Mentorzy kazali się wszystkim rozdzielić. Wędrówka Jaśminowej Łapy i Oszronionej Łapy była cicha. Strasznie cicha. Uczennicy się to nie podobało, musiała stąpać w ciszy, przeplatanej trzaskami liści i gałązek pod łapami. Nie potrafiłą iść w takiej ciszy, z wiedzą, że mieli współpracować, a nawet się do siebie nie odezwali.
– Dobrze, Oszroniona Łapo! – zwróciła się do niego.
Oszroniona Łapa, przeniósł na nią swoje spojrzenie i, o dziwo, nie zagościł w nim chłód, a ciekawość.
– Skoro mamy współpracować, to chyba musimy się do siebie odzywać, tak? – mruknęła zaskoczona, że nie był jeszcze wobec niej szorstki.
– No.... Tak – odpowiedział, przechylając głowę na bok.
– W takim razie zacznijmy współpracować, a nie się obijać i udawać, że to drugie nie istnieje – zarządziłą.
Oszroniona Łapa skinął głową, gdy ponownie ruszyli, tym razem bok w bok i zadał pytanie.
- Wolisz walkę czy polowanie?
- Walkę, ale nieźle mi idzie z polowaniem - odpowiedziała.
- Chciałbym, żebym też mógł tak powiedzieć - mruknął.
Uczniowie zaczęli rozmowę, aby trochę lepiej się poznać. Jaśminowa Łapa cały czas czuła, że o czymś zapomnieli.
- Masz jakiś ulubiony kwiat? - zapytał Oszroniona Łapa.
- Tak, uwielbiam słoneczniki - odpowiedziała zadowolona na myśl o tych pięknych kwiatach.
- Ja wolę hiacynty - odparł.
– Na klan gwiazdy! – zatrzymała się gwałtownie patrząc na niebo, a jej oczy się rozszerzyły.
Słońce niedługo dosięgnie zenitu! A właśnie wtedy muszą przynieść mentorom zwierzynę!
– Co? – kocur zatrzymał się w miejscu. - Nie lubisz haicynt? - ale po chwili też sobie przypomniał.
– Polowanie! – wrzasnęli jednocześnie.
Jaśminowa Łapa była prawie pewna, że przepłoszyli połowę zwierzyny. Biegli tak szybko, że łapy rozbolały ją od wysiłku, ale nie zwalniała. Nagle, do jej nozdrzy dotarł świeży i kuszący zapach. Wiewiórka. Uczennica przyjęła pozycję łowiecką, a jej wspólnik zrobił to samo. To była wojna. Kto upoluje zdobycz. Jaśminowa Łapa wyczuła odpowiedni moment i była pierwsza, wyskakując do góry, przegryzła kark zwierzyny i już po chwili podniosła się ze zwisającą z pyska zdobyczą.
– Twoja kolej – oznajmiła z zadowoleniem.
Ponownie biegli, ale przynajmniej coś mieli. Słońce już wchodziło ku górze, a kotka pospieszyła Oszronioną Łapę.
– Szybciej futrzaku! – krzyknęła.
Kos siedzący na gałęzi, zostałby tam, gdyby nie uczeń, który z wściekłością i brakiem dokładności upolował go.
– Pędźmy! – odkrzyknął.
Oboje zdyszeni pędzili w stronę swoich mentorów, gotowi na dodatkowe obowiązki za spóźnienie. Ich łapy przebierały po ziemi. A jednak Jaśminowa Łapa poślizgnęła się na podłożu i upadła, jej głowa przywaliła o ziemię, przez co zaczęłą straszliwie boleć. Zaczęła wyklinać wczorajszy deszcz i istnienie błota.
– Na klan gwiazdy i wszystkie jego koty! – wrzasnęła sfrustrowana. – Kto zesłał ten idiotyczny deszcz!?
Biały kocur zaśmiał się, ale pomógł jej wstać.
Ruszyli biegiem, a gdy dobiegli, wszyscy byli już na miejscu.
– Już mieliśmy was szukać! – rozradowała się Liliowa Nadzieja.
– Myśleliśmy, że się zgubiliście – dodała Chmurne Oko zmartwiona.
– Cóż, niektórzy słabiej sobie radzą z polowaniem - odparła, spoglądając znacząco na Oszronioną Łapę.
- Chciałabyś, żebyu to było przeze mnie! - odfuknął. - Przypominam, że to ty się pod koniec wywróciłaś.
Wszyscy mentorzy obejrzeli zdobycze i zaczęli się naradzać, po czym zarządzili powrót do obozu. Drogę powrotną spędziła na rozmowie z Oszronioną Łapą. Może straciła przyjaciółkę, ale zyskała przyjaciela?
CZYTASZ
Wojownicy Mroczny Las [Tom I] !W TRAKCIE KOREKTY!
FantasíaNowe trzy kociaki dla klanu, to nowe wyzwanie szczególnie, że kociaki mają w połowie krew z klanu Chmury. Koty klanu świtu nie patrzą na kociaki pozytywnie przez sam fakt, że mają mieszaną krew. Kociaki postanawiają udowodnić klanowi swój potencjał...