9. SYZYFOWY KAMIEŃ

299 39 29
                                    

Obecnie

Aśka

Kolejny weekend wakacji mija zbyt szybko. Czasem żałuję, że nie mam magicznej mocy zaklinania czasu. Zatrzymałabym go na tych chwilach, które są dla mnie ważne. Pielęgnowałabym wspomnienia. Jak momenty, gdy objadałyśmy się z mamą lukrecją. Albo jesienne spacery z tatą w pobliskim lesie, gdzie bezskutecznie próbował znaleźć czarne łebki.

Gdy dostałam się liceum Fritzów, tata kupił tort i zabrał mnie do kina. Był przeszczęśliwy. Chyba nawet bardziej niż ja. Uważał, że to dla mnie przepustka do lepszego życia. Dlatego nigdy nie skarżyłam się, że mi tam dokuczają. Do szkoły wychodziłam uśmiechnięta i wracałam z uśmiechem na ustach. Byłam biedna, ale nie uważałam tego za powód do wstydu. W tej szkole przekonałam się, że naprawdę liczy się kasa. Nie zapraszano mnie na melanże, nie miałam koleżanek. Skupiałam się na nauce. Tata czasem żartował, że mogłabym trochę się pobuntować, bo jak dorosnę, to już nie będzie wypadało. Tyle że ja nie miałam powodów do buntu. Nie wracałam po nocach, bo nie miałam znajomych, z którymi mogłabym się powłóczyć. Utrzymywałam kontakt tylko z dwiema dziewczynami z Klubu Wolontariusza: Dżastą i Sati. Jeśli w przypadku tej drugiej można w ogóle mówić o kontakcie, bo te międzyludzkie są dla niej strefą zakazaną.

Ta szkoła miała być dla mnie biletem do wymarzonego uniwersytetu, a okazała się przedsionkiem piekła. Zamiast motta tuż nad wejściem, głoszącego: „Otwórzcie umysły, którzy tu wchodzicie" powinno widnieć: „Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie". A przynajmniej w moim przypadku, bo już dawno porzuciłam nadzieję, że cokolwiek się zmieni. Ale tato nie musiał o tym wiedzieć. I tak miał za dużo na głowie. Mniej wiesz, lepiej żyjesz... czy jakoś tak.

W niedzielę rozdzwania się moja komórka. W słuchawce słyszę automatyczną sekretarkę informującą, że rozmowa będzie na mój koszt. Zgadzam się. A jak. Jestem podekscytowana i przestraszona jednocześnie. W końcu usłyszę tatę, a z drugiej strony boję się, że ktoś mu zrobił krzywdę, a ja będę tkwić po drugiej stronie słuchawki, wiedząc, że nie mogę mu pomóc. W żaden sposób. Po chwili słyszę głos, którego tak bardzo mi brakowało:

– Cześć, córcia. – Tata nie brzmi, jakby działa mu się krzywda.

Oddycham z ulgą. To nasza pierwsza rozmowa od dnia, w którym go aresztowano.

– Cześć, tatku. – Nie mogę powstrzymać wzruszenia. Zasłaniam dłonią usta i cicho łkam.

– Asiek, nie płacz... córcia. Nic mi nie jest.

– Tak strasznie się o ciebie martwiłam – mówię przez łzy.

Obiecałam sobie, że się nie rozkleję, że będę silna, żeby się nie niepokoił. I szlag jasny trafił moje postanowienie.

– Naprawdę wszystko w porządku. Nie siedzę z żadnymi zwyrodnialcami. Większość jest tu za alimenty i drobne oszustwa. Lepiej powiedz, jak sobie z mamą radzicie? Bierze leki?

– No jasne! – wyrywa mi się nazbyt entuzjastycznie. Kłamstwo rośnie w gardle i ma posmak gorzkiej końcówki szparaga. – Nic się nie martw, ogarniamy.

– A dasz mi ją do telefonu?

Oddech więźnie mi w gardle. Myśl, Aśka, myśl!

– Na zakupach jest – rzucam pierwsze, co przychodzi mi na myśl, po czym od razu się orientuję, że popełniłam błąd. Mama już od kilku lat nie robiła zakupów. – Z asystentem rodziny... – dodaję pospiesznie – Wiesz, jak cię... – milknę, w porę orientując się, że o mały włos nie wymsknęło mi się słowo „zamknęli", a nie chcę sprawiać mu przykrości.

– Nazywaj rzeczy po imieniu, córcia. – Śmieje się w głos, jednak w jego śmiechu brakuje radosnej nuty. – Masz ojca w więzieniu i chociaż bardzo chciałbym cofnąć czas, nie mogę tego zrobić. Myślałem... myślałem, że uda mi się to spłacić, zanim wszystko... Przepraszam... – Głos mu drży, a mnie na powrót ogarnia rozżalenie. Ocieram wilgotne kąciki oczu i pociągam nosem. Dlaczego życie jest tak cholernie niesprawiedliwe? – Przepraszam, Asiek, że cię zawiodłem.

– Nigdy mnie nie zawiodłeś, nawet tak nie myśl. Nic się nie martw. Dajemy sobie świetnie radę.

– Może udałoby się wam przyjechać z mamą na widzenie? Spytaj tego asystenta rodziny, pewnie pomoże załatwić transport. Do Rawicza nie jest daleko...

– Jasne... wszystko załatwię. Kocham cię, tatku – dodaję szeptem.

– Ja ciebie też, córcia. Muszę kończyć... – Wzdycha ciężko. – Zadzwonię za tydzień. Pa, Asiek.

– Będę czekać. Pa, tato.

Słyszę odgłos odkładanej słuchawki, a potem zalega cisza. Długo jeszcze stoję z wysłużonym smartfonem przyciśniętym do ucha i płaczę bezgłośnie. Odkładam telefon na szafkę i rozglądam się w poszukiwaniu Wlepki. Dostrzegam ją na łóżku. Leży zwinięta w kulkę i śpi. Kładę się obok i nadal płacząc, wtulam twarz w jej mięciutkie futerko, pachnące kurzem.

– Och, Wlepko... – szepczę. – Boję się, że nie wytrzymam w tym piekle kolejnego roku...

Z gardła kotki wydobywa się cichutkie „mrau", które przeradza się w kojące mruczenie. Przysuwam ucho blisko jej ciała i wsłuchuję się w te wibrujące tony. Powoli się uspakajam. Przebiega mi przez myśl, że przecież wiecznie nie może być pod górkę. Że kiedyś muszę doturlać ten mój syzyfowy kamień na szczyt.

A co, jeśli nie?

– Nie wiem... – Przymykam powieki i powtarzam ciszej: – Nie wiem... 

HellPunk (17.07.2024 - wydawnictwo Papierowe Serca)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz