Prolog

162 2 0
                                    

Leje jak z cebra, a mimo to stoję od godziny na moście. Przejeżdżające samochody nawet nie zwracają na mnie uwagi. Jestem duchem. Próbuję opanować łzy, które strumieniem płyną po moich policzkach.

Mam wszystkiego dość.

Nie chcę żyć.

Opieram się na barierce i pochylam głowę w dół.

No dalej.

Zrób to.

Biorę głęboki wdech i zaczynam wspinać się po barierce.

Nadszedł mój czas.

Kiedy jestem w połowie, nagle czuję jak ktoś łapie mnie od tyłu i odciąga w bezpieczną stronę.

-Puść mnie do cholery! Zostaw mnie! - próbuję wyrwać się z objęć.

Postać niesie mnie dalej, a puszcza dopiero wtedy kiedy jesteśmy kilkanaście metrów od mostu.

-Pogięło cię do kurwy?? - cedzę przez zęby. - Kto ci pozwolił mnie dotykać??

Postać jednak nie odpowiada. Stawia mnie obok jakiegoś budynku i przygląda mi się z uwagą. Dopiero teraz jestem w stanie dostrzec, że jest to młodzieniec w podobnym wieku do mnie. W strudze deszczu spostrzegam jego oczy, które wydają się być czarne jak smoła. Chłopak patrzy na mnie, jednak nic nie mówi, co sprawia, że czuję się jeszcze bardziej niekomfortowo. Nagle sięga do kieszeni przemoczonej już bluzy. Pierwsza myśl to to, że wyciągnie nóż.

Może zginę z jego rąk.

Przynajmniej moi rodzice dostaliby ubezpieczenie.

On jednak wyjmuje telefon i po przeczytaniu wiadomości rzuca ciche Kurwa. Ostatni raz rzuca w moją stronę spojrzenie, którym mówi Nawet nie próbuj robić tego ponownie, po czym biegiem oddala się w kierunku pobliskich garaży.

Szok sprawił, że od momentu przeniesienia przez chłopaka wciąż tkwię w jednym miejscu. Strugi deszczu spływające po moim ciele coraz mniej zaczynają mi przeszkadzać. Nagle w oddali słyszę ryk motoru, który wyjeżdża z osiedla. Przez chwilę wydaje mi się, że kierowca spogląda na mnie i rusza w przeciwnym kierunku.

Wypuszczam powietrze, które niemal miażdżyło mi płuca i w nadziei, że to był znak ruszam w kierunku domu.


Wyścig po szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz