Rozdział 2.3

222 33 28
                                    

Lan Wangji ścisnął swoją szatę. Pochylił pokornie czoło i rzekł:

— Nie jestem godzien.

Wei Wuxian dosłownie przewrócił oczami. Teraz zwyczajnie szukał wymówki, nie uwierzy, że chodziło o jakąkolwiek godność. Uniósł dłoń na wysokość swojego barku, a potem opuścił ja gwałtownie. Grota się zatrzęsła. Stos z kości osunął się w dół, a zwłoki zawinięte ciasno w ogromnym kopcu zatrzęsły się ze strachu. Nie odważyły się ruszyć, przecież przetrzymywały sobą cały tron. Dlatego Wei Wuxian nie poruszył się ani o kawałek.

Za to Lan Wangji ruszył się — Demoniczny Patriarcha nie wiedział, co siedziało w jego głowie, skoro podjął taką decyzję, ale usatysfakcjonowała go. Na tyle, że uśmiechnął się złowieszczo.

Zrobił miejsce na tronie dla swojego nowego przyjaciela. Lan Wangji szedł wolno, dostojnie, z uniesioną głową, jakby patrzył na równego sobie, a nie na kogoś, kto będzie decydował o jego dalszym losie. Tkwił w jego spojrzeniu nieokiełznany opór, schowany pod fasadą zasad i dobrych manier. Inny nie zauważyłby prawdziwego oblicza tego młodzieńca, Wei Wuxian mimo wszystko z jakiegoś powodu siedział na tym tronie.

— Uważaj, żeby nie nadepnąć na dziecko — zwrócił kultywatorowi uwagę.

Zrobił większy krok, omijając jeden ze stopni. Uwierzył mu, nawet nie zerknął pod swoje stopy.

— Dzieci nie są niczemu winne — skomentował ostrzeżenie.

Wei Wuxian

uniósł brew ze zdziwienia.

— Sądzisz, że przetrzymuję je tu na siłę? — odpowiedział pytaniem.

— A nie?

Parsknął.

— One nie potrafią odejść. Są przepełnione bólem i samotnością, zazwyczaj zostały zabrane bądź porzucone od matek i ojców. Wołają dalej swoich rodziców, ale ci nie wracają — dokończył ciszej. Te dzieci słyszały, szczególnie jego głos, i rozumiały, co do nich mówił. — One nie są tu z mojej winy. Zwyczajnie nie potrafią zaznać spokoju — wytłumaczył się.

Lan Wangji nie zakwestionował tłumaczenia Wei Wuxiana. Był pierwszą osobą, która zaakceptowała prawdę. Dziwne... Wei Wuxiana miał coraz większe wątpliwości wobec młodzieńca. Mimo to przyjął go do siebie.

Usiadł obok Demonicznego Patriarchy i oparł się o oparci z kości. Spojrzał w kierunku nieskończonego, ciemnego sufitu, z którego wydobywały się szepty docierające ze świata żywych, a potem ponownie zwrócił w stronę władcy.

Wei Wuxian założył na luźno nogi na jego udach. Młodzieniec nie wiedział, co zrobić z rękoma. Ostatecznie położył je na Wei Wuxianie i zaczął masować łydkę, jak opiekuńcza żona, która dba o męża po jego powrocie do domu.

— Lan Zhan — nazwał młodzieńca inaczej niż do tej pory.

Lan Wangji zacisnął mocniej dłoń na nodze Wei Wuxiana. Nie skomentował nadanego zdrobnienia.

— Lan Zhan ci pasuje. Jest takie.. przyjemne dla ucha. Lepiej się je wypowiada. Co sądzisz?

— Hm... — zgodził się mruknięciem, choć ciężko było zinterpretować, co oznacza wydany dźwięk.

— Chyba zatrzymam cię na trochę — mówił dalej. — Nudzę się tutaj, poza tym tego chcą bogowie podziemia, skoro nie przesłali mi żadnych informacji na twój temat. To trochę niesprawiedliwe, ale muszę z tym jakoś żyć. Na pewno poznam wszystkie twoje sekrety między czasie — odparł zdecydowanym tonem, mając nadzieję, że Lan Wangji domyśli się jego prawdziwych intencji.

Drunken Dreams of the PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz