Nie mogę jednak pozwolić na to by mnie tu zostawił na pożarcie innym smokom. Wiem, że nie żartuje i jeśli rzeczywiście nie poproszę to najzwyczajniej w świecie sobie pójdzie jak zrobił to przedtem.
– Proszę – unoszę dumnie głowę, by nie dać po sobie poznać tego, że głupio mi go o cokolwiek prosić. Patrzę mu prosto w oczy i czuje już jak zaczyna mi odcinać tlen przez jego przeszywający mnie na wskroś wzrok. Staram się tego po sobie nie pokazywać, ale odnoszę wrażenie, że idzie mi z tym dość słabo.
– O co mnie prosisz? – jego kciuk z mojego podbródka przesuwa się płynnie na mój policzek, który teraz delikatnie muska palec w miejscu, gdzie obecna jest rana po ostrzu, które mi wbił po naszym wspólnym sparingu na miecze.
Czy on naprawdę musi stać tak blisko? Jego bliskość mnie trochę dekoncentruje i nie mogę się skupić, w momencie gdy robi, no właśnie co on robi? Głaska mnie? To niekomfortowe, ale i tak przyjemne, że nie wiem czy chcę by się odsunął.
– O to abyś nie zostawiał mnie tu samej – zerkam na jego dłoń, aby nie patrzeć Deimosowi dłużej w oczy. Mój pierścionek na jego palcu błyszczy w blasku słońca, które skierowane jest prosto na Księcia Nocy.
– Boisz się Carmen? – przysuwa się jeszcze bliżej do mnie, w taki sposób, że niemal stykamy się klatkami. Na ten gest nieświadomie wykonuje krok do tyłu. Mój plan by się powiódł gdyby nie fakt, że za mną nie było dłużej wolnej przestrzeni, a plecami ponownie zderzam się z marmurowym ogrodzeniem.
Mężczyzna wykorzystuje okoliczności, które mu stworzyłam i wolną dłonią opiera się o zagrodę niemal przy mojej głowie. Chwyta mnie mocniej niż dotychczas i zmusza mnie tym samym do spojrzenia na niego. Oddech mi zwalnia i czuje jak bicie serca drastycznie staje się szybsze.
– Patrz na mnie ładnie jak do Ciebie mówię i odpowiadaj na moje pytania laleczko – pochyla się nad moim uchem i zadaje mi ponownie to samo pytanie, co parę sekund temu – Boisz się moja droga? – czuje jak jego usta lekko muskają moje ucho. Przechodzi przeze mnie niespodziewany dreszcz, który nie uchodzi uwadze Deimosa. Nie muszę na niego patrzeć by wiedzieć, że na jego twarzy pojawił się już złośliwy uśmieszek.
– Wolałabym nie zostać zjedzona przez twoje smoki – odpowiadam nieco ciszej i przełykam nerwowo ślinę. Nie jestem przyzwyczajona do takiej bliskości.
– Doskonale wiesz, że nie o to pytałem – odsuwa głowę od mojego ucha i patrzy ponownie prosto na mnie. Nie zauważam nawet kiedy dłoń księcia zmienia położenie i znajduje się na mojej talii, którą szybkim ruchem przyciąga do swojego ciała. Niemal na ten gest nie wyrwał mi się żaden dźwięk zaskoczenia.
– Nie rozumiem – teraz mówię już tak cicho, że niemal szepczę – Czego innego miałabym się bać? – unoszę brew i próbuje skupić się na logicznym myśleniu by przestać zaprzątać sobie głowę Deimosem i jego dotykiem.
– Odnoszę wrażenie, że bardziej niż smoków boisz się mnie – przesuwa palcami wzdłuż mojego pasa – Boisz się mojego dotyku, mojej bliskości z Tobą i tego do jakiego stanu cię aktualnie doprowadzam – pewnym ruchem zbliża nasze ciała tak, że zmuszona jestem oprzeć dłonie na jego torsie bo wpadam na czarnowłosego – I do jakiego stanu jestem w stanie cię doprowadzić – unosi kącik ust - Boisz się, że nie będziesz tą, która dłużej sprawuje kontrolę nad wszystkim. Nie chcesz jej stracić, ale czujesz, że nie możesz ze mną o nią dłużej walczyć. Powiedz mi laleczko, czy ja cię właśnie przejrzałem? – zmniejsza odległość między naszymi twarzami i bacznie obserwuje każdy mój ruch.
Mocno staram się opanować mimikę swojej twarzy. Najmniejszy grymas, czy sposób mrugania na kierują Deimosa na to, że rzeczywiście ma rację. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie chcę się tak przy nim czuć. Nie mogę pozwolić sobie na to aby wiedział, że sprawuję nade mną jakąkolwiek władze. To nie ma prawa skończyć się dobrze dla mnie. Wykorzysta wtedy fakt, że na mnie działa w ten pokręcony sposób i będzie z niego korzystał, tak często jak tylko będzie mógł. Będę przez to jeszcze bardziej zdana na niego.
CZYTASZ
Naznaczona krwią - Urodzona by nieść śmierć
FantasiA co gdyby DIABŁA dało się przechytrzyć i zrobiłaby to jego własna córka, w którą nigdy nie wierzył? Charlotte straciła wszystko w pojedynku ze swoim ojcem, Lucyferem: moce, miejsce w Piekle i swój największy atrybut, skrzydła. Zostaje wygnana...