HOPE
Spacerujemy opustoszałym chodnikiem w środku nocy. O tej godzinie na ulicach jest niewielu ludzi i panuje przyjemny spokój. Właśnie dlatego zawsze lubiłam spacerować nocą. Jest coś niezwykłego w jej aurze. Pozawala na chwilę zapomnieć o reszcie ponurego świata. Zatapia go w swoim mroku.
A jednak temu facetowi zatapianie w mroku wcale nie szkodzi. Ani trochę. Przeciwnie, otaczająca zewsząd noc tylko dodaje mu kuszącego, drapieżnego wyrazu.
Skup się. Rozmawiacie.
– No i adoptowałam lamę – dorzucam kolejny sekret do naszej dyskusji.
Jacob marszczy się śmiesznie.
– Jak to adoptowałaś lamę? Czy to jakiś szyfr?
Śmiech łaskocze mnie w krtań, kiedy zaprzeczam ruchem głowy.
– Nie. Naprawdę adoptowałam lamę. Przez internet – tłumaczę. – Może też adoptuję drugą.
Jacob wciąż patrzy na mnie jak na wariatkę.
– Potrzebuję więcej wyjaśnień. – Przyciska dłoń do moich pleców, kiedy przepuszcza mnie w bramie prowadzącej na moje osiedle.
Wyciągam klucze z torebki.
– Jest taka strona pozwalająca adoptować zwierzątko z zoo. Oczywiście nie mieszka z tobą, ale dzięki adopcji jesteś zaangażowany w jego opiekę. Możesz je dokarmiać, pobawić się z nim, o ile nie adoptowałeś wilka albo jakiegoś wielkiego kota, który pożre ci rękę, kiedy zechcesz go pogłaskać – mówię, obracając breloczek w kształcie słonika w palcach. – A jeśli moja lama doczeka się kiedyś małych lamiątek, to będę mogła nadać im wszystkim imiona – chwalę się.
Moja ekscytacja taką możliwością ewidentnie go rozbawia.
– Łał. Imponujące.
Nie zna się. Lamy są świetne.
Uderzam go pięścią w bark.
– Nabijasz się ze mnie.
– Wcale. – Zatrzymuje się przy drzwiach prowadzących do mojego mieszkania. – Więc dotarliśmy, Rudzielcu.
Tak, dotarliśmy.
– Nie licz na zaproszenie na górę.
Pora się pożegnać. Jacob wcale nie musi wiedzieć, że nie mam ochoty się z nim jeszcze rozstawać.
Na jego ustach wykwita podstępny uśmieszek.
– Mógłbym sprawić, że zmienisz zdanie – szepcze, przyciskając mnie do ściany obok wejścia.
Nie wątpię. Od początku randki mam w żołądku całą chmarę motyli, a kiedy tylko ten facet mnie dotyka, robi mi się tak gorąco, jakby jakiś smok ział w moim kierunku snopem ognia.
Idź do domu, Hope, teraz.
– Dobranoc, Jacob. – Odpycham go, a przynajmniej próbuję, bo gdy tylko napieram dłońmi na jego tors, Jacob pochyla się i łączy nasze usta w pocałunku.
O rety, rety!
Już go nie odpycham, przeciwnie, wtulam się w niego jeszcze bardziej i zarzucam mu ręce na kark. Nasze wargi ocierają się o siebie, kąsają, liżą i sprawiają, że zaczynam wić się w ramionach Jacoba spragniona dalszych pieszczot.
– Naprawdę kurewsko słodko smakujesz. – dyszy, jego usta osuwają się na moją szyję. – Lepiej niż jakikolwiek deser. – Przygryza wrażliwą skórę na moim gardle.
Wbijam mu paznokcie w bicepsy i odchylam głowę.
– Iskierki – mruczę. – Są tutaj.
Jacob uśmiecha się z ustami wciąż przy mojej skórze.
– Skarbie, jeśli chcesz, zafunduję ci cholerne fajerwerki. – Zaciska palce na mojej talii. Jego opuszki wsuwają się pod materiał swetra i gładzą moje boki przez wycięcia w sukience.
– Ja...
Topię się.
Tonę w doznaniach.
– Chciałbym naznaczyć ustami każdy fragment twojej skóry. – Zostawia mokry pocałunek w miejscu, gdzie pod skórą szaleje mój puls. – A przy kilku zostałbym zdecydowanie na dłużej. – Napiera na mnie tak, że wyczuwam jego podniecenie. – Tak?
– Tak. – Przyciągam go za włosy do kolejnego pocałunku. – Tak.
– Chętnie, ale ponieważ nie możemy zrobić tego na zewnątrz, a ty nie zaprosiłaś mnie do siebie zostaje nam tylko... – Muska ponownie moje usta swoimi, ale robi to szybko, ulotnie, krótko, a później się oddala. – Powiedzieć ci dobranoc, Hope. – I uwalnia mnie z objęć.
Mrugam totalnie zagubiona i oszołomiona tym, że właśnie na pierwszej randce prawie ocierałam się o faceta przy ścianie, cholernym podwórku.
Chyba straciłam rozum.
– Co takiego?
Jacob obdarowuje mnie niewinnym uśmiechem.
– Wspomniałaś, że szukasz pracy. – Sięga po coś do kieszeni marynarki. – Idź do tej firmy, polecę cię. – Wręcza mi jakąś wizytówkę.
– Poważnie? Dziękuję.
Jego uśmiech staje się jeszcze szerszy. Groźniejszy, a w oczach tli się coś niepokojącego.
– Znam szefa tej agencji reklamowej, przekonasz się sama. – Po raz ostatni cmoka mnie w usta, otwiera dla mnie drzwi, a następnie odwraca się i odchodzi.
Spoglądam w dół na wizytówkę, którą trzymam w garści i zapalam światło na klatce schodowej, żeby lepiej jej się przyjrzeć.
Jest czarno złota, elegancka. To jakaś agencja reklamowa. Widzę ładne logo. Literka P ozdobiona jakimiś zawijasami, a pod spodem numer kontaktowy i e-mali.
No cóż, spróbujmy.
********
No i mamy finał naszej dodatkowej historii o Jacobie i Hope 😁 Mam nadzieję, że fajnie się bawiliście podczas czytania, a co byłoby dalej... To już wy doskonale wiecie, prawda? 😎
Jak zauważyliście po drodze pojawili się też bohaterowie Narzeczonego pod choinkę! Tak, dodałam ich w tle, bo kto powiedział, że nie pojawi się ich historia z takiej wycieczki w gąszcz na odludziu? Może... Może... Coś czuję, że ich relacja z takiej wycieczki też mogłaby być ciekawa, co? 😅🤣
CZYTASZ
PROPOZYCJA SZEFA - DOSTĘPNA W EMPIKU
RomanceJacob Parker ma to, czego inni zazwyczaj tylko pragną: pieniądze, władzę i kobiety. Uważa, że świat istnieje wyłącznie po to, by spełniać wszystkie jego kaprysy. Podobnie sądzi większość ludzi, którzy choć raz mieli okazję go spotkać. Trudno więc wy...