7.

6 0 0
                                    

Gabi

Kolejny dzień siedzenia w domu, już mi się nudziło cały czas to samo. Pierwszego dnia i drugiego może było fajnie, zrobiłam przegląd szafy, nie miałam za wiele ubrań, ale te co miały jakąś wadę, opuściły ją. Nadrobiłam książki, które czytałam i w międzyczasie miałam zdalenie prowadzone zajęcia z innymi nauczycielami niż ze szkoły. Miło było usłyszeć pochwały za wiedze, którą posiadam. Moja swoboda była jednak ograniczona, na lekcjach siedział mój tata, nie było go widać, ale w pomieszczeniu zawsze się znajdował. Zabrany miałam również telefon, nad czym ubolewałam, ponieważ nie mogłam pisać z Maxem i Oliwierem. Mama cały czas była nerwowa, a tata wieczorami wychodził tak jak dzisiaj.

Postanowiłam poprosić mamę o telefon. Mam nadzieję, że się zgodzi i tata się o niczym nie dowie. Jakie było moje rozczarowanie, jak odmówiła i stanowczo zakazała ponownego proszenia. Wróciłam do pokoju i zaczęłam najnormalniej w świecie płakać na początku łzy spływały mi po policzkach gdy leżałam na plecach i wpatrywałam się w sufit. Później mój cichy płacz przerodził się w szlochanie w poduszkę.

W trakcie mojej histerii i załamania nerwowego do pokoju wszedł mój tata. Spojrzał na mnie bez wzruszenia, co dodało jeszcze oliwy do ognia.

- Ktoś do ciebie - zaczął - doprowadź się do porządku - i wyszedł z pomieszczenia. Otarłam łzy i poprawiłam swoje ubranie.

Schodząc ze schodów, usłyszałam Oliwiera. Chęci do życia mi wróciły, lecz nie na długo. Chłopak obrócił się w moją stronę, a ja ujrzałam zmasakrowaną twarz.

- Co się stało? - zapytałam, podbiegając do chłopaka.

- To sprawka twojego brata - powiedział przy rodzicach. A mnie zamurowało, jaki miał cel Max, raniąc Oliwiera, który miał nam pomóc się spotkać.

- Ale jak to - powiedziałam, tata skanował moje ciało

- Gabrielo pamiętaj, że musisz być lojalna dla swojego domu jak i przyjaciół - odezwał się męski głos.

Wydało się. Nie wierzę.

Usiadłam na najbliższym krześle i zaczęłam znów płakać, to już nie był ciche i zagłuszane przez moją dłoń popłakiwanie. To był ryk. Czułam się okłamana. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo, sztuczność i rozczarowania. Przeszywały mnie spojrzenia przyjaciela i rodziców, tak jakby czekali, aż się przyznam i poddam się kary śmierci. Ja pod wpływem tych wszystkich emocji znalazłam resztki siły, by wstać i udać się do pokoju. Każdy kolejny stopień pokonywanych schodów bolał jeszcze mocniej niż poprzedni. A wzrok moich bliskich zadawał kolejny cios w moje plecy, w których już nie było miejsca na kolejne noże w nie wbite .

Znając mniej więcej godziny, w których tata wychodzi i wraca udałam się do pokoju Maxa, gdzie tata zrobił sobie biuro. Byłam tak zła i gotowa znaleźć telefon i uciec z domu. Mama już dawno spała, ma twardy sen, bo bierze leki. Drzwi od pokoju były zamknięte.

- kurcze - powiedziałam cicho do siebie.

Wracając do swojego pokoju, zobaczyłam, że w moich drzwiach jest klucz od strony korytarza. Zatrzymałam się i je wyciągałam, może ten klucz pasuje do zamka od pokoju Maxa. Podeszłam z powrotem do mojego celu i włożyłam przedmiot , przekręciłam, a następnie pociągnęłam za klamkę.

OTWARTE.

Udało się dostać do pomieszczenia. Wparowałam do niego i ujrzałam duże dębowe biurko i stertę dokumentów. Otworzyłam pierwszą szufladę, nie było w niej telefonu. Następna też okazała się, nie zawiera telefonu a gotówkę, sporo jej, niewiele myśląc, schowałam garstkę do kieszeni, wysuwając trzecią szufladę, zobaczyłam telefon. Wyciągałam go powoli i wybiegłam z pokoju, zamykając go i zabierając klucz.

Byłam już spakowana na wszelki wypadek. Zabrałam plecak i zeszłam ze schodów, najciszej jak mogłam.

Jest duże prawdopodobieństw, że mój tata już wie o mojej wizycie w jego gabinecie. Dlatego każda sekunda się liczy. Opuszczając dom, udałam się w stronę parku, który prowadzi na dworzec kolejowy i cmentarz. Dlatego to idealne miejsce do ucieczki. Kamery zarejestrują, że wchodzę do parku i będą myśleli, że uciekam na dworzec, a ja schowam się na cmentarzu. Trochę straszne.

Ale w głowie powtarzam sobie, że się uda. Ale mój plan jest dobry. Znam numer Maxa na pamięć. Telefon jest mi potrzebny, tylko żeby zmylić mojego tatę. Jestem tego świadoma, że mam w nim lokalizator GPS. Zostawię go na ławce w parku, Na pewno ktoś się pokusi, by go przywłaszczyć i udać się w nieznanym mi kierunku.

Będąc już w parku, telefon zostawiłam na ławce na placu zabaw. Idąc w przeciwną stronę cmentarza, zostawiałam czapkę. Jest równa trzecia w nocy idealny moment na spacer pomiędzy grobami.

Wiem, że z grobów nic się nie zabiera, ale pod wpływem stresu zapomniałam latarki, a popularne są wkłady na baterię zamiast normalnych wkładów parafinowych.

- Przepraszam... - spojrzałam na płytę nagrobkową - Bob...

Idąc dalej, zobaczyłam labirynt kontenerów. To jest moja idealna kryjówka.

Posiedziałam chwile w ciszy i znałam sobie sprawę, że adrenalina powoli zaczęła opuszczać moje ciało i zastąpił ją strach. Czy zaczęłam, żałować ani trochę, może to uświadomi moją mamę, że będąc uległą ojcu rani mnie i straciła syna.

- Hej to mój dom - z zamyślenia wyrwał mnie głos starszego pana. Podskoczyłam z przerażenia.

Znaleźli mnie?

Okazało się, że moja kryjówka była "domem" do starszego zaniedbanego mężczyzny.

- Przepraszam. Pan tu mieszka ? - zapytałam

- Tak. A ty dziewczyno co tu robisz?

Wiedziałam, że nikomu nie mogę ufać, ale w tym momencie byłam w kropce.

- Uciekłam z domu. Mogę tu zostać?

- Ohh uciekłaś, możesz dawno z nikim nie rozmawiałem - uśmiechnął się sam do siebie. Co mnie nieco przestraszyło.

Mój plan nie zawierał opcji "pan bezdomny"

- dziękuję - powiedziałam cicho podkulając nogi bliżej klatki piersiowej.

Po chwili ciszy usłyszeliśmy syreny policji. Śmieszna sprawa Max zawsze mówił, że jadą po niego teraz to ja jestem w stu procentach pewna że jadą po mnie.

- Dlaczego uciekłaś z domu ? - odezwał się bezdomny.

- Cóż moi rodzice... - przerwałam - będzie im lepiej gdy zostaną sami.

- Oh biedna - mówi to facet , który nie ma domu.

- A Pan ? - ciągnęłam rozmowę dalej.

- Hmm. Zadarłem z mafią.

- Mafią?

- Niestety. Mieli mnie zabić. Dokładnie taki chłopak - zaczął a ja zgłodniałam miałam kanapki, z których kolacji nie zjadłam.

- Chce Pan kanapkę? - zapytałam.

Mężczyzna przytaknął. Jedząc, opowiadał historię o chłopaku, który miał go zabić jako chrzest do mafii. Był młody i zagubiony, ale nie zabił go, kazał uciekać i udać, że nie żyje i tak się stał bezdomnym. Dlatego wieczorami przychodzi na cmentarz, żeby go nikt nie złapał.

Godziny mijały i zaczęło robić się jasno. Zostawiłam termos z herbatą i resztę kanapek Robetowi, bo tak miał na imię. Udałam się do budki telefonicznej. W głowie, powtarzając numer Maxa.

Proszę, żeby odebrał - powiedziałam wybierając jego numer.

- Halo ? - usłyszałam Maxa.

- Halo Max potrzebuje pomocy uciekłam z domu - wypowiedziałam na jednym tchu zdanie, które powtarzałam cały czas.

- Udaj się do opuszczonego magazynu na końcu miasta - powiedział a czas się skończył.

Opuszczony magazyn.

- Ale gdzie to jest ? - zapytałam się trzymając słuchawek.

It is never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz