3. KORONA MU Z GŁOWY NIE SPADNIE

82 10 0
                                    

Obecnie

Aśka

Lubię weekendy. Nie muszę zrywać się w środku nocy. Poza tym zdecydowanie wolę sprzątanie od zrywania pomidorów.

Kiedy pod koniec maja aresztowano tatę, po kilku dniach zniknęła też mama. Sądziłam, że wróci. Tak jak to zwykle robiła. Nie wróciła, a ja zostałam z budżetem wielkości świadczenia pięćset plus i czerwcowym przelewem stypendium naukowego Fundacji Fritzów. Kolejne miało spłynąć dopiero we wrześniu. Wizja przeżycia wakacji mnie przerażała. Zostałam całkowicie sama. Och, przepraszam. Z kotką, której opłakany wygląd idealnie odzwierciedla moją sytuację życiową. Wlepka jest wyleniała, brzydka, z obciętym jednym uchem i krzywym ogonem. Samotna jak ja. Pasujemy do siebie.

Znalazłam ją rok temu w kartonie wrzuconym do kanału Obry. Zakrwawioną i pokiereszowaną. Była taka malutka, że mieściła się w dłoniach. Weterynarz powiedział potem, że niewiele brakowało, a zdechłaby z wycieńczenia. Ucho obcięto jej tępym narzędziem, a ogon specjalnie złamano. W kilku miejscach wyrwano futerko. Do teraz ma tam łyse place.

Dla takich zwyrodnialców powinien być osobny kocioł w piekle!

Mimo czekającego mnie wyzwania i tak wolę wakacje niż szkołę. Ostatni miesiąc nauki pamiętam jak przez mgłę. Nie miałam kontaktu z tatą, bo siedział w areszcie. Do teraz nie mam, ale wiem, że w więzieniu będzie mógł do mnie dzwonić. A przynajmniej mam taką nadzieję. Początkowo sądziłam, że to, co się wydarzyło, jest jedną wielką pomyłką. Niestety śledztwo wykazało, że tata naprawdę brał lewe pożyczki. Sądu nie obchodziło, że robił to, by spłacić długi, które zaciągnęła chora na schizofrenię mama, ani że zamierzał zwrócić pieniądze co do grosza. Według nich jest złodziejem. I tyle. A ja? Ja jestem nieletnia. Mieszkająca bez pełnoletniego opiekuna. Jeśli ktokolwiek by się o tym dowiedział, powiadomiono by MOPS. Drżę na samą myśl, jakie byłyby tego konsekwencje. Nie chcę trafić do domu dziecka.

Nie. Ma. Takiej. Opcji!

Na wspomnienie chwil spędzonych w pogotowiu opiekuńczym zaciskam pięści tak mocno, że aż drżą. Pierwszy raz trafiłam tam, gdy byłam w przedszkolu. Zapamiętałam ten dzień bardzo dobrze, ponieważ wcześniej nie wiedziałam, czym jest strach. Nie miałam pojęcia, że okaże się moim najwierniejszym towarzyszem. Potrafię przywołać w pamięci tamto wydarzenie ze wszystkimi szczegółami. Padało. W sali było ponuro i gorąco. W przedszkolu zawsze było za gorąco, ale nie wolno mi było ściągnąć sweterka. Na obiad podano nam groszek z marchewką wyglądający jak czerwono-zielona breja. Nie chciałam tego jeść. Pani powiedziała, że muszę, inaczej mamusia po mnie nie przyjdzie.

Nie zjadłam.

A ona nie przyszła.

Pamiętam, że płakałam i prosiłam o ten groszek. Do teraz mam przed oczami łzy błyszczące w oczach nauczycielki. Aż w końcu pojawiła się uśmiechnięta pani w bordowej garsonce, z włosami spiętymi tak ciasno, że odnosiło się wrażenie, jakby naciągały jej skórę na twarzy. Wzięła mnie za rękę. Skórę dłoni miała gładką i chłodną. Zaprowadziła mnie do szarego auta i pojechałyśmy do wielkiego domu. Umieszczono mnie w małym pokoju z rozkładaną wersalką i regałem z zabawkami. Dostałam skibkę chleba z marmoladą i kakao z kożuchem. Nie tknęłam jedzenia. Stałam przy oknie i gapiłam się na ulicę, licząc, że spomiędzy strug deszczu wyłoni się mama.

Spędziłam tam tydzień, każdego dnia z nadzieją wypatrując jej powrotu. Nie doczekałam się. Odebrał mnie tata, który przed czasem wrócił z pracy za granicą. Taki był wówczas ich plan na życie. Mieszkanie na kredyt, mama zajmująca się domem i tata pracujący za granicą. Kto mógł przewidzieć, że mama zachoruje na schizofrenię. Diagnoza była szybka, tak jak decyzja taty o pozostaniu w Polsce. Od tamtej chwili było nam coraz ciężej, ale on robił wszystko, bym tego nie odczuła. I byśmy nie stracili domu. Gdy byłam w szkole podstawowej, dostał pracę w banku. Wtedy zły los się od nas odwrócił. Na chwilę. Gdy wyjechał na tygodniowe szkolenie, znów trafiłam do pogotowia opiekuńczego, bo mama zniknęła. Wróciła po miesiącu, z paczką czarnej lukrecji na przeprosiny. Takie epizody powtarzały się kilka razy do roku. Mama znikała, a gdy wracała, na zmianę z tatą pilnowaliśmy, by brała leki. A ona przepraszała. Obiecywała, że to się więcej nie powtórzy. Kupowała lukrecjowe żelki. Wystarczyło jednak, że poczuła się lepiej, a tabletki szły w odstawkę, a po kilku dniach ona znów znikała.

HellPunk (17.07.2024 - wydawnictwo Papierowe Serca)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz