczywiście musiało być cholernie nudnym zajęciem.

Potwierdziło się to podczas patrolu Kaisera, który najpierw przez bite cztery godziny wpatrywał się w okno pokoju dziewczyny – najwyraźniej jej główną rozrywką było dzwonienie do przyjaciółek i plotkowanie, bo rzadko kiedy odejmowała telefon od twarzy, a kiedy już to robiła, stukała z zawrotną prędkością w klawiaturę.

Około północy blondynka zgasiła światło, przez kolejną godzinę więc gapił się w ciemne okno, aż wreszcie uznał, że na ten wieczór nie zaplanowała ucieczki, postanowił więc przejść się po okolicy – wypatrywanie nietoperzy i unikanie wystających z leśnego poszycia konarów było zdecydowanie ciekawszym zajęciem.

-Cholera, chyba raz mi się nawet przysnęło, wiesz? - głos Blake'a wyrwał go z zamyślenia.

Rudzielec niedawno wrócił z patrolu i teraz opowiadał o tym, co też ciekawego działo się podczas jego warty. Kaiser jednak nie do końca go słuchał, pogrążony w ponurych myślach.

Przez cały ten tydzień Quinn z jakiegoś powodu ich unikał, przez co Kaiser pierwszy raz od bardzo dawna miał okazję pobyć sam na sam z rudzielcem, co tylko upewniło go w tym, że w jego głowie zaczęły dziać się naprawdę niepokojące rzeczy.

Kaiser reagował na Blake'a... dziwnie. Niby zachowywał się przy nim tak wcześniej, ale z jakiegoś powodu brunet poczuł, że coś było nie tak.

Coś się zmieniło.

W Kaiserze zaczęły kiełkować uczucia, które wykraczały poza przyjaźń.

-Jesteś popierdolony... - mruknął do siebie, kiedy patrzył na swoje odbicie w lustrze, przygotowując się do kąpieli.

Pewnie, Kaiser był biseksualny i nigdy się z tym nie krył, ale co innego pieprzyć się z przypadkowymi facetami poznanymi w klubie, a co innego ślinić się do swojego najlepszego przyjaciela.

-Po prostu go lubisz, tyle... - spróbował ponownie, patrząc ostro w swoje odbicie.

Kiedy jednak dostrzegł w swoich stalowych oczach, że sam nie do końca był o tym przekonany, zaklął szpetnie.

No pięknie...

Zanim w jego myślach uformowało się określenie na to, co czuł do Blake'a, zepchnął swoje uczucia głęboko w siebie i spojrzał hardo w lustro raz jeszcze.

-Dziewczyna. Potrzebuję znaleźć się w dziewczynie.

Żegnając się więc z łóżkiem, prawie że wybiegł z pokoju, zmierzając do Black Blood – ulubionego klubu całej Gwardii.

Będzie tak długo pieprzył jakąś szczęściarę, aż wyleczy się z całego tego gówna.

The Guard 1: The UnseenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz