Rozdział 12

34 4 4
                                    

Kolejne dni spędziłam w łóżku, próbując się nad sobą nie użalać i nie płakać, ale słabo mi to wychodziło. Z projektami byłam do przodu, więc mogłam sobie pozwolić na dni nic nie robienia, ale nie wpływało to zbyt dobrze na moją psychikę.

Bezustannie myślałam o tych trzech miesiącach, które razem spędziliśmy. O jego dłoniach na moim ciele, o naszych rozmowach, o sekretach, którymi się dzieliliśmy. O tym, jak bawiliśmy się z kotem i nauczyliśmy go aportować i o tym, jak wspólnie się śmialiśmy. A później przypomniało mi się nasze spotkanie sprzed ostatnich dni oraz o jego wyglądzie. Nie mogłam w to uwierzyć, że byłam taka ślepa, tak nim zauroczona, że dałam się okłamać. Oczywistym było, że nie był służącym króla Gwaina Halema, tylko należał do jego dworu. Może właśnie dlatego we wszystko mu uwierzyłam? Bo każde jego słowo było zaplanowane, a on chciał po prostu mnie wykorzystać? Nadarzyła mu się okazja, dałam się tak łatwo owinąć wokół palca, więc dlaczego miałby nie skorzystać?

Co ja gadam, jak mogłam myśleć o nim takie wstrętne rzeczy? Bez względu na to, co się wydarzyła, a co nie oraz jaka była prawda, jego uczucia w stosunku do mnie były całkowicie szczere. Była tego absolutnie pewna. Tak samo pewna jak tego, co sama do niego czułam. Nie zmieniało to jednak faktu, że byłam rozdarta oraz, że musiałam się jakoś pogodzić ze stratą.

Zapewne przeleżałabym tak kolejne dni, a nawet tygodnie, gdyby nie Joyce, której najwyraźniej znudziło się siedzenie w samotności. Brunetka z impetem weszła do mojego pokoju i założyła ręce na piersi, mierząc mnie gniewnym spojrzeniem.

- Wstawaj, Blair. Idziemy na paradę. - zmrużyłam na nią oczy i odwróciłam się na drugą stronę łóżka.

- Nigdzie nie idę. - wymamrotałam w poduszkę.

- Owszem, idziesz. - powiedziała, siadając obok mnie.

- Przecież wiesz, że nie mogę. - powiedziałam gniewnie, podnosząc się do siadu.

- Oj, daj spokój. A co jeżeli to twoja jedyna szansa, żeby zobaczyć go po raz ostatni? - zmarszczyłam brwi na jej słowa. - Poza tym - wzruszyła ramionami. - rozstaliście się, więc to bez różnicy, co powiedział.

- Joyce... - warknęłam ostrzegawczo.

- No co! Przecież wiesz, że mam rację! - westchnęłam i spuściłam wzrok. - Słuchaj, wiem, że ci ciężko, sama przechodziłam przez to jakieś milion razy i uwierz mi, że im szybciej się z tego podniesiesz tym lepiej. Mówiłaś, że Carlos należy do dworu króla Gwaina, więc jestem bardziej niż pewna, że dzisiaj się pojawi na tej paradzie, a jeżeli jego widok ma poprawić ci humor, to zaciągnę cię tam choćby nie wiem co. - szturchnęła mnie i uśmiechnęła się pocieszająco, a ja się roześmiałam.

- No dobra, chyba masz rację. - odparłam w końcu, a czarnowłosa się rozpromieniła.

- Wspaniale! Wstawaj i się ubieraj, za godzinę wychodziiimyyy! - powiedziała śpiewnie i wybiegła z mojego pokoju, a ja uśmiechnęłam się lekko za nią i odsunęłam kołdrę.

Stałyśmy przed naszym sklepem już dobre dwadzieścia minut. Cieszyłam się, że ulica główna, którą miała przejeżdżać para królewska była tak blisko, bo mimo że dziś nie padało, to nie było za ciepło. Co więcej dziwnie czułam się wśród ludzi, najchętniej wróciłabym do łóżka. Ale Joyce była taka podekscytowana, w jednym miała rację, wyjście i oglądanie tych wszystkich szczęśliwych ludzi, naprawdę trochę poprawiło mi humor.

- Już się nie mogę doczekać, tak dawno nikt nie widział księżniczki. - powiedziała w pewnym momencie Joyce, więc odwróciłam się do niej, tym samym stając tyłem do drogi. - Podobno jest niesamowicie piękna, a król Gwain jeszcze przystojniejszy. Słyszałam, jak ktoś opisuje ich, jako ogień i lód. Ona zimna, poważna, a on ciepły, porywający tłumy i... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ nagle zrobiło się głośniej.

Wybierz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz