Rozdział 2

66 1 0
                                    

Na miejsce dotarłem dokładnie po 15 minutach. XBurn mieściło się blisko centrum miasta, ale był tak usytuowany, że dojazd do niego był bardzo łatwy. Zresztą to jest bardzo ważne, żeby wszyscy klienci nie mieli daleko do komunikacji miejskiej czy taksówek. Właściciel to był mega kumaty gość i wiedział jak zagrać, żeby zarobić duży hajs.

Kiedy wszedłem do środa panował jeszcze chaos. Było to normalne zjawisko przed rozpoczęciem zmiany. Teoretycznie otwieraliśmy o 19, ale zazwyczaj największe tłumy schodziły się koło 21. Oprócz nas pracowało jeszcze 2 innych barmanów, 3 barmanki na zmianę i oczywiście sztab kelnerek, których imion nawet nie pamiętam, bo zmieniały się szybciej niż rękawiczki na zimę.

Pracowałem tutaj odkąd pamiętam. Właścicielem jest kolega mojej mamy, wiec na początku dorabiałem sobie tutaj jako dzieciak. Najpierw wykładałem towar albo myłem podłogi. Teraz w zależności od potrzeby zajmowałem się ochroną, stoję za barem a czasami zdarza mi się zająć fakturami, jeżeli John nie ma na to czasu. Im więcej funkcji tym więcej kasy dla mnie. Proste.

Wszedłem do szatni personelu i od razu zobaczyłem siedzącego z piwem Brada.

⁃ Siema. Udało się coś z tymi notatkami? - zapytał od razu.

⁃ Daj spokój. Ta Gabriela jest pierdolnięta. Myślałem, że mnie zamorduje na tym parkingu. Napisałem do Mili i zgodziła się mi przesłać w zamian za pomoc czy aucie.

⁃ Uuu czyli będzie akcja w samochodzie? W sumie ładna z niej laska, mądra...

⁃ I totalnie nie w moim typie! - przerwałem mu - Zresztą nie mam czasu na związki. Ledwo łączę koniec z końcem.

⁃ A kto miał na myśli od razu łączenie się w pary? Może chodzi o czystą przyjemność ? - zaśmiał się Brad i odstawił swoje piwo. - Dobra szykuj się, dzisiaj stoimy za barem. Już czuje, że moje nogi nie są na to przygotowane.

Wziąłem sobie małe piwo z szafki, przebrałem się w strój roboczy i poszedłem na zaplecze wykładać cały towar.

Tak jak się spodziewałem. Początkowo było luźno a największy tłum pojawił się koło 21. Ludzie byli dosłownie wszędzie. Dobrze, że nie mieli dostępu do baru, bo inaczej klub byłyby w 99% zapełniony i nie zostałoby nawet skrawka wolnej podłogi. John zadbał o to, żeby każdy mógł się odnaleźć w klubie. Zazwyczaj zwykli studenci czy inni ludzie zajmowali miejsca przy barze i na parkiecie. Większe szychy lub po prostu nadziani mogli pozwolić sobie na wynajem specjalnej loży. W zależności od jej wielkości i usytuowania w klubie różniły się oczywiście ceną. Te najdroższe znajdowały się na samej górze. Byłem tam raz, kiedy jakieś babki w średnim wieku uparły się, że mam obsługiwać WYŁĄCZNIE je. W środku znajdowały się czerwone kanapy, a całe pomieszczenie było przeszklone lustrem weneckim, co pozwalało obserwować parkiet. Dodatkowo w loży była funkcja regulacji światła i głośności muzyki. Miejsce do zabawy dla bogatych.

Wracając do rzeczywistości na szczęście dzisiaj większość osób preferowała szybkie shoty lub zimne piwo, więc nie musiałem zbytnio się starać. Kiedy koło 23 ludzie rzucili się na parkiet miałem chwile, żeby zapytać o mój najbliższy cel.

Wyścig.

⁃ Miałeś mi powiedzieć coś o tym wyścigu. - rzuciłem do Brada.

⁃ Aaa tak! Kurwa stary, podobno jest jakiś świeżak, który podbił stawkę! Wyścig ma się odbyć jednak jutro w nocy. Jak zwykle coś zmieniają i mieszają...Pewnie 1/2 a dokładną lokalizację prześlą dwie godziny przed. Spodziewam się jednak centrum. Stawka musi być wysoka pewnie ze względu na niebezpieczeństwo.

⁃ Całe szczęście, bo patrząc na tłumy nie udałoby nam się dzisiaj wyrwać z roboty. Ale czekaj... czyli już mnie zapisałeś? - zapytałem zdziwiony.

Wyścig po szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz