Rozdział 10

27 4 0
                                    

Dni mijały powoli i spokojnie. Cały swój wolny czas spędzałam z Ianem, który skutecznie odwracał moją uwagę od poważnego życia, w które zagłębiłam się przy Królu Gwainie Hamelu. Podstawą mojej strategii było pozostanie oziębłą i spokojną, aby stłumić wszystkie moje emocje. Aby nic nie było po mnie widać, poza wyrachowaniem i powagą, tak jak na królową przystało. Jednak wraz z przyzwyczajaniem się do tego stanu i oswajaniem z myślą, iż jest to moja codzienność i zawsze w pobliżu jest Gwain, który już niedługo będzie moim mężem, tym bardziej traciłam siebie. Pewna cząstka mojej duszy zamarzała bezpowrotnie, gdzieś w środku mnie i jedynie przy Ianie na chwilę dawała o sobie znać. Mimo wszystko w porównaniu z czasem, w którym pozostała zamrożona, z dnia na dzień, po prostu traciłam ją bezpowrotnie. I nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nie wiedziałam również, ile będzie mnie to kosztować, a wraz ze mną, wszystkich dookoła.

Minął kolejny tydzień, co znaczyło, że Król Gwain był już u nas dobre półtora miesiąca. Znaczyło to również, że zbliżała się data naszych zaręczyn. A miało się to wydarzyć dokładnie za trzy dni, w nów księżyca. Natomiast w pełnię miał odbyć się bal zaręczynowy. Termin parady natomiast jeszcze nie został ustalony, spodziewałam się jednak, że wydarzy się to pod koniec bieżącego tygodnia, bądź na początku kolejnego.

Jeżeli natomiast chodziło o mój strój, to nadal nie umiałam niczego wybrać. Zarówno na bal oraz paradę. Miałam wrażenie, że żadna z kreacji nie jest wystarczająco dobra, aby podkreślić mój szyk i grację. Każda sukienka była albo za bardzo krzykliwa, albo za skromna, bądź miała nie takie dodatki, naszycia, guziki, kolory bądź fason. W każdym razie, marnowałam tylko kolejne długie godziny, każdego dnia. Gdyby to zależało ode mnie, nie spędziłabym nawet pięciu minut przy strojach, ale ciotka naciskała, abym w końcu coś wybrała, aby mogła być spokojna. Lidith uważa się za głównego organizatora wszystkich tych wydarzeń po kolei i chyba zapomina, że to nie ona wychodzi za mąż.

- Marto, możemy już skończyć na dzisiaj? - zapytałam zimnym, rzeczowym głosem bez wyrazu i posłałam jej chłodne spojrzenie.

- Wasza wysokość - ukłoniła mi się. - została ostatnia sukienka. Dzisiaj rano przysłał ją najlepszy butik w mieście, specjalnie na okazję parady. - odpowiedziała, a ja zmierzyłam ją wzrokiem, następnie skinęłam głową.

Suknia wydawała się całkiem ładna, została wykonana z tkaniny koloru chłodnej bieli i zdołałam dostrzec tylko błękitne akcenty oraz białe hafty. Kiedy służące założyły już na mnie suknię, momentalnie oniemiałam z wrażenia. Była doskonała! Kwadratowy dekolt, który uwydatniał mój biust, lekko nabudowane rękawy trzy czwarte oraz marszczenia na nich. Dodatkowo piękne błękitne akcenty, które przełamywały biel. Całość dopełniały również białe haftowane kwiaty oraz wszyte błękitne klejnoty, które odbijały światło, roztaczając je dookoła. Świetlisty efekt był naprawdę piękny, moja suknie wręcz się mieniła.

- Skąd jest ta sukienka? - zapytałam, nie dając po sobie poznać zachwytu nad nią.

- Od Cynthii, Wasza Wysokość, jedna z najlepszych światowych projektantek. - odpowiedziała, mając nisko pochyloną głowę.

- Wspaniale, zlećcie jej projekt nad moją suknią balową. I niech będzie równie zachwycająca jak ta. - odpowiedziałam władczo z poważną miną i podniosłam ręce, oczekując, że zdejmą mi to dzieło z ciała.

Kilkadziesiąt minut później byłam już wolna i gotowa, ruszyłam więc w stronę komnat Iana, aby zaproponować mu wspólny lunch. Weszłam do jego komnat tak jak zawsze, bez pukania, otwierając drzwi na oścież i otworzyłam usta, aby się z nim przywitać, kiedy nagle dostrzegłam ją. Właściwie nawet nie wiedziałam kim ona jest i to zdenerwowało mnie jeszcze bardziej! Była niską brunetką o ciemnych oczach, która stała zdecydowanie za blisko blondyna. Uśmiechała się do niego w nienaturalnie wesoły sposób, a kiedy weszłam z impetem oboje zamarli, przenosząc na mnie spojrzenie.

Wybierz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz