03

2.5K 141 4
                                    


JACOB

Przeciskam się przez krzaki, które dosłownie chyba tylko udają nieruchome, a tak naprawdę są w zmowie z tą rudowłosą zmorą śpiącą pod namiotem kawałek dalej.

Słowo daję, że te zielsko lezie za mną krok w krok, parzące, kłujące chwasty wyrastają wszędzie tam, gdzie chcę dać krok.

Co za chujostwo!

Już prawie dostaje się na piaszczysty brzeg jeziora, kiedy z góry rozlega się przeraźliwe głośne kwilenie. Podrywam głowę i zauważam owiniętego wokół gałęzi łaciatego kociaka.

– Co tam robisz, mały futrzaku? Nie możesz zejść?

MIAUUU!

Jego wrzask prawie kaleczy mi bębenki w uszach. Jest cały nastroszony, a jego żółte tęczówki świecą w ciemności.

Czy to czasem nie jest tak, że każda czarownica ma nie tylko kolekcję ropuch, ale także obłąkanego kota zmieniającego się po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia w jakąś postać z horroru?

No, bo ten kociak wygląda teraz tak, jakby za moment miał przepoczwarzyć się w głodną bestię.

– Łatka? – Kobiecy głos dobiega mnie z oddali. – Kiciu, gdzie jesteś? Wracaj natychmiast do mnie.

Oj, zdaje się, że Rudzielec zgubił swojego stworka potworka.

– Zwiałaś przed nią, co? Wcale ci się nie dziwię, mała, ale musimy dać jej znać – odzywam się do ostrzącego pazury na korze zwierzęcia, a następnie się obracam. – Rudzielcu, twój kociak siedzi na drzewie.

Jej ogniste włosy są pierwszym co zauważam w mroku. W tym nikłym księżycowym świetle przypominają prawdziwe płomienie otulające jej policzki i ramiona. Piękna zjawa w jasnozielonej sukni wynurza się pośród krzaków i staje naprzeciw mnie, a ja wciąż jestem trochę zamroczony.

Cholera, ależ jest piękna. A jeszcze piękniej wyglądałaby, gdybym porwał ją w objęcia i zanurkował z nią w wodzie, sprawiając, że jej zwiewna suknia zacznie przylegać do jej ciała i... prześwitywać.

– Łatka, o nie... – Jej głos przywraca mi trzeźwość umysłu. – A ty co... co ty wyprawiasz, dlaczego jesteś nagi? – Jej oczy robią się jeszcze bardziej przerażone, jakby przyłapała mnie na jakimś przestępstwie czy coś.

Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby odkryła, że minutę temu prawie uprawiałem z nią seks w wyobraźni.

– Prawie nagi, kolega pozostaje okryty, a ja chciałem się wykąpać przed kolacją. – Uśmiecham się do niej grzecznie.

No prawie.

Ślicznotka spuszcza wzrok i nawet w ciemności zauważam, że jej policzki rumienią się delikatnie.

– Okej – szepcze.

– Jesteś nieśmiała?

Na tę sugestię najeża się jeszcze bardziej niż jej zwierzak.

– Nie jestem.

Kłamie.

– Świetnie, w takim razie nie będzie ci przeszkadzało, że sobie popływam, kiedy ty będziesz ściągać swojego kotka? – pytam.

Wyzwanie w moim tonie sprawia, że czarownica przybiera odważną pozę, kładą dłonie na biodrach i tupie stopą w sandałku o piasek.

– Oczywiście, że nie.

Jeszcze zobaczymy.

Niespodziewanie nabieram na tę kąpiel jeszcze większej ochoty. Może zrobimy z niej mały pokaz...

Odwracam się i idę w kierunku wody, chłodne fale obmywają mnie coraz wyżej i wyżej. W końcu nurkuję pod taflą wody i wynurzam się dopiero po kilku sekundach. Kiedy ja sobie pływam, Rudzielec już wspina się na drzewo.

– Radzisz sobie? – pytam, dostrzegając jej sylwetkę między gałęziami.

– Jak najbardziej – burczy i nie brzmi ani trochę przekonująco.

Obmywam wodą twarz i ponownie nurkuję, a następnie zerkam w jej stronę.

– No widzisz, a ja niekoniecznie, może chciałabyś mi pomóc? – kuszę.

– Jesteś naprawdę okropny.

Być może, ale i tak wychwytuję jej wzrok wbity we mnie. Intensywny niczym dotyk. Przenikliwy i ciepły.

– Więc dlaczego gapisz się na mnie z tego drzewa, zamiast zejść z powrotem?

Rudzielec przytula swojego kociaka do piersi i ucieka spojrzeniem w bok.

– Wcale się nie gapiłam – broni się. – W ogóle.

Oczywiście.

Podpływam nieco bliżej drzewa, na którym siedzi skulona i posyłam jej kolejny uśmiech.

– Faza pierwsza, wyparcie.

– Kutas. – Zrywa coś spomiędzy liści i robi zamach w moją stronę.

Coś wpada z pluskiem do wody, jakiś mały owoc, którym chciała mnie trafić. Jędza.

– Mam go pod ręką, chcesz obejrzeć?

Nawet z tej odległości słyszę, jak głośno wciąga powietrze na tę zbereźną propozycję.

– Nie rozmawiam z tobą. – Zaczyna powoli zsuwać się z drzewa z kociakiem w objęciach.

– A może...

– Może co?

– Posłałaś tu tego kociaka, żeby mieć pretekst, żeby pooglądać mnie przy kąpieli, co? – sugeruję przymilnie.

Ognistowłosa zołza zeskakuje z drzewa i uwalnia kociaka. Jej oczy spotykają się z moimi i choć brzmi to kurewsko głupio naprawdę mam wrażenie, że przestrzeń między nami wibruje od iskier. Od ognia.

– Naprawdę kupię ci tę piranię.

Jej groźba w tej chwili naprawdę mnie podnieca.

– Hej, Rudzielcu? Jesteś głodna? – wołam za nią, kiedy zaczyna odchodzić. 

PROPOZYCJA SZEFA - DOSTĘPNA W EMPIKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz