LORD MROKU: VI

17 10 0
                                    

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Dest był już na miejscu. Widział to, co chciał od dawna, lecz nie był to koniec jego przygody, zdawał sobie z tego sprawę. Wszedł do drewnianej, zniszczonej chaty o wybitych oknach oraz bez jednej ściany, przez co dach zdążył zapaść się już do wnętrza. Niedaleko budynku znajdował się wbity w ziemię krzyż bez jednego ramienia. Rozejrzał się dookoła i wszedł do zrujnowanej posiadłości. Podłoga spękana, większość umeblowania doszczętnie zniszczona. Wyglądało to co najmniej, jak po przejściu potężnej wichury. Odór zgnilizny gnębił go zanim jeszcze był w środku, ale tutaj zdawał się jeszcze większy. Pomimo swoich starań, zwymiotował za ścianą, o ile można było nazwać tak kilka desek odgradzających od siebie dwa niewielkie pomieszczenia. Przeszedł się po nich uważnie, lecz w jego oczy nie rzucało się nic szczególnego. Jakieś książki, butle, świece, kilka noży. I maska. Dziś byśmy powiedzieli o niej, jak o rekwizycie do spektaklu teatralnego. Była to jedyna rzecz, którą postanowił obejrzeć z większą uwagą. Ceramiczna, z drobinkami kurzu wokół oczu, rozciągającymi się do ust. Szara, z kilkunastocentymetrowymi zakrzywionymi rogami, których wierzchołki skierowane były w górę. Otwory na oczy obszyte były czarnym materiałem o niezwykle cienkich, prześwitujących wręcz niciach. Zamiast ust wygrawerowane były dziesiątki kłów rozchodzących się na boki, tworząc bardzo szeroki uśmiech. Leżała na podłodze bez żadnego szwanku. Była jedyną niezniszczoną rzeczą w całej chacie. Spoczywała na deskach podłogowych, nienaruszona. Wziął ją delikatnie w dłonie i założył na twarz.
– Wyjątkowo wygodna– stwierdził po kilku minutach noszenia jej, kompletnie zapominając o swoim celu. Teraz dla niego najważniejszym była jedynie ta maska. Nie, to była jego nowa twarz. A przynajmniej tak zaczął myśleć.
Rozejrzał się jeszcze raz i wyszedł, idąc w zupełnie przeciwnym kierunku od planowanego.

* * *

Ravyn nigdy nie była tym, kogo w jakimś stopniu by pochwalała. Niekontrolowane napady złości zdarzały się bardzo często i zawsze w nich ktoś cierpiał. Władczyni Krwi – przyjęła ten tytuł mimowolnie. Został narzucony jej z góry. I z każdym dniem wytapiał jej serce. Jestestwo Fengardich wkrótce mogłoby stanąć pod znakiem zapytania, gdyby każdy z Władców pozwolił sobie spuścić swą wewnętrzną bestię ze smyczy.
Władczyni przegarnęła włosy, chcąc zakryć bordowe pasma z przodu głowy. Szarawy, ostro zakończony ogon wsunęła pod krótką, przybrudzoną sukienkę. Czuła, jak kolce na nim haratają jej uda, jak stróżki krwi spływają z jej nóg. Zaciskając zęby, przyjęła łagodny wyraz twarzy. Starała się wyglądać na miłą, bo właśnie taki był plan, którego postanowiła się trzymać.
Zapukała do dużej posiadłości o bogato zdobionych dachach. Cały budynek był niezwykle majestatyczny i zmieściłby trzy tysiące, jak nie więcej, ludzi. Złote, ciężkie klamry wrót były na kształt lwiej paszczy. Bursztynowe oczy Ravyn zabłyszczały, gdy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła szesnastoletnia dziewczyna o białych włosach sięgających do pasa. Szkarłatne, duże oczy odbijały wizerunek Władczyni.
– Jest ktoś dorosły w domku?– spytała, szczerząc zęby.
Białowłosa tylko przerzuciła oczami, wychodząc na zewnątrz.
– O co chodzi?– stanęła naprzeciwko Ravyn, która była od niej o głowę wyższa.
– No tak... Chciałabym porozmawiać z kimś, kto jest tutaj Panem. Lord Żywiołów, jeśli się nie mylę. Jest może w domku?
– Nie. A teraz, proszę odejść.
Ravyn głośno się zaśmiała, gdy białowłosa zmieniła ton głosu na twardy i dominujący.
– Jesteś dość młoda. Za młoda byś była gotowa na śmierć, prawda?- ogon Władczyni oplótł nogę szesnastolatki w jednej sekundzie. Kolce zaczęły wbijać się w jej ciało.– No dalej. Krzyknij. Ahh, ciekawa jestem jaki słodki jęk wyrwie się z tych ust...
– Czego chcesz?!– usiłowała się wydostać, lecz na próżno.
– Niedawno pewna osoba przyjęła tytuł Lorda Mroku. Wzbudziło to wiele kontrowersji, ale uważam, że ty to już wiesz. A teraz, gdzie jest ten Lord Mroku?
– Nic ci do tego!– pomimo prób szarpania, uścisk na nodze coraz bardziej się zwiększał. Krew spływała soczystym strumieniem, brudząc buty Ravyn.
– Ahahaha! Mylisz się, moja droga. Ja mam ogromne predyspozycje by znać miejsce jego przebywania. Nie chce mi się wierzyć, że nikt z was nie trzyma go na smyczy. A Lord Żywiołów z pewnością wścibił już swojego długiego nochala w jego życie. Nie jest zbyt szanowanym Lordem pośród mieszkańców. Przypisuje mu się jednak zabicie jednego z wcieleń Władcy Ciemności, którym oczywiście musiał się pochwalić publicznie. Chcę więc wiedzieć, gdzie jest Lord Mroku?! Gdzie on jest, do jasnej cholery?!
– Nie wiem nic o Lordzie Mroku! Naprawdę!
– Kłamiesz, moja droga. Widzę to w twoich ładnych oczętach. Więc bądź grzeczną dziewczynką i powiedz, dobrze?– zmniejszyła nacisk.– Skadi, prawda? Córka Lorda Żywiołów. Powiedz mi, gdzie jest Lord Mroku, zgoda? Nie przyjmuję twojej niewiedzy.
Ravyn jednym uderzeniem w barki, przewróciła Skadi na ziemię. Zbliżyła usta do jej nogi i zaczęła zlizywać spływającą krew z ran dziewczyny.
– Więc, gdzie on jest? Albo, gdzie jest twój ojczulek? Chyba, że chcesz doświadczyć pewnej krzywdy...

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

=NIE DO CZYTANIA= Null: Spadkobierca Ciemności  =EKSTREMALNE POPRAWKI FABULARNE=Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz