---Notatka od autora---
Ten rozdział miał być dłuższy.
I jest. Tamten miał jakoś 1000 słów, ten natomiast ma jakoś 3900.
To prawie 4 tyś
Ale też nie było go długo. Przykro mi ale moje życie to jakiś żart więc trudno znaleźć czas na pisanie, szczególnie że zaraz półrocze a ja głupi z czterech przedmiotów nie zdaję. Więc możecie się spodziewać następnego rozdziału za duuuuużo czasu. Może trzy tygodnie, raczej jednak miesiąc czy coś około tego. Może nawet dłużej bo muszę jakoś oceny poprawić :(Dodłem tu jeszcze trochę teorii magii z tego świata. Jeśli ktoś z was nie czytał przedtem ff z rozbudowaną czarną magią to proszę się nie martwić będe wyjaśniać tu te sabaty, tradycje i inne żeczy z tego tematu
No ale to tyle z ogłoszeń parafialnych, mam nadzieję że ten rozdział się spodoba ☆
---koniec notatki---
- Harry! Harry, gdzie jesteś! - Wołał Syriusz
Kurwa mać. Ministerstwo w końcu zgodziło się aby jego chrześniak był pod jego opieką (nawet jeśli tylko na chwilę), a on już zdołał go zgubić. Jebani śmierciożercy, to wszystko ich wina. Syriusz przeszukiwał puste pole namiotowe już od piętnastu minut i jeszcze go nie znalazł. Bogowie, a co jeśli coś mu się stało? Syriusz nigdy nie byłby w stanie sobie tego wybaczyć.
Wołał jego imię jeszcze przez następne pięć minut, jednocześnie poszukując go wzrokiem. Kiedy w końcu go ujrzał zdziwił się wielce. Bowiem Harry stał wyprostowany, wokół zgliszczy i gapił się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Zawołał go jeszcze raz, jednak chłopak go zignorował. Podbiegł do niego chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
I nagle usłyszał krzyk.
- Morsmorde!
Na niebie pojawiła się czaszka z wężem. To był znak Voldemort’a, syriusz nie widział go od trzynastu lat. Jednak sam widok tego znaku sprawił że wszedł w rolę żołnierza. Przybrawszy pozycję bojową powoli zbliżył się do swojego chrześniaka. Chrześniaka który przez ten cały czas nawet się nie poruszył, wpatrując się idealnie w miejsce z którego wypłynęła klątwa.
Nagle oboje usłyszeli dźwięk aportacji. Ze wszystkich stron otoczyły ich postacie z wyciągniętymi różdżkami i przekleństwami na ustach. Syriusz wziął Harry’ego za szyję i szarpnął nim do dołu, aby tak jak on schylił się przed zaklęciami.
- Wystarczy! - krzyknął ktoś za postaciami które Syriusz już zidentyfikował jako aurorów
- Co się do cholery dzieje?! - Krzyknął Syriusz - dlaczego nas atakujecię?!
________________________
Harry miał wrażenie że był naćpany. Nie mógł skupić się na otoczeniu, nie mógł nawet poprawnie zareagować kiedy jego ojciec chrzestny go wołał, ani kiedy Aurorzy ich zaatakowali. Wpatrywał się tylko w znak na niebie, w znak Lorda Voldemorta, w znak wypuszczony z różdżki mężczyzny o zdesperowanych oczach.
Jego mózg był tak skupiony na wydarzeniu którego był świadkiem że ledwo rejestrował kłótnię Syriusza z jakimś urzędnikiem. Syriusz zawlókł go pół przytomnego do punktu aportacyjnego. Razem przenieśli się do mieszkania, w mugolskim Londynie które Syriusz kupił sobie po opuszczeniu św Munga.
Syriusz położył go do łóżka w pokoju gościnnym, marudząc coś o publicznym bezpieczeństwie. Harry szybko zasnął. Nie przeszkadzało mu brudne ubranie ani nic innego. Spał głęboko śniąc o osobie którą reprezentował znak na niebie, wyryty teraz wyraźnie w jego umyśle.
Jego sny o Voldemorcie zaczęły się niedługo po tym jak Syriusz został uniewinniony. Cały czas śnił mu się ten sam sen. Jakiś mężczyzna idzie sprawdzić dziwne odgłosy dobiegające z posiadłości, w posiadłości jest Voldemort, glizdogon, jakiś jego sługa i wąż. Sen zawsze kończył się tym że mężczyzna zostaje zabity przez Voldemorta.
CZYTASZ
Martwe Kwiaty fic.Tomarry
FanfictionDursley'owie oddają Harry'ego do sierocińca i wyrasta on trochę nie tak jak zaplanował Dumbledore, ale wszystko będzie dobrze. Prawda? Tom Riddle|Voldemort x Harry Potter Hermiona Granger x Pansy Parkinson Syriusz Black x Remus Lupin Draco Malfoy x...