༺♡༻
Tej nocy ulice oświetlała pełnia księżyca, a niebo przykrywały gwiazdy. W sierocińcu panowała już cisza, a w prawie każdej sypialni były już zgaszone światła. We wszystkich poza jednym-moim. Dzisiaj znowu był ten dzień. Co dwa tygodnie, w sobotę wymykałyśmy się z sierocińca. Trwało to już trzy lata. Kiedy skończyłyśmy 12 lat, dwie z moich współlokatorek-Cristal i Aubrey-odkryły jak można łatwo się wymknąć akurat z naszego pokoju. Od tamtego czasu wymykamy się regularnie. Cristal, Aubrey i Jenna zawsze wtedy szły do klubów, kochały się bawić, w trakcie kiedy ja przemierzałam ciemne ulice tej biedniejszej części Bostonu. Czy było to niebezpieczne i nieodpowiedzialne? Jak najbardziej. Ale dla mnie liczyło się jedynie to, że wtedy mogłam czuć się wolna. Chociaż trochę. W sierocińcu siostry zakonne rządziły twardą ręka, więc nie mogłam sobie pozwolić na taki luksus jakim była samowolka. I dzisiaj miało być jak zawsze. Jednak wszechświat miał dla mnie inne plany.
-Spytaj się. Z grzeczności chociażby.-mówiły między sobą półszeptem jakbym wcale tego nie słyszała. Niech myślą, że tak jest.
-Ale i tak zawsze odmawia...więc po co?
-To nasza przyjaciółka. Tak wypada.
-Ehh...niech ci będzie. Ale mówię ci, będzie jak zwykle.
-Zamknij się już i idź się spytać.
Udawałam, że ich nie słyszę i dalej czytałam swoją ulubioną książkę „Frankenstein". Jedyną z niewielu ciekawych tutaj. Biblioteka była w sierocińcu dosyć uboga, a i tak większość książek była o tematyce religijnej. Poza nocnymi ucieczkami czytanie było jedyną rozrywką w tym nędznym miejscu.
-Gill-Na dźwięk swojego imienia obróciłam się w stronę Jenny.
-Tak? Co jest?
-Idziesz z nami dzisiaj w nocy? Do klubu w sensie.
-Nie, dzięki. Wiesz, że nie lubię tam chodzić. Ale i tak wymknę się z wami, tak jak zawsze.
-No to wiem. Ale zawsze mnie ciekawi co ty sama robisz w tym mieście.
-Załatwiam...sprawy-miałam nadzieje, że ta odpowiedź ją usatysfakcjonuje, bo nie chciało mi się tłumaczyć to, że właściwie to nic nie robie szczególnego, ale dla mnie to robienie czegoś dużego i ważnego. W sumie to dosyć zabawne.
-Ehh...z tobą nie idzie się normalnie dogadać-no okej. Mam to gdzieś.
Około północy zaczęłyśmy nasz co dwutygodniowy rytuał. Wyszłyśmy przez okno na dach. Był on dosyć długi, a kiedy szło się nim w prawą stronę, dochodziło się do drugiego dachu, który był piętro niżej. Znajdowało się na nim kilka dosyć sporych skrzynek z prądem po których łatwo było można zejść z naszego dachu na ten niżej. Aż dziwne, że to nas jeszcze prądem nie pierdolnęło. Z tego niższego dachu, który był na 1 pietrze zwisała metalowa drabina. Wystarczyło po niej tylko zejść i uciec szybko za bramę wyjściową. A potem można było zachwycać się wolnością.
CZYTASZ
The lost legacy. Zaginione dziedzictwo.
Genç KurguSamuel od zawsze wolał złoto i przygody. Nigdy nie wybrałby miłości ponad to, ale w jego życiu pojawia się Gillian, która mimo wszystko, stawia ich relację na najwyższym miejscu, jednocześnie pomagając mu w realizacji marzeń o zdobyciu zaginionego s...