10

5K 175 24
                                    


HOPE

Spacerujemy opustoszałym chodnikiem w środku nocy. O tej godzinie na ulicach jest niewielu ludzi i panuje przyjemny spokój. Właśnie dlatego zawsze lubiłam spacerować nocą. Jest coś niezwykłego w jej aurze. Pozawala na chwilę zapomnieć o reszcie ponurego świata. Zatapia go w swoim mroku.

A jednak temu facetowi zatapianie w mroku wcale nie szkodzi. Ani trochę. Przeciwnie, otaczająca zewsząd noc tylko dodaje mu kuszącego, drapieżnego wyrazu.

Skup się. Rozmawiacie.

– No i adoptowałam lamę – dorzucam kolejny sekret do naszej dyskusji.

Jacob marszczy się śmiesznie.

– Jak to adoptowałaś lamę? Czy to jakiś szyfr?

Śmiech łaskocze mnie w krtań, kiedy zaprzeczam ruchem głowy.

– Nie. Naprawdę adoptowałam lamę. Przez internet – tłumaczę. – Może też adoptuję drugą.

Jacob wciąż patrzy na mnie jak na wariatkę.

– Potrzebuję więcej wyjaśnień. – Przyciska dłoń do moich pleców, kiedy przepuszcza mnie w bramie prowadzącej na moje osiedle.

Wyciągam klucze z torebki.

– Jest taka strona pozwalająca adoptować zwierzątko z zoo. Oczywiście nie mieszka z tobą, ale dzięki adopcji jesteś zaangażowany w jego opiekę. Możesz je dokarmiać, pobawić się z nim, o ile nie adoptowałeś wilka albo jakiegoś wielkiego kota, który pożre ci rękę, kiedy zechcesz go pogłaskać – mówię, obracając breloczek w kształcie słonika w palcach. – A jeśli moja lama doczeka się kiedyś małych lamiątek, to będę mogła nadać im wszystkim imiona – chwalę się.

Moja ekscytacja taką możliwością ewidentnie go rozbawia.

– Łał. Imponujące.

Nie zna się. Lamy są świetne.

Uderzam go pięścią w bark.

– Nabijasz się ze mnie.

– Wcale. – Zatrzymuje się przy drzwiach prowadzących do mojego mieszkania. – Więc dotarliśmy, Rudzielcu.

Tak, dotarliśmy.

– Nie licz na zaproszenie na górę.

Pora się pożegnać. Jacob wcale nie musi wiedzieć, że nie mam ochoty się z nim jeszcze rozstawać.

Na jego ustach wykwita podstępny uśmieszek.

– Mógłbym sprawić, że zmienisz zdanie – szepcze, przyciskając mnie do ściany obok wejścia.

Nie wątpię. Od początku randki mam w żołądku całą chmarę motyli, a kiedy tylko ten facet mnie dotyka, robi mi się tak gorąco, jakby jakiś smok ział w moim kierunku snopem ognia.

Idź do domu, Hope, teraz.

– Dobranoc, Jacob. – Odpycham go, a przynajmniej próbuję, bo gdy tylko napieram dłońmi na jego tors, Jacob pochyla się i łączy nasze usta w pocałunku.

O rety, rety!

Już go nie odpycham, przeciwnie, wtulam się w niego jeszcze bardziej i zarzucam mu ręce na kark. Nasze wargi ocierają się o siebie, kąsają, liżą i sprawiają, że zaczynam wić się w ramionach Jacoba spragniona dalszych pieszczot.

– Naprawdę kurewsko słodko smakujesz. – dyszy, jego usta osuwają się na moją szyję. – Lepiej niż jakikolwiek deser. – Przygryza wrażliwą skórę na moim gardle.

Wbijam mu paznokcie w bicepsy i odchylam głowę.

– Iskierki – mruczę. – Są tutaj.

Jacob uśmiecha się z ustami wciąż przy mojej skórze.

– Skarbie, jeśli chcesz, zafunduję ci cholerne fajerwerki. – Zaciska palce na mojej talii. Jego opuszki wsuwają się pod materiał swetra i gładzą moje boki przez wycięcia w sukience.

– Ja...

Topię się.

Tonę w doznaniach.

– Chciałbym naznaczyć ustami każdy fragment twojej skóry. – Zostawia mokry pocałunek w miejscu, gdzie pod skórą szaleje mój puls. – A przy kilku zostałbym zdecydowanie na dłużej. – Napiera na mnie tak, że wyczuwam jego podniecenie. – Tak?

– Tak. – Przyciągam go za włosy do kolejnego pocałunku. – Tak.

– Chętnie, ale ponieważ nie możemy zrobić tego na zewnątrz, a ty nie zaprosiłaś mnie do siebie zostaje nam tylko... – Muska ponownie moje usta swoimi, ale robi to szybko, ulotnie, krótko, a później się oddala. – Powiedzieć ci dobranoc, Hope. – I uwalnia mnie z objęć.

Mrugam totalnie zagubiona i oszołomiona tym, że właśnie na pierwszej randce prawie ocierałam się o faceta przy ścianie, cholernym podwórku.

Chyba straciłam rozum.

– Co takiego?

Jacob obdarowuje mnie niewinnym uśmiechem.

– Wspomniałaś, że szukasz pracy. – Sięga po coś do kieszeni marynarki. – Idź do tej firmy, polecę cię. – Wręcza mi jakąś wizytówkę.

– Poważnie? Dziękuję.

Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy. Groźniejszy, a w oczach tli się coś niepokojącego.

– Znam szefa tej agencji reklamowej, przekonasz się sama. – Po raz ostatni cmoka mnie w usta, otwiera dla mnie drzwi, a następnie odwraca się i odchodzi.

Spoglądam w dół na wizytówkę, którą trzymam w garści i zapalam światło na klatce schodowej, żeby lepiej jej się przyjrzeć.

Jest czarno złota, elegancka. To jakaś agencja reklamowa. Widzę ładne logo. Literka P ozdobiona jakimiś zawijasami, a pod spodem numer kontaktowy i e-mali.

 No cóż, spróbujmy.

********

No i mamy finał naszej dodatkowej historii o Jacobie i Hope 😁 Mam nadzieję, że fajnie się bawiliście podczas czytania, a co byłoby dalej... To już wy doskonale wiecie, prawda? 😎

Jak zauważyliście po drodze pojawili się też bohaterowie Narzeczonego pod choinkę! Tak, dodałam ich w tle, bo kto powiedział, że nie pojawi się ich historia z takiej wycieczki w gąszcz na odludziu? Może... Może... Coś czuję, że ich relacja z takiej wycieczki też mogłaby być ciekawa, co? 😅🤣

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 29, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PROPOZYCJA SZEFA - DOSTĘPNA W EMPIKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz