Rozdział 7

36 1 0
                                    

Środowy poranek postanowiłem rozpocząć od biegania. Wybrałem moją klasyczną trasę, ale tym razem gdyby ktoś mnie śledził kilka razy skręciłem w inne uliczki w parku. Gdy byłem już blisko domu zauważyłem, że na podjeździe stał motocykl. Oczywiście wiedziałem do kogo należy. Może byłem kutasem, ale specjalnie pobiegłem jeszcze do niedalekiego sklepu po produkty na śniadanie. Wróciłem pół godziny później, ale motor dalej stał w tym samym miejscu. Wszedłem na werandę i zobaczyłem siedzącą na kanapie przyjaciółkę, która gapiła się w podłogę. Gdy mnie zauważyła od razu zerwała się na równe nogi, podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.

- Przepraszam Christianie... Tak bardzo cię przepraszam. – rzuciła cicho. – Nie miałam prawa cię tak potraktować. Jesteś moim przyjacielem do cholery.

Dalej milczałem. Byłem bardzo ciekaw co ma mi jeszcze do powiedzenia.

- Proszę cię wybacz mi. Wszystko ci powiem, tylko nie gniewaj się na mnie. Nie potrafię normalnie funkcjonować ze świadomością, że jesteśmy pokłóceni. – dziewczyna spojrzała na mnie. – Powiedz coś... proszę...powiedz, że nie chcesz mnie znać, ale coś powiedz!

Na początku spojrzałem na nią groźnym, zimnym wzrokiem. Prawie tak samo zabójczym jak na chłopaków na ringu. Jednak długo nie wytrzymałem. Jak mogłem gniewać się na osobę, która tak wiele mi pomogła. Momentalnie uśmiechnąłem się i ucałowałem ją w czubek głowy.

- Będziesz musiała słono odpracować swoje postępowanie, ale wybaczam ci. – zaśmiałem się.

- Dupek!! – krzyknęła i odsunęła się kilka kroków. – Jednak jesteś dupkiem Chris! – skrzyżowała ręce na piersi i próbowała robić groźną minę.

- Proszę cię Bel. Z tym wzrostem i tą niby groźną miną wyglądasz co najmniej komicznie. Chodź zjemy śniadanie, bo po wczesnej porze wnioskuje, że jeszcze nie miałaś kiedy.

Otworzyłem drzwi i zaprosiłem ją do kuchni. Niech nie myśli, że po raz kolejny będę szykować dla niej całe śniadanie. A szczególnie po takiej akcji. Nastawiłem czajnik na kawę i zacząłem robić kanapki. Bel zajęła się przygotowaniem stołu.

- Dla dziewczyn też nakrywać? – zapytała.

- Możesz. Pewnie zaraz wstaną i znów cię zastaną.

- I co w tym złego?

- Teoretycznie nic, ale ostatnio dostałem już gadkę, że w sumie jesteś fajną babką i może byśmy coś razem...no wiesz...

- No i co w tym złego? – zapytała ponownie, jakby trochę specjalnie.

- Bel...- odłożyłem nóż i spojrzałem na dziewczynę. Musiałem postawić sprawę jasno. – Jesteś dla mnie jak siostra. Jesteś piękną, inteligentną kobietą, ale dalej MOJĄ SIOSTRĄ. A to, że nie łączyły nas więzy krwi to nie istotne. Nie mógłbym być z tobą i tyle. Już ci to kiedyś tłumaczyłem.

Na twarzy Bel ukazała się jakby ...rozczarowana mina? Przecież dokładnie wiedziała co nas łączy. Chcąc zachować pozory uśmiechnęła się i rzuciła w moją stronę:

- Wiadomo! Ty nawet nie...nie jesteś w moim typie!

- A jaki jest twój typ skarbie ? – zapytała mama, która właśnie weszła do kuchni. Widziałem jak policzki dziewczyny rumienią się i robią czerwone. Zawstydziła się, ale tak naprawdę nie miała czego.

- Dzień dobry pani. My tylko tak sobie gadamy. – próbowała wybrnąć.

- Nie krępuj się kochanie. Jesteś dla mnie jak córka. Chce dla ciebie najlepszego kandydata! – klepnęła mnie w plecy.

Wyścig po szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz