Ciemność otaczała ją niczym mroczny kokon, dopuszczając do niej tylko nieliczne dźwięki, nie chcąc wypuścić ją ze swoich objęć. Dziewczyna miała wrażenie że tonie w głębinach oceanu, schodząc coraz bardziej w nieznane. Dźwięki stały się coraz bardziej natarczywe, nawołując ją i wyrywając z otoczki mroku. Fioletowowłosa otworzyła powoli oczy, a niewielka ilość światła poraziła ją, sprawiając że młoda egiptolog z powrotem zamknęła powieki a z jej ust wydobył się cichy syk.
-Ana!? Anastazja?! Słyszysz nas?! Anastazja odezwij się!-zawołał kobiecy głos, pochodzący z światła.
-Pani Bachowska, żyje pani?! Pani Bachowska, jeśli pani żyje proszę odpowiedzieć!-dołączył męski głos.
Słysząc zmartwione wołania, dziewczyna wydała z siebie pomruk i otworzyła ponownie oczy rozglądając się. Znajdowała się w pomieszczeniu o kamiennych ścianach otoczone przez ciemności, a piasek naniesiony przez tysiąc lat leżał pod nią mieniąc się w słońcu.
Młoda kobieta słysząc nawoływania spojrzała w stronę jasności i co ile miała sił w płucach krzyknęła:
-Melduje że nic mi nie jest i że wszystkie kończyny mam na swoim miejscu.
-Dzięki Allachowi.-rzekł kolejny męski głos o głębokim brzmieniu.-A co z ranami?
Anastazja spojrzała po swoim ciele lecz poza kurzem i piaskiem na ubraniach nie dostrzegła żadnych urazów.
-Krew jest tam gdzie powinna być.
-Świetnie.-powiedział kobiecy głos.-zaraz spuścimy ci drabinę i ale teraz łap latarkę i rozejrzyj się po pomieszczeniu.
Po tych słowach ze światła, zjechała latarka uwiązana go grubej liny. Fioletowowłosa odwiązała ją i włączyła, rozglądając się. Na kamiennych ścianach znajdowały się wyblakłe przez czas malowidła przedstawiającej życie domowe chłopów, sceny polowań i procesje religijne. Egiptolog powoli przesuwała strumieniem światła z latarki, zachwycona historią przedstawioną na obrazach ściennych. Wzrok dziewczyny padł na dziwny kształ w rogu pomieszczenia. Była to dziwna bryła o nieregularnym kształcie. Anastazja powoli zbliżyła się do niego, świecąc w niego latarką. Krok za krokiem, zbliżała się do tej dziwnej rzeczy aż nie znalazła się centralnie przed nią. Rzecz tą pokrywała gruba pajęczyna, którą młoda kobieta postanowiła zdjąć, uprzednio zakładając rękawiczki które miała w kieszeni spodni. Kiedy wić uwita przez tysiąclecia opadła, dziewczyna wydobyła z siebie głośny krzyk. Rzeczą tą okazała się zaschnięta, poczerniała mumia, której twarz była wykrzywiona w grymasie czystej furii i nienawiści. Natomiast jej poczerniałe kończyny były powykręcane, w pierś wbity był sztylet do którego przymocowana była karta z papirusu, na której były wypisane słowa w języku staroegipskim:
"Strzeż się wędrowcze, który widzisz te ciało.
Jest to bowiem grzecznik, który oszalał, sługa Setha i jego demonów.
Szaleniec ten zgładził wszystkich kapłanów i kapłanki, oraz swego brata zadźgał bez litości. Krew niewinnych spływa po jego dłoniach, skazując go na wieczne katusze błąkającego się Ba, niech nigdy nie wejdzie do królestwa Ozyrysa, a jego zniszczone serce zostanie pożarte przez Amuta.
Jest to Herseph, arcykapłan tego świętego miejsca, zbrukanego na zawsze krwią niewinnych."
Serce Anastazji podskoczyło z ekscytacji. A więc to prawda. Arcykapłan istniał naprawdę a jego ciało znajdowało przed nią, niezbity dowód że w legendach jest ziarno prawdy. Dziewczyna powoli wyciągnęła dłoń w stronę wyschniętego ciała, pragnąc dotknąć go i przekonać się czy ono naprawdę tutaj jest. Dzieliły ją centymetry od poczerniałej skóry, kiedy duża i silna dłoń otoczyła jej nadgarstek, powstrzymując ją od tego zadania. Młoda egiptolog wydała z siebie kolejny okrzyk i zamachnęła się ręką w której trzymała latarkę z zamiarem uderzenia nią napastnika lecz złota laska wytrąciła jej z uścisku dany przedmiot, siła uderzenia była stanowcza lecz zarazem delikatna, jakby osobnik nie chciał jej zrobić krzywdy. Fioletowowłosa zmrużyła oczy próbując dostrzec twarz osoby przed nią, która zlewała się z ciemnością. Nieznajomy uderzył laską o piaskowe poszycie podłogi a pochodnie zapaliły się ukazując go w całej okazałości, a jego osoba sprawiła że pod egiptolog ugięły się nogi i opadła na kolana, będąc w szoku. Czarna jak węgiel skóra oraz pysk szakala, mężczyzny ubranego w białą przepaskę na biodra i złoty napierśnik błyszczący w świetle pochodni wyraźnie mówił z kim ma do czynienia.
-Mój panie.-wykrztusiła Anastazja modląc się w duchu aby bóg nie zrobił z niej żywej mumii.
-Nie bój się drogie dziecię.-powiedział szakalogłowy, kładąc swoją dłoń na jej głowie i delikatnie przeczesując fioletowe kosmyki.-Nie zrobię ci krzywdy. Nazywam się Anubis. Bóg cmentarzysk, balsamowania i zmarłych.
-Miło cię poznać panie.-powiedziała fioletowowłosa, chcąc się pokłonić. Lecz Anubis chwycił ją za ramiona nie pozwalając się pochylić.-Mój panie?-zapytała zdziwiona, martwiąc się czy czymś nie uraziła starszego boga.
-Nie musisz mi się kłaniać drogie dziecko.-oznajmił Anubis, a jego pysk uniósł się w kształt uśmiechu.-Jestem również twoim ojcem.
Zaraz co on kuźwa właśnie powiedział?-pomyślała dziewczyna,-chyba się przesłyszałam.
-Przepraszam mój panie, ale czy mógłbyś powtórzyć ostatnie zdanie, bo chyba źle coś usłyszałam.-poprosiła oszołomiona Anastazja, podczas czy bóg przeczesywał kosmyki jej włosów i zakładając za ucho te które wpadały jej na twarz.
Anubis uśmiechnął się jeszcze bardziej i położył jej dłoń na policzku uważając aby jego pazury nie zadrasnęły delikatnej skóry młodej kobiety znajdującej się przed nim.
-Dobrze usłyszałaś moje dziecko.-powiedział szakalogłowy.-Jestem twoim ojcem.
CZYTASZ
Córka Anubisa
AvventuraAnastazja ukończywszy Uniwersytet Jagielloński na kierunku Egiptologii, dostaje ofertę pracy w muzeum w Kairze. Lecz nie wie że jej przygody dopiero się zaczynają.