fifty nine

217 22 3
                                    

Johnny, wbrew prośbom Tena, nie napisał do niego, gdy wrócił. Zamiast tego postanowił po drodze do swojego pokoju zahaczyć o drzwi z numerem osiemnaście i zapukać w nie kilka razy.

— Kun! Ktoś się dobija do drzwi! — dobiegł ze środka głos Taja, a chwile później dołączył do niego kolejny.

— To otwórz — odparł dużo spokojniej drugi rozmówca. Kun, jak domniemał Johnny.

— Zero z ciebie pożytku — wytknął współlokatorowi Ten, a kilka sekund później drzwi w końcu się otworzyły. 

— Hej — rzucił krótko blondyn z półuśmieszkiem błądzącym mu po ustach, a młodszy zlustrował go od góry do dołu, po czym wciągnął go do środka pomieszczenia.

— O Boże, Johnny — ucieszył się Kun siedzący na łóżku z laptopem i jedną słuchawką w lewym uchu. — Powiedz mi, że go stąd zabierasz.

— Nie, będziemy się jebać na twoich oczach — wtrącił się Taj, po czym na potwierdzenie zachłannie pocałował starszego. Chociaż Johnny podejrzewał, że prawdziwym powodem była tęsknota Tena za jego ustami.

— Odrażające — skomentował Kun. — Nie chcę nigdy więcej słyszeć nic o Taeyongu, bo sam lepszy nie jesteś.

Johnny odczepił od siebie tę iście uroczą pijawkę, pewnie łapiąc żuchwę chłopaka w dłoń.

— Mówiłem? — powiedział dumnie blondyn, słysząc porównanie Chińczyka. Ten w odpowiedzi przewrócił oczami i wyswobodził się z żelaznego uścisku starszego, ale zaraz znowu znalazł się w potrzasku, bo Seo objął go w talii.

— Idźcie być obrzydliwi gdzie indziej — jęknął zniesmaczony Kun, gdy dłonie Johnny'ego zjechały na lędźwie Taja, niebezpiecznie blisko jego pośladków.

— Chodź, bo to jego narzekanie mi odbiera chęci do życia — fuknął teatralnie czarnowłosy, po czym nacisnął na klamkę i Seo zmuszony był opuścić pokój. Jako iż miał maniery, to przed wyjściem pomachał Kunowi na pożegnanie, a gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, obaj parsknęli śmiechem.

— Jesteś, kurwa, okropny — stwierdził Johnny, na co młodszy jedynie uśmiechnął się promiennie. — Jadłeś kolację?

— Co? — spytał głupio Ten, nieco wyrwany z kontekstu. — Nie jadłem, czemu pytasz?

— A chcesz spaghetti? — odparł kolejnym pytaniem blondyn, na co odpowiedziało mu wzruszenie ramion.

— Okej — zgodził się Taj, po czym uśmiechnął się znacząco — ale pod warunkiem, że odtworzysz ze mną scenę z Zakochanego Kundla.

Seo parsknął z niedowierzaniem, ale nie zaprzeczył.

W ten oto sposób Johnny i Ten znaleźli się w komunalnej kuchni piętro wyżej, odgrzewając wczorajszy makaron w kuchence mikrofalowej. Blondyn nie zamierzał wyznawać młodszemu, że danie to było dalekie od wyśmienitego. Zresztą wkrótce sam miał się o tym dowiedzieć.

Gdy wkładał drugą porcję spaghetti do mikrofali, Ten zgrabnie wskoczył na blat.

— No tak, posadź dupsko tam, gdzie ludzie przygotowują jedzenie — skarcił go Johnny, ale młodszy niewiele robił sobie z jego słów, beztrosko machając nogami, przez co raz po raz kopał drzwiczki szafki.

— Nie każdy ma nielimitowany dostęp do mojego dupska — odparł Ten, po czym kontynuował — więc myślę, że należy im się chociaż taka śladowa ilość.

— Nie każdy chce mieć jakikolwiek dostęp do twojego dupska — zauważył blondyn.

— Łżesz jak pies — zarzucił mu Taj, przez co został zmierzony wzrokiem, a po zakończeniu sceptycznej inspekcji jego osoby, Johnny pozwolił sobie na ukontentowany uśmiech. — Co znowu?

— Nic — odparł starszy. — Po prostu cię lubię.

Takiej odpowiedzi Ten się nie spodziewał. Do tego stopnia, że nawet przez myśl mu nie przeszło, by jakoś rezolutnie się odgryźć i obrócić sytuację w żart. Może wcale nie chciał tego robić.

— Zamknij buzię, bo ci jeszcze ktoś napluje, złociutki — zaśmiał się Johnny, uświadamiając czarnowłosemu, że z wrażenia rozchylił wargi i głupio wgapiał się w starszego.

— Zamknij mi buzię, proszę? — odparł Ten, a że blondyn nigdy nie był dobry w odmawianiu mu, bez słowa sprzeciwu znalazł się między jego udami.

— Coś jesteś za słodki ostatnio — spostrzegł Seo, po czym zgodnie z prośbą zamknął Tajowi usta swoimi własnymi, błagając niebiosa, by nikt nie wszedł w tym momencie do kuchni.

Ten naprawdę musiał za tym tęsknić, bo natychmiastowo owinął się nogami wokół bioder starszego, jakby chciał mieć go tylko i wyłącznie dla siebie, a dłońmi delikatnie objął twarz chłopaka. Johnny w odwecie przyjął swoją ulubioną pozycję i pewnie złapał talię Tena, zachowując jednak pewne zasady moralności i powstrzymując się przed dotknięciem nagiej skóry pod spraną koszulką z logo Hard Rock Café.

Niestety albo stety do porządku przywołał ich piskliwy dźwięk mikrofalówki, przypominający im o miejscu, w którym się znajdowali oraz ich pierwotnym celu.

— Naprawdę jesteśmy gorsi od Tae i Jaehyuna — przyznał Johnny.

— Nikt nie jest gorszy od nich — zaprotestował Taj. — U nich dochodzi jeszcze bycie słodkimi do porzygu cymbałami, którzy kompletnie stracili dla siebie głowę.

— W takim razie trochę nam jeszcze brakuje — uznał blondyn — ale depczemy im po piętach.

— Jakie znowu "jeszcze"? Nigdy nie zamierzam ich w tym doganiać — oburzył się Ten, gdy starszy wyciągał spaghetti z mikrofali.

— Tak? — spytał podejrzliwie Seo. — A dałbym głowę, że ostatnio próbujesz im dorównać. Nazywasz mnie perfekcyjnym i słodkim, chcesz odgrywać sławne, romantyczne sceny z filmów, a teraz mnie grzecznie prosisz o buziaki.

Czarnowłosy zmarszczył twarz w ostrzegającym grymasie, ale jego policzki przyozdobił blady róż.

— Jak chcesz, to wrócę do usilnych prób zrobienia ci krzywdy — warknął chłopak. — Łaski bez.

— Ale ja wcale nie narzekam — odparł nonszalancko Johnny, podając młodszemu talerz makaronu.

— Tylko się nie zakochaj — mruknął Taj i zeskoczył na podłogę.

— Nie zamierzam.

no bitches? ↳johntenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz