༺♡༻
Co ja tu jeszcze robię? Zadawałam sobie to pytanie kilka, a nawet kilkanaście razy dziennie. Już dawno powinnam była stąd uciekać. Uciekać od cholernego Samuela i jego popieprzonego życia. Ale ja w tym tkwiłam. Nie miałam gdzie pójść. Chociaż momentami zastanawiałam się, czy może lepszym rozwiązaniem byłoby po prostu wrócenie do sierocińca. Może wybaczyliby mi?
Nie. To nie mogło się udać. Może jedynie w rzeczywistości, gdzie nasze opiekunki, siostry zakonne, traktowałyby nas chociaż trochę dobrze. Miałam dość realiów mojego nowego życia. Z każdym kolejnym dniem, nachodziły mnie coraz to gorsze myśli.
Samuel coraz bardziej stawał się moim przekleństwem.
Myślałam, że po sprowadzeniu do domu Chrisa, wszystko będzie lepsze, ale zaczęło być tylko gorzej.
Chris mnie nie lubił. Powiedziałabym nawet, że mnie nienawidzi. I pokazywał to na każdym możliwym kroku. Czułam się upokorzona. Cały pierdolony czas.
Brakowało nam coraz bardziej pieniędzy, w końcu doszła do nas kolejna osoba do utrzymania. Ledwo co było nas stać na zwyczajne artykuły. Sam próbował na to jakoś zaradzić. Nie raz wracał pobity. Zdarzało się to właściwie coraz częściej, a ja za każdym razem obmywałam mu rany, zszywałam je, opatrywałam. Czułam się do tego zobowiązana. Zdarzało się też, że Sam znikał na tydzień albo dwa co jakiś czas. Wtedy wracał zawsze z torbą pieniędzy i przez jakiś czas żyło nam się lepiej. Ale potem życie zataczało koło. Sam jeszcze bardziej unikał policji, coraz to bardziej im się narażał. Nie mogłam spać po nocach, a jeśli już mi się to udało, to miałam koszmary, a budziłam się w strachu, że zaraz nam odbiorą wszystko co mamy.
Zaczęłam zabierać Samowi papierosy i pod jego nieobecność potrafiłam wypalić niezłą ich sumę. Potem nie mogłam już normalnie oddychać, bo każdy głębszy oddech kończył się duszącym kaszlem. Nie wiem czy Sam o tym wszystkim wiedział, może się domyślał, a nawet jeśli, to wolał to ignorować, udawać, że nie widzi.
Znowu stawałam się wrakiem. Przez całe dnie siedziałam w sypialni gapiąc się w ścianę. Już nawet nie fatygowałam się aby coś ugotować, ponieważ Chris nie chciał jeść tego, co przygotowywałam. Poddałam się. Z każdym dniem poddawałam się coraz bardziej. Wszystko w pewien sposób zadawało mi ból. Przestałam normalnie funkcjonować. Powoli znikałam.
Ale nie chciałam, żeby oni to widzieli. Przy Samie starałam się zachowywać na tyle normalnie, na ile mogłam. Jedyną osobą, która mogła zobaczyć, że coś jest nie tak, był Chris, ale on mnie nienawidził. Uważa, że zabrałam mu brata, że odebrałam im szansę na wymarzone życie we dwoje, gdzie szukają skarbów. Z mojej strony to tak nie wyglądało, a ja sama nie chciałam się wtrącać w ich sprawy. Dlatego też z Chrisem nie rozmawiałam. A raczej to on ze mną. Nie próbował nawet kiedy Sam był w pobliżu.
Trochę mnie to bolało, czułam się niechciana. Jak bezpański pies, jak intruz.W ciągu ostatnich miesięcy, Chris miał swoje dwunaste urodziny. Teraz już był wrzesień, a to oznaczało, że zbliżały się również i moje. Za niedługo miałam skończyć piętnaście lat-piękny wiek, jak to niektórzy powiadają. Powiadają też, że nastoletnie lata powinniśmy wykorzystać jak najlepiej. Cieszyć się z młodości. Ja niestety nie miałam z czego. Życie nie powinno tak wyglądać. Nikogo. Ostatnie pięć miesięcy było jeszcze większą walką o przetrwanie niż wcześniej. A ja byłam na wykończeniu.
Tyle razy w ciągu tego czasu musiałam martwić się nie tylko o siebie, ale i o Sama i Chrisa. Szczególnie o tego pierwszego. Nadal pamiętam, jak wracał zakrwawiony. Czasem ten obraz śni mi się po nocach. Nie mogę niektórych rzeczy wymazać z pamięci, choć bardzo bym tego pragnęła.
Czasami kiedy Sam wychodził gdzieś i nie wracał całymi dniami, bałam się, że już nie wróci. Co ja miałabym wtedy zrobić? Co miałby zrobić Chris?
CZYTASZ
The lost legacy. Zaginione dziedzictwo.
Teen FictionSamuel od zawsze wolał złoto i przygody. Nigdy nie wybrałby miłości ponad to, ale w jego życiu pojawia się Gillian, która mimo wszystko, stawia ich relację na najwyższym miejscu, jednocześnie pomagając mu w realizacji marzeń o zdobyciu zaginionego s...