09

2.3K 149 6
                                    


JACOB

Hope sączy wino z kieliszka i wgryza się w truskawkę oblaną płynną czekoladą.

Nigdy bym nie podejrzewał, że widok kobiety zajadającej się truskawką będzie dla mnie tak podniecający.

Cholera. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem byłem taki nakręcony. Ten Rudzielec okręca mnie sobie wokół palca w zastraszającym tempie. Część mnie ma co do tego złe przeczucia. To może się dla mnie skończyć fatalnie i gdybym był racjonalnym gościem, wycofałbym się.

A tymczasem mam już opracowany bardzo konkretny plan na ciąg dalszy.

Na to, jak zwabić ją bliżej siebie na dłużej.

– Nie mogę uwierzyć, że wybrałeś piknik za miastem – mówi, zapatrując się na gwiazdy.

Mamy piękną noc, księżyc w pełni i trochę świetlików błyskającymi swoimi zadami tu i tam.

– Wahałem się, na pierwszej randce powinno się pewnie robić wielkie wrażenie, więc początkowo zarezerwowałem stolik w jednej z najdroższych restauracji, ale potem przypomniałem sobie, że idę na randkę z drugą Pocahontas i wybrałem ognisko i przekąski na polanie – stwierdzam z zadziornym uśmiechem.

Hope przysuwa się odrobinę bliżej płomieni i ogrzewa dłonie.

– Jest idealnie. Naprawdę. – Spogląda na mnie. – Doceniam to wszystko, co zrobiłeś. – W jej tonie wychwytuje jakaś zagadkową emocję, która wali mnie prosto w serce jak cholerna ciężarówka.

Jest gorzej niż sądziłem. Jeden komplemencik, a ja już mam ochotę wywijać salto z radości.

Oczadziło cię, kompletnie, stary.

– Więc cieszysz się, że tu jesteś chociaż zmusiłem cię do tego szantażem? – dociekam.

Hope chichocze.

– Gdybym nie chciała tu być, to nigdy bym się nie zgodziła, nieważne ile zafundowałbyś mi striptizów. – Poprawia swój biały puchowy sweter, który narzuciła na niesamowitą bordową suknie.

– Wyglądasz pięknie – mruczę. – Zjawiskowo.

I tak smakowicie, że chcę ją pożreć. Albo przynajmniej oblizać.

Rudzielec rumieni się, jakby potrafiła odczytać moje zboczone myśli.

– Dziękuję. – Łapie w palce kolejny owoc oblany czekoladą i przysuwa go do ust.

Kilka kropel ciekłej słodyczy skapuje jej na dekolt.

– Ostrożnie. – Śmiejąc się, wręczam jej serwetkę.

Hope robi nadąsaną minę.

– Nich to szlag. – Wkłada całą truskawkę między wargi i usiłuje się powycierać. – Oto mój kolejny sekret, jestem niezdarą.

Nie przeszkadza mi to. Wcale.

Bo dzięki temu mam doskonały pretekst, żeby się do niej zbliżyć. I zrobić jej kilka małych zbereźnych rzeczy.

– Pozwól mi się tym zająć. – Wyjmuję chusteczkę z jej palców i pochylam się ku jej skórze umazanej w czekoladzie.

Cholera, może to jednak kiepski pomysł. Coś mi mówi, że jeśli tylko jej skosztuję, to eksplodują mi jaja.

Jednak jest już za późno. Przyciskam usta do spływających po jej skórze kropelkach słodyczy i zaczynam je zlizywać. Powoli. Leniwymi pociągnięciami języka.

– Bardzo pomysłowe. – Głos jej drży podobnie jak całe ciało. – A twój sekret?

Ostatni raz całuję bok jej szyi, zadowolony, że wywołałem u niej taką reakcję i odsuwam się.

Właśnie o tym dyskutujemy od kilku minut. Wymieniamy się drobnymi tajemnicami, których jeszcze nikomu nie zdradziliśmy.

– Wiedziałam, że zabiorę cię na randkę już wtedy w kolejce w tamtym sklepie, a kiedy kazałaś mi ucałować żabę, miałem ochotę pocałować ciebie.

Rudzielec zaczyna się głośno śmiać.

– Nie jestem zaskoczona, w końcu pomyliłeś mnie z Godzillą – przypomina.

– Godzilla to napromieniowany jaszczur, a nie ropucha – bronię się.

Hope potrząsa głową, ogniste loki falują na wietrze, a płomienie z paleniska odbijają się w jej tęczówkach.

Wygląda jak mała czarodziejka. Pradawna czarownica, która zjawiła się tu, żeby rzucić na mnie zaklęcie. I to zdecydowanie już działa.

– A tak, to faktycznie wiele zmienia – odzywa się, a ja potrzebuje chwili, żeby przypomnieć sobie, o czym rozmawialiśmy.

Odchrząkuję i sięgam po kieliszek z winem. Wychylam go w kilku haustach do dna.

– Dla mnie też, nigdy wcześniej nie chciałem zabrać do łóżka dziewczyny, która kiedyś kojarzyła mi się z jaszczurką – żartuję.

Hope rzuca we mnie winogronem.

– Czy nawet na randce musisz być takim kutasem?

Łapie owoc w locie i wyszczerzam się zwycięsko.

– Jeszcze jeden sekret – domagam się.

Rudzielec zamyśla się. Jej palce bawią się rzędem bransoletek na nadgarstku.

– W dzieciństwie podobał mi się jeden chłopak, ale on lubił inną dziewczynkę, a ja byłam zazdrosna.

O, nieźle się zaczyna.

– Wyczuwam historię grubego kalibru. – Rozsiadam się wygodniej. – Co jej zrobiłaś?

– Na wycieczce szkolnej wpuściłam jej do łóżka miniaturową rodzinę Godzilli.

– Poważnie?

Hope przygryza opuszkę kciuka. Wydaje się być skrępowana tym wyznaniem.

– Niestety, byłam podła – szepcze.

Zanoszę się śmiechem.

– Ty mały rozbójniku. 

PROPOZYCJA SZEFA - DOSTĘPNA W EMPIKUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz