Rozdział 1: Początkujący artysta

1.3K 85 136
                                    

Na blacie biurka rozłożony był pożółkły brystol, na którym narysowany był szkic małego, ale fikuśnego budynku. Piórnik i zielony kubek po kawie przytrzymywały górne, zwijające się rogi rulonu.

- Czegoś wciąż tu brakuje... - zamyślił się na głos Kaveh i spojrzał krytycznie na swój projekt. - Tylko czego?

Na okrągłym fundamencie stało sześć filarów, które przypominały ogromne liście tulipanów. Między nimi zamontowane były witraże; różnobarwne szkiełka przedstawiały łąkę drobnych kwiatów. Całość pokrywała kopuła zwieńczona na szczycie złotym liściem, niczym kiełkująca bulwa.

Szkic kaplicy dla Lorda Kusanali narysowany był z pedantyczną wręcz dbałością o detale. Niejeden doświadczony architekt mógł też pozazdrościć wyobraźni młodemu studentowi Akademiyii, jednak on sam nie odnajdywał satysfakcji w stworzonym przez siebie dziele. Sama idea była w jego oczach zbyt... Bajeczna? Dziecinna?

- Trzeba koniecznie nanieść poprawki, nim oddam to na konkurs, kaplica w stanie obecnym nie jest godna bogini mądrości - zawyrokował i raptownie poderwał się z fotela. Kolana strzeliły mu boleśnie.

Dokładnie nie wiedział, co należało zmienić, ale jedno było pewne: potrzebował dodatkowej kawy, aby na to wpaść. Spojrzał na zegarek, siedział bite sześć godzin. Co jednak ważniejsze, miał jakieś pół godziny do powrotu swojego współlokatora.

W ciągu miesiąca wynajmowania pokoju w domu wielkiego skryby, Kaveh nauczył się o której ten wychodził do pracy i kiedy wracał. Nie lubił mijać się z nim nawet na korytarzu. Czuł się jak intruz i chociaż wielki skryba sam zaproponował mu lokum, wyglądało to bardziej jak przymus, niż szczera chęć pomocy.

A wszystko to zaczęło się miesiąc temu...

Dokładnie ostatniego dnia września, kiedy to Kaveh przyjechał z małej osady na północy do wielkiego Sumeru City z zamiarem studiowania architektury. W akademiku okazało się jednak, że jego korespondencja z dziekanatem zaginęła po drodze i przez to nie zarezerwowano mu miejsca w pokoju. Oczywiście, Kaveh bronił się, że wyląduje na bruku przez jakieś grzyby, które zjadły kuriera wraz z jego pocztą, ale gburowata pani za okienkiem nie miała litości i odesłała go z kwitkiem.

- Wróć w kolejnym semestrze, kiedy jest nowe rozdanie - rozkazała i odrzuciła odwołanie pierwszorocznego studenta.

Kaveh, pozbawiony dachu nad głową, mając w zanadrzu jedynie stypendium za wygrane olimpiady matematyczne i skromny mieszek od mamy, postanowił znaleźć w miarę tanie mieszkanie. Ceny wynajmu w stolicy były jednak miażdżące. Po całym dniu bezskutecznego szukania choćby izdebki na przedmieściach, usiadł na krawężniku z dwoma walizkami, gotów mieszkać na ulicy, byleby zrobić studia i w końcu wyrwać się z biedy.

Wtedy zobaczyła go Nilou.

- Nie jesteś przypadkiem nowym studentem? - zagadnęła ostrożnie. - Skąd ta skwaszona mina? Potrzebujesz pomocy?

Po krótkiej wymianie zdań, w której Kaveh opisał jej swój los bezdomnego, rudowłosa piękność oznajmiła, że zna kogoś, kto mu pomoże. Zawędrowali wspólnie pod wskazany adres, a gdy domownik otworzył im drzwi, Kaveh zaniemówił.

Rozpoznał Alhaithama po szarej czuprynie i zielonej Wizji Dendro przyczepionej do płaszcza, niedbale zarzuconego jedynie na jedno ramię. Wizerunek wielkiego skryby znany był nawet w małych wioskach na północy. Kaveh wiedział o nim wszystko, że był czołowym członkiem Haravatat, czyli jednej z sześciu katedr Akademiyii, że cieszył się ogromnym szacunkiem i posiadł wiedzę zgromadzoną w całej bibliotece. Gdyby tego było mało, krążyły o nim legendy, jakoby był najlepszym szermierzem w całym Teyvat, przez co zyskał przydomek Jastrzębia i obrońcy Sumeru.

ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz