Parkiet był zapełniony mnóstwem tańczących par, stoły i krzesła aż pękały pod wpływem masy tłumu. Każdy obecny na balu potrafił się sobą doskonale zająć, każdy oprócz mnie. Siedziałam tam, gdzie zajęłam miejsce na samym początku przyglądając się każdemu.
Książe Kiran ochoczo rozmawiał z przybyłymi gośćmi, uśmiech nie umiał zejść mu z twarzy gdy co chwile to podawał dłonie nowo poznanym poddanym. Zapewne wiązało się to z nadchodzącym turniejem książat, bowiem był to wręcz idealny moment na zdobywanie sympatii i respektu mieszkańców Soltenbrea. Kto wie, może owe znajomości przydadzą się później Panu Słońca, a ja jestem pewna że gdy nadejdzie potrzeba on je wykorzysta w sposób wzorowy. Niczym wtedy gdy ze mną zawalczył.
Książe Deimos zniknął zaraz po rozmowie ze mną. Jak można szybko zauważyć, nie przepada on ani za ludźmi, ani za wielkimi uroczystościami. W tym mu mogę przybić piątkę. Wychodząc jedynie zabrał ze sobą Azazela.
Natomiast księżniczka Iris pomagała z zapałem roznosić jedzenie i napoje, tak aby nikomu nic nie brakowało. To było dla mnie największym zaskoczeniem mówiąc zupełnie szczerze. Wysoko ustawiona córka pary królewskiej usługiwała każdej osobie siedzącej przy stole. Ranga która ma, straciła dla niej znaczenie, a gości traktowała jak własną rodzinę, ciesząc się szczerze i niezwykle z ich obecności. Była kobietą naprawdę czułą i pomocną i dało się to wyczuć siedząc nawet w samym rogu pomieszczenia. Emanowała ona prawdziwym blaskiem, jednak nie tym który emanuję księżniczka, a tym jakim emanuje dobry człowiek.
Ja jednak postanowiłam że wykorzystam katering i udam się po więcej ciasta. Sięgnęłam po czysty talerz i zauważyłam jak do pomieszczenia dumnym krokiem wkracza Książe Nocy. Już miałam nadzieję że zakończył swoją przygodę z socjalizowaniem się z innymi i wrócił do swoich smoków na czas trwania uroczystości. Jednak moje niedoczekanie.
Pewnym ruchem dłoni złapał za kieliszek wypełniony jakąś czarną cieczą. Z pewnością będącą jakimś trunkiem z procentami i jak gdyby nigdy nic zasiadł na większym tronie przysuwając szkło do ust. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, usta zaciśnięte miał w wąską linię, brwi nawet nie drgnęły gdy mierzył wzrokiem przybyłych, a oczy błyszczały tak jakby miały jakąś historię do opowiedzenia. Niewątpliwie wyglądał jak drapieżnik czekający na swoją ofiarę, nie mówił nic. Milczał i obserwował.
– Ahh proszę wybaczyć, nie zauważyłam że zabrakło na stole brownie – moją uwagę skierowaną wcześniej na księciu postanowiła ukraść sama księżniczka trzymająca w dłoni talerze, w taki sposób jakby miały zaraz wylecieć jej z rąk. Jednak nie wyglądała na taką, której by to przeszkadzało, uśmiechnęła się do mnie radośnie i spojrzała w stronę stołu – Proszę się nie martwić za minutkę wrócę z pełną blachą – chwyciła nieco pewniej talerz, który zaczynał zjeżdżać jej z palców.
– Może pomogę? – złapałam za szybko lecące naczynie na ziemię.
Kobieta ewidentnie brała na siebie więcej niż mogła utrzymać. Jak ja dobrze to znam.
– Bardzo Pani dziękuję, lada moment a mielibyśmy tutaj ofiarę – wskazała na porcelanę w mojej ręce śmiejąc się – Jest Pani tutaj nowa prawda? Znam wszystkie kobiety z armii, a Pani zupełnie nie kojarzę – uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie, gestem ręki zachęcając mnie bym udała się wraz z nią.
– Zgadza się, ma księżniczka jednak oko. Wystarczy Carmen, nie wypada by wasza wysokość mówiła do mnie na Pani – idę szybkim krokiem obok Iris.
– Ahh proszę cię Carmen – wywraca oczami i zerka w moją stronę – To że jestem księżniczką nie oznacza że mam cię traktować jak jakiegoś owada czy swojego sługę. Ludzie są sobie równi czyż nie? Mam dwie ręce, serce i rozum. Zupełnie jak każdy, wobec tego nie jestem w żaden sposób lepsza niż nasi mieszkańcy – wchodzi do kuchni i odkłada do zlewu wszystkie naczynia, które udało jej się zabrać – Jestem Iris, po prostu Iris, a nie wasza wysokość czy Księżniczka Zaćmień – wyciera dłonie od talerzy i mi jedną podaje.
CZYTASZ
Naznaczona krwią - Urodzona by nieść śmierć
FantasyA co gdyby DIABŁA dało się przechytrzyć i zrobiłaby to jego własna córka, w którą nigdy nie wierzył? Charlotte straciła wszystko w pojedynku ze swoim ojcem, Lucyferem: moce, miejsce w Piekle i swój największy atrybut, skrzydła. Zostaje wygnana...