Rozdział 4

54 5 0
                                    

Po dwóch tygodniach szał związany z nowym otwarciem trochę przycichł, ale nadal miałyśmy z Jo masę roboty. Nie martwiło mnie to jednak. Praca przy strojach była dla mnie bardzo przyjemna. Mimo że czasem ręce bardzo mnie piekły i miała zgrubienia na palcach, lubiłam to. Tym bardziej, kiedy nadal w pamięci miałam męczącą pracę fizyczną ostatniego roku.

Wyjrzałam przez okno na zewnątrz. Było popołudnie, słońce pięknie świeciło. Ludzie byli zajęci własnymi sprawami. Robili zakupy, sprzedawali, oglądali sklep, w którym pracowałam. Dzieci biegały i bawiły się, były takie beztroskie. Co jakiś czas przejeżdżał powóz, który przykuwał ich uwagę. Zamknęłam na chwilę oczy i pozwoliłam sobie na chwilę ciszy, w której mogłam usłyszeć te niesamowite dźwięki miastowego zgiełku. 

- Cześć. Zrobiłam nam herbatę. - powiedziała Joyce, wchodząc do pokoju, w którym siedziałam. 

- Dzięki. - odpowiedziałam, przenosząc na nią spojrzenie i odbierając napój. Uśmiechnęłam się lekko. - Skończyłaś już? - zapytałam.

- Nie, zrobiłam sobie chwilę przerwy. To jakoś nie mój dzień, na niczym nie mogę się skupić. - wyznała.

- Może zrób sobie przerwę i wróć do tego wieczorem albo po południu? - zapytałam, pamiętając, że mamy jeszcze dwa dni. To było sporo czasu, a ja swoją część sukien praktycznie kończyłam. - Jest taka ładna pogoda. Może powinnaś się przewietrzyć? - zasugerowałam.

- Sama nie wiem... Chyba nie powinnam. - odparła.

- Śmiało, musisz korzystać. Ja już kończę, gdybyś się nie wyrobiła to po prostu ci pomogę. - uśmiechnęłam się do niej ciepło.

- Mówisz serio? - zapytała z nadzieją.

- Jak najbardziej. - Czarna odwzajemniła mój uśmiech i ruszyła w stronę drzwi. Kiedy złapała za klamkę spojrzała na mnie jeszcze raz i jakby chciała coś powiedzieć, ostatecznie jednak zrezygnowała.

Wyszła, a ja zostałam sama. Wyjrzałam przez okno i pomachałam Joyce, co odwzajemniła. Widziałam jak czeka, aż przejdzie powóz z czarnym koniem, po czym przeszła na drugą stronę ulicy i zniknęła. Ja natomiast wróciłam do szycia. Sukienkę, którą miałam w rękach, praktycznie kończyłam. Po niej natomiast zostały mi jeszcze dwie i miałam wolne na dzień dzisiejszy. Chociaż zastanawiałam się, czy nie zacząć wykonywać kolejnych zleceń. W końcu i tak nie miała nic innego do roboty.


Po skończonej pracy udałam się do karczmy na przeciwko ulicy na obiad. Wyszłam przez drzwi, zamykając za sobą sklep. Poczułam na skórze promienie słońca, a ciepły wiatr szarpał moją suknię i rozwiewał włosy. Na ulicach zrobiło się trochę ciszej niż było od rana, w końcu dzień powoli dobiegał końca. Uważnie rozejrzałam się, po czym przeszłam przez ulicę i weszłam do dobrze znanego mi budynku. Po przekroczeniu drzwi frontowych usłyszałam dzwoneczek, oznajmujący przybycie nowego klienta. Pomieszczenie było duszne i spowijał je lekki mrok. Tak jak się spodziewałam, o tej godzinie nie było tam wielu ludzi. Zrobiłam kilka kroków do przodu i dostrzegłam Fallon za ladą. Uśmiechnęłam się do niej lekko, kiedy mnie zauważyła. 

- Blair! - krzyknęła zaskoczona, i podbiegła mnie przytulić. - Nie widziałam cię całe wieki, gdzieś ty była? - zapytała mnie, prowadząc do krzesła przy ladzie.

- A wiesz. - zbyłam jej pytanie. - Takie tam.

- Jak zwykle tajemnicza. - pokręciła głową z dezaprobatą. - Dobrze, w każdym razie, mów, co mogę ci podać. - spojrzała na mnie intensywnie, niebieskimi oczami, w których tańczyły wesołe iskierki. Naprawdę nie miałam pojęcia, skąd te dziewczyny biorą tyle energii. Mając oczywiście na myśli zarówno Fallon, jak i Joyce.

Wybierz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz