Rozdział 6: Serce z kamienia

568 70 35
                                    

Po ciepłej nocy nastał upalny poranek. Kaveh paradował po mieszkaniu w samej bokserce i krótkich spodenkach, pocąc jak w saunie. Dokładnie wyszorował kuchnię i umył podłogi w łazienkach, aby spłacić robocizną swoje odsetki za niespłacony w porę czynsz. Robienie za ekipę sprzątającą nie przeszkadzało mu, lubił sprzątać, zwłaszcza gdy na horyzoncie pojawiały się zapowiedzi pierwszych kolokwiów. Wszystko było lepsze od zakuwania nad książkami. Największą przyjemność miał jednak ze sprzątania prywatnej łazienki Alhaithama. Kaveh będąc tam, bezwstydnie pozwalał sobie zanurzać nos w kolekcji męskich perfum. Alhaitham pachniał nieziemsko.

Z amoku szorowania drewnianych klepek w korytarzu wytrącił go dźwięk dzwonka do drzwi.

- Nilou? - zdziwił się, gdy otworzył niezapowiedzianemu gościowi drzwi. - Alhaithama nie ma, wraca z pracy po szesnastej.

- Mogę wejść? - ucięła i spojrzała wyczekująco na Kaveha. - Przyniosłam drożdżówki, tym razem z brzoskwiniami, może te chociaż zasmakują Alhaithamowi.

Kaveh odsunął się od drzwi i zrobił jej miejsce. Widział, jak patrzy na mopa w wiadrze i leżące obok detergenty. Nie spytała jednak o to. Ruszyła do kuchni bez wskazania sobie drogi; doskonale wiedziała, gdzie jest.

Pierwszy raz poczuł się nieswojo w jej towarzystwie. Otaczała ją jakaś mroczna aura, którą nawet on, ignorant kobiecej natury, wyczuwał na kilometr. Przypomniał sobie zaraz, z jakim smutkiem odprowadzała wczoraj Alhaithama wzrokiem.

- Chcesz kawy, herbaty? - zapytał uprzejmie, wchodząc za nią do kuchni.

- Poproszę wodę. - Usiadła przy stole. - Udał się wam wczoraj męski wieczorek?

- O tak, siedzieliśmy do późna i degustowaliśmy siarczanego sikacza, moim zdaniem był całkiem niezły, ale nigdy też nic lepszego nie piłem. Alhaitham się trochę męczył, ale też dał radę. - Kaveh otworzył szafkę i wyjął szklanki. - Pijesz gazowaną, czy niegazowaną wodę?

Odwrócił się i złapał Nilou na wzroku wlepionym w dwa umyte kieliszki leżące na suszarce do naczyń. Mimowolnie pomyślał, że nie uwierzyła wczoraj w degustację wina. I tak samo jak on, zaskoczyła się, że Alhaitham nie skłamał w tym temacie.

- Niegazowaną, jak jest.

- Oczywiście że jest, ja tylko taką piję.

- To dobrze, że tu mieszkasz, Alhaitham woli gazowaną. - Zrobiła pauzę, podziękowała za wodę, a gdy Kaveh usiadł naprzeciw, spojrzała prosto w jego oczy. - Wiesz, że Alhaitham na urlop od kilku dni?

- Urlop? - zaskoczył się Kaveh. - Nic mi o tym nie wiadomo, wychodzi rano i wraca o szesnastej jak zawsze.

- Czyli też nic nie wiesz... - zamyśliła się, a woda z jej szklanki uformowała się w kulę i zaczęła lewitować nad szklanką. Kaveh patrzył na to z ciekawością, ale gdy minęła zdecydowanie zbyt długa chwila ciszy między nimi, odchrząknął niby przypadkiem. Kula wylądowała znów w szklance, rozpryskując przy okazji kilka kropelek dookoła.

- Mówił ci o kimś? - podjęłą speszona.

- Wspomniał wczoraj o Keiu - rzucił pierwsze co przyszło mu do głowy, licząc, że może dowie się czegoś więcej.

- Wciąż nosi w sercu żałobę po przyjacielu... Ale czy mówił, że się z kimś spotyka?

- Nie rozmawialiśmy w ogóle na takie tematy. Jeśli chcesz, mogę następnym razem o to zapytać - zaczął Kaveh, pojmując w końcu intencje Nilou. - Czy ty chciałaś go wczoraj zaprosić na randkę...

Urwał nagle, widząc jak Nilou czerwienieje i zamyka mocniej oczy, w których stanęły łezki.

Zakochałaś się w nim - stwierdził i miał ochotę sprzedać sobie mentalnego liścia, że nie zauważył tego wcześniej. Zawsze pytała tylko o Alhaithama, nawet jeśli pytanie brzmiało „jak ci się z nim mieszka". Poczuł się w jakimś stopniu wykorzystany, ale rozumiał ją. Potrzebowała się zbliżyć do Ahaithama, a skoro nie mogła sama, spróbowała przez niego.

Przynajmniej mam dzięki niej dach nad głową - pomyślał. - Mogę w zamian się jakoś odwdzięczyć.

W duszy nazwał siebie kłamcą. Sam był ciekawy, a Nilou była tylko pretekstem.

*

Po wyjściu Nilou, Kaveh rozkoszował się świeżymi drożdżówkami i dumał, w jaki sposób miał zapytać Alhaithama o jego sprawy sercowe. Pytanie zdawało się być wścibskie i nie na miejscu, zwłaszcza na takim etapie ich znajomości. Zastanawiał się też, jak sam zareaguje, jeśli okaże się, że rzeczywiście kogoś ma. Tylko kto byłby na tyle odważny, godny i szalony, aby spotykać się z Alhaithamem?

Z ciekawości zaczął wyobrażać sobie idealnego partnera dla wielkiego skryby. Wziął pod uwagę Madam Faruzan, w końcu tak jak on, fascynowała się literaturą i co by o niej nie mówić, była potężną władczynią wichrów. Tylko jej charakter... Nie, zdecydowanie pozabijaliby się mieszkając pod jednym dachem. Potem rozpatrzył mężczyzn, generała Cyno i najlepszego łucznika w Sumeru, Tighnariego. Tylko że szybciej połączyłby ich ze sobą niż któregoś z Alhaithamem. Na końcu pomyślał o Nilou.

Ona najlepiej do niego pasuje – ocenił. – Spokojna, elegancka i dobra, temperowałaby go nieco.

Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi pokoju. Spojrzał na zegarek, kilka minut po szesnastej. Zasłonił szkicami swój nowy projekt kaplicy i okręcił się na fotelu.

– Proszę!

Tak jak podejrzewał, Alhaitham stanął w progu jego pokoju.

- Nilou była? Miała jakąś sprawę?

- Przyniosła drożdżówki, a tak poza tym to chciała spytać, jak tam twój urlop - rzucił zaczepnie Kaveh i łypnął na Alhaithama, aby wyłapać na jego twarzy chociażby grymas wstydu. Nic takiego nie dostrzegł. Postanowił więc wyciągnąć cięższą artylerię: - Jak potrzebujesz spokoju, to mogłeś powiedzieć, mogę sprzątać w innych godzinach albo iść pracować do świetlicy.

- Nie przeszkadzasz mi - odpowiedział automatycznie Alhaitham i zaraz wskazał na słuchawki, które często nosił zawieszone na szyi. - Odcinanie się od hałasów mam opanowane do perfekcji.

– To co ty właściwie robisz na tym urlopie? Jeśli mogę oczywiście wiedzieć, bo to może jakaś tajemnica – dodał i uśmiechnął się dwuznacznie.

- Rozpracowuję przyczynę ataku magów Abyssu na nasz port i główną bramę.

- Ach... A już myślałem, że chodzisz na jakieś potajemne randki.

- Nie grozi mi to. Poza tym, po co miałbym się kryć?

- Nie wiem - odparł całkiem szczerze Kaveh i zaśmiał się z własnej głupoty. Po części też z głupoty Nilou, że insynuował jakieś potajemne schadzki, a on w to uwierzył. Alhaitham rzeczywiście nie miał powodu aby się ukrywać z czymkolwiek.

– Ale wiem, że mamy już temat na kolejny męski wieczorek. „Nie grozi mi chodzenie na randki" brzmi prawie tak samo strasznie, jak „moje życie jest gównem".

- Chętnie wejdę w dyskusję z kimś, komu miłość nie jest obca - odbił piłeczkę Alhaitham.

– Jestem artystą, mam inną wrażliwość i więcej empatii w takich tematach – wytłumaczył się pośpiesznie Kaveh. – To co?

– Skoro tak mówisz, niech będzie. Dzisiaj?

– Pasuje.

– To zapraszam na taras za dwie godziny, mam wiele argumentów przeciw, jeśli zdołasz któryś obalić, będę pod wrażeniem.

– Ha! Nie mogę się doczekać. Zobaczysz, skruszę twoje serce z kamienia! – Kaveh złapał się pod boki i zaśmiał teatralnie.

Przez moment na twarzy Alhaithama pojawił się cień zakłopotania. Szybko zakrył to maską obojętności i wycofał się z pokoju, zostawiając w spokoju studenta. Kaveh jeszcze chwilę patrzył na zamknięte drzwi. Nie umiał pozbyć się wrażenia, że Alhaitham nie wyszedł, a uciekł.

ChaosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz