Rozdział 10.3

55 10 4
                                    

Wei Wuxian zacisnął pięść z ekscytacji, kiedy odkrył kolejny sekret Wen Wu. Ominął Mo Xuanyu i jako pierwszy wszedł całym ciałem w lustro. Otuliła go miękka, ciepła kołderka, która pchnęła go od tyłu i wypchnęła na drugą stronę. Chwilę później przy jego boku znalazł się Mo Xuanyu.

— Fascynujące — pochwalił przedmiot i jego działanie. — A gdzie się przenieśliśmy?

Otaczała go zewsząd czerwień. Krwawe, cienkie tkaniny opadały z sufitów na kolumny prowadzące ku skromnemu siedzisku, na którym rozstawiono pędzel, tusz i kilka fragmentów papieru. W pomieszczeniu trwała cisza. Niesłyszalny był szum wiatru czy proste rozmowy mieszkańców tego miejsca. A tak ogromną przestrzeń ktoś musiał zamieszkiwać.

Podszedł do stołu i przyklęknął przed nim. Podniósł jeden z zapisanych fragmentów papieru. W życiu i poza nim nie widział tak potwornego pisma. Kulfony wykrzywiały się we wszystkie strony, imitując przepiękne poematy zapisane na pozostałych kartkach. Były obrazą dla ręki mistrza, który odważył się udzielić lekcji swojemu uczniowi. Gdyby sam kiedykolwiek coś zapisał, to osobiście wysłałby siebie na karę do podziemia.

Współczuł nauczycielowi, który uczył tak topornego i nieutalentowanego ucznia.

Odłożył przedmioty na miejsce i wstał, rozglądając się za kimkolwiek, kto wskazałby mu drogę do Miasta Duchów.

Nagle objawiła się przed nim biel. Piękna postać, jakby bogini zstępująca z wysokiego nieba, opadająca wśród pieśni swoich sług i dźwięków natury, weszła do pomieszczenia. Miała długie, czarne włosy, które opadały aż ku samej ziemi. Szła boso, delikatnie, nie pozostawiając po sobie najmniejszego dźwięku, jakby sunęła się po powietrzu.

— Wei Wuxian, jak miło, że przybyłeś — postać zwróciła się do niego.

Zamrugał kilkukrotnie. Ta wspomniana bogini rzekła męskim głosem, choć i ten był nieziemsko piękny i czysty. Wei Wuxian wystąpił jeden krok do przodu, by przyjrzeć się bliżej nieznanej sylwetce. Okazała się... znana.

— Wasza Wysokość Książę Koronny. — Pochylił nisko czoło. — To zaszczyt! Przepraszam, że przeszkadzam.

— Tak, mój drogi przyjacielu, przeszkadzasz.

Z sali obok wyłonił się Hua Cheng. Posłał nienaturalny uśmiech w kierunku Wei Wuxiana, który sprawił, że Demoniczny Patriarcha zapragnąć powrócić do podziemia i nigdy stamtąd nie wracać.

Przełknął głośno ślinę, przypominając sobie, w jakim celu pojawił się w Mieście Duchów. Wystąpił przed Mo Xuanyu, którego odsunął na bok. Skinął, dając znak, że zajmie się tą sprawą.

— Władco Duchów, Lan Wangji oszukał mnie i porwał boga podziemia.

Hua Cheng zaśmiał się, uznając, że to żart. Jednak Wei Wuxian nie śmiał się. Władca Miasta spoważniał. Obrzucił Wei Wuxiana gniewnym, ale wyrozumiałym spojrzeniem.

— San Lang, to chyba brzmi poważnie. Nie chcę przeszkadzać.

— Gege, ty nigdy nie przeszkadzasz — zapewnił. Znowu przybrał ten piękny, choć sztuczny uśmiech. Promieniał tylko na widok swojego księcia. — Czasami inni nie umieją wyczuć momentu.

— Nie, San Lang, jesteś Władcą Duchów. Jeśli pojawia się sprawa tak dużej wagi, to moja obecność powinna zostać przez ciebie zignorowana. Bogów podziemia się nie porywa — skarcił go książę.

Łezka zakręciła się w oku Wei Wuxiana. Dziękował Xie Lianowi z całego serca za jego dobroć i zrozumienie.

— Wen Wu został porwany! — wykrzyczał niespodziewanie Mo Xuanyu. — Proszę o pomoc!

Drunken Dreams of the PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz