Rozdział publikuje znowu gdyż jakoś się cofnęła publikacja.
Pov. Niemcy
-Masz cztery złote na jutro do szkoły - odezwał się Rzesza, podając mi wspomnianą sumę pieniędzy.
-Ale jutro jest sobota - odpowiedziałem szczerze
-No to masz na poniedziałek.
-dzięki - odebrałem wspomniane pieniądze i pobiegłem na górę schować je do piórnika jak zwykle. Będzie na autobus.
-Niemcy!! - usłyszałem pukanie do drzwi.
Po charakterystycznym dźwięku już byłem w stanie rozpoznać, kto to.
-Czego? - odpowiedziałem, podchodząc do drzwi i otwierając je.
-No bo no... Tam ktoś stoi... - odpowiedział zaniepokojony Lichtenstein, stojąc pod drzwiami.
-Co? - spytałem się lekko zdziwiony - gdzie?
-Chodź - zaczął iść w stronę swojego pokoju, by następnie stanąć przy oknie - widzisz?
Również stanąłem przy oknie i wyjrzałem.
Ogólnie to mam dość duże podwórze, z tyłu domu znajduje się trochę drzew po lewej stronie i stara furtka prowadząca do znajdującej się za domem łąki. Tam przy furtce ktoś stał i gapił się na nasze podwórze, jednak nie byłem w stanie zidentyfikować tej osoby. Uznałem to za dość niepokojące.
-Idę poinformować o tym ojca - powiedział lichtenstein i wyszedł.
Nadal obserwowałem tego typa, stał z jakąś chyba butelką? I gapił się w jedno miejsce.
Niedługo po tym zauważyłem na dworzu Rzeszę, który wyszedł do nieznajomego. Najpierw zaczął gadać z nim przez siatkę.
Pewnie jakiś pijak czy coś, nic interesującego. Poszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku, zakładając słuchawki. Tym razem postanowiłem na coś bardziej energicznego, "How do you do" od Boom. Włączyłem media społecznościowe i trochę przeglądałem, aż zadzwonił mój telefon.
-Czego?! - krzyknąłem zirytowany nie zwracając uwagi na to, że dzwonił mój ojciec
-Podasz otwieracz do butelek? Jest w szufladzie w kuchni - odpowiedział spokojnym głosem. W tle było słychać nieznany mi głos.
-Po co? - spytałem się, oczekując normalnej odpowiedzi.
-Po prostu przynieś - powiedział i się rozłączył.
Zrezygnowany wstałem z łóżka i wziąłem telefon. Później zszedłem na dół do kuchni nie wyłączając słuchawek, i otworzyłem szufladę. Nie ma. Otwieram kolejną, i... Jest.
Biorę otwieracz do ręki i wychodzę z domu, by następnie przejść na tył podwórza. Widzę tam ojca wraz z nieznanym typem.
Chwilę stałem w miejscu myśląc nad czymś, lecz po chwili zawołałem:
-Mam otwieracz!
Rzesza coś tam jeszcze gadał, a następnie podszedł do mnie.
-Kto to? - spytałem się
-A taki mój stary kolega z dawnych czasów... - odpowiedział, biorąc otwieracz - idź do siebie już i zajmij się swoimi sprawami.
"Kolega"?
-Gdzie byłeś?! - spytał się mnie Lichtenstein gdy wszedłem do domu.
-Podać otwieracz. Ten typ to niby jakiś znajomy ojca
-Aha - odpowiedział, trzymając dwie niebieskie gumy do żucia marki turbo w prawej ręce - dobra, to ja idę do siebie.
Wciąż miałem w tym czasie słuchawki w uszach. Akurat teraz leciała piosenka "18" od Code Red.
Poszedłem do siebie i jakoś spędziłem trochę czasu...
***
-Ej, Niemcy! - usłyszałem.
Wyjąłem słuchawki z uszu i podszedłem do drzwi, wiedząc kogo się spodziewać.
-Co tym razem? - spytałem się
-Ojciec chciał żebyś poszedł kupić płyn do mycia naczyń, bo już nie ma - poinformował - mógłbym pójść z tobą?
-No dobra - zgodziłem się, schodząc na dół.
Lichtenstein wydawał się dziwnie podekscytowany.
Na dole wziąłem od rzeszy potrzebne pieniądze i zawołałem lichtenstein'a. Zmieniliśmy buty oraz założyliśmy kurtki, a następnie wyszliśmy na dwór.
W pobliżu jest średniej wielkości sklep, głównie spożywczy. Ceny nie są najlepsze, ale nie ma na co narzekać.
-Patrz, Subaru! - krzyknął lichtenstein, przez co parę osób idących po drugiej stronie ulicy spojrzało się na nas.
-Gdzie? - spytałem się
-Tam - wskazał palcem na auto skręcające s stronę sklepu, do którego mamy zamiar iść.
Zaraz, już gdzieś ten samochód widziałem...
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy do sklepu. Pozwoliłem lichtenstein'owi rozejrzeć się po sklepie i wybrać coś dla siebie do 5 zł.
Miałem rację co do tego samochodu. W sklepie zauważyłem znajomego z klasy. Podszedłem do niego.
-Hej - odezwałem się
-Hej - odpowiedział, lekko zaskoczony
-co u ciebie? - spytałem się
-Jakoś może być, a u ciebie? - spytał się
-U mnie dobrze, jestem tu z moim młodszym bratem. Tak w ogóle to-
-Niemcy!!!! Patrz!!! - przerwał mi krzyk mojego młodszego brata.
-czego? - spytałem się.
-Pamiętasz jak dostałem taki samochodowy album z naklejkami, ale nigdzie nie było naklejek? Tu mam! Są po dwa złote, mogę wziąć pięć?
-No... Dobra, weź. Poczekaj jeszcze trochę - odpowiedziałem.
-To twój brat? - znajomy z klasy, Polska, spytał się mnie.
-Tak - odpowiedziałem - jest fanem samochodów, to chyba widać. Dobra ja już muszę lecieć bo ojciec będzie się niepokoił - odpowiedziałem - pa.
-cześć - odpowiedział, idąc w inną alejkę
-Lichtenstein - zawołałem - chodź.
Wziąłem jakiś najtańszy płyn do naczyń i podeszliśmy do kasy. Lichtenstein podał sześć opakowań naklejek, co dało razem 12 zł... Mimo wszystko postanowiłem zapłacić za te sześć opakowań. Zapłaciłem razem 17.67 i wyszliśmy ze sklepu.
-Chodź, otworzysz to w domu - pogoniłem lichtenstein'a - nie będę czekał na ciebie godzinami.
-ale to jest takie super! - odpowiedział - zbierasz naklejki do albumu, a jak uzbierasz wszystkie to możesz je wymienić na losowy model samochodu!
-Ta... - odpowiedziałem, nie myśląc nad tym zbyt wiele. Sam zbierałem podobne naklejki w jego wieku, lecz teraz średnio mnie to interesuje.
Niedługo po tym zjawiliśmy się w domu, I tak jakoś minął nam ten czas.
***
Wiem, że jeszcze nie ma soboty, ale pomyślałam, że mogę wstawić ten rozdział, gdyż ostatnio długo nie wstawiałam. Jutro wstawię kolejne dwa gdyż są ze sobą powiązane, i potem już co sobotę.
25.11.2023
CZYTASZ
Nowy ° Gerpol [ZAWIESZONE]
FanfictionSzesnastoletni Polska w wakacje przeprowadza się wraz z rodziną do nowego miejsca. Wkrótce po tym zaczyna się szkoła, i nowe osoby. Jedna z tych osób szczególnie przykuła jego uwagę... Tak wiem ten opis jest zły, może kiedyś zmienię //Update 09.2024...